[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dał się zauważyć, kie­dy oglądałyśmy pomieszczenie, wychwalając jego uro­ki.Elżusia robiła pranie z wielkim upodobaniem i mokre szmaty suszyły się tam bez przerwy.- No tak, to ten - stwierdziła Krystyna - zaw­sze tu stał.I ta etażerka ze starymi czasopismami.I nigdy ich nic nie zasłaniało, mam na myśli dawne czasy.- Zwracam ci uwagę, że zawsze przyjeżdżałyśmy w lecie, na wakacje.Elżusia suszyła w sadzie.Bie­rzemy go do pokoju, ciągnij!Dość był ciężki, ale we dwie dałyśmy mu radę.Zwlokłyśmy go po schodach do mojego pokoju i zag­łębiłam w nim ręce z wielkim zapałem i bez zwłoki.Krystyna poświęciła się, wróciła na strych i kawał­kami zniosła całe stosy papierów z tamtego więk­szego kufra, z wyraźną przyjemnością zmieniając mo­ją sypialnię w składnicę makulatury.Z wielką chciwością dorwałyśmy się do korespon­dencji przodków, którzy nigdy w życiu nie wyrzucili chyba ani jednego papierka.Objawiła się nam cała historia dwóch rodzin, Dębskich i Przyleskich, oraz pełny wachlarz znajomości prababek i pradziadków.Prawie zapomniałam, po co to wszystko czytam, tak zachwyciły mnie owe szczegóły z dawnych lat.Straszliwy mezalians świeżutkiego hrabiego Dębskiego, dziadka pra- i tak dalej -babki Klementyny, popełniony z córką kupca gdańskiego i angielskiej lordówny, multimilionerką, zapełniał prawie pół kuf­ra i rozweselił nas obie zgoła do wypęku.Zaraza na indyki i rolada z bażantów przemieszane tam były z dramatycznymi chwilami powstania styczniowego.Dziękczynna epistoła Kacperskiego-powstańca do babci-kupcówny, opiewająca jego nieomal śmierć kli­niczną i powrót do życia dzięki nadludzkim wysiłkom jaśnie panienki Klementyny wyjaśniła nam wreszcie dokładnie przyczyny również nadludzkiej miłości Kacperskich do naszej rodziny.Listy Klementyny do babci zawiadamiały o awansach wicehrabiego de Noirmont, później zaś o zaręczynach i ślubie, pełen humoru list syna, ojca Klementyny, przyznawał wicehrabiemu du­żą ilość zalet, zarazem rzeczowo omawiając kwestie finansowe i potwierdzając napływ apanaży z Londynu.- Ejże, pradziadek był elegant - zauważyłam ży­wo.- Kamizelka haftowana za dwie gwineje.W tam­tych czasach? Czymże ją wyhaftowali, do licha, per­łami? Fircyk! W tym wieku.?- Znowu mi wiek - skrytykowała Krystyna, któ­ra co jak co, ale liczyć umiała.- Czterdzieści osiem lat, młody człowiek! Ty się odczep od tamtych cza­sów, diamentu jeszcze nie mieli.- Mieli, Marietta wpadła pod samochód wcześ­niej.Tego, chciałam powiedzieć pod karetę.Czekaj, to piękne! Margrabina de Mercier miała na balu suk­nię z morelowego atłasu z wstawionymi falbanami z koronki alencon w kolorze słoniowej kości.Inte­resujące zestawienie.A do tego garnitur z rubinów, no, czyja wiem.może to i wypadło efektownie.- Uspokoisz się czy nie? Studia historyczne sobie przeprowadzisz kiedy indziej, szukaj późniejszych!Z wysiłkiem oderwałam się od opisu fety imieni­nowej, na której ta głupia Eleonora uczyniła afront hrabinie Potockiej i kto to teraz będzie odkręcał, a trzeba koniecznie, inaczej bowiem hrabina Potocka nie dopuści do upragnionego mariażu.Poodkładałam na bok wieści o złamanej osi w nowej karecie i okropnej kompromitacji młodej pani Imielskiej, która w katastrofie pokazała całe kolano i chyba zam­knie się w klasztorze, o skandalu z nadziewanym prosięciem, które w chwili podania na stół okazało się zaśmiardnięte, o rozmaitych waporach, wzdę­ciach i kłopotach ze służbą i tysiącznych innych dyr­dymałach, postanawiając przeczytać to później, na spokojnie.Jeden list wetknęłam Krystynie.- Ziółka - powiadomiłam ją krótko.- Cholera - mruknęła, ale, przejrzawszy episto­łę, schowała ją starannie.Opróżniłam wreszcie kuferek, nie znalazłszy w nim ani jednego słowa na temat diamentu.Krystyna zaczynała już grzebać w potężnych stosach, pocho­dzących z większego kufra.- O, ty, Joaśka, popatrz! - ożywiła się.- Tu są wreszcie listy Kacperskich! Od i do! No, nasze też.O, proszę! Późniejsze!Z ciężkim westchnieniem przystąpiłam do pracy, ale zanim dokopałam się czegokolwiek interesują­cego, wkroczyła Elżusia.- Ja tam nic nie mówię - rzekła energicznie.- Z obiadem się nie pchałam, ale kolację to już zje­cie! Tu nie przyniosę, chyba że chcecie jeść z pod­łogi, więc na dół proszę.O mój Boże, ileż tego.! Naprawdę tak się to wszystko uchowało na strychu?- Naprawdę - zapewniła Krystyna.- Elżusia jest genialna, dopiero teraz widzę, że zgłodniałam jak dzikie zwierzę.Dobra, idziemy!Poszłyśmy.Posiłek się przeciągnął.Dzięki temu do pożądanych tekstów dotarłyśmy dopiero po pół­nocy.Kryśka trafiła na nie pierwsza, bo ja utkwiłam nad dokumentem, historycznie rzecz biorąc, wprost cudownym.- Jest! - wrzasnęła szeptem, machając mi przed nosem rozłożoną kartką.- Antoinette! Nareszcie coś o niej!- Czekaj! - odpędziłam ją niecierpliwie.- Tu jest, popatrz, jakby pamiętnik Floriana Kacperskiego.Spisuje, rany boskie, istne cudo, opowieści sta­rej klucznicy, jak to młody hrabia de Noirmont dłu­gów narobił i na wojnę do Indii pojechał, a te długi płaciła jego siostra, margrabina d'Elbecue, całe ko­rowody z tym były.Wydarła mi z rąk elegancki brulion w sztywnych okładkach i podetknęła swoją kartkę.- O margrabinie już wiemy i nie rozpraszaj się teraz! Marcin pisze do rodziców z Calais! Pannę Justynę goni, a przy pannie Antoinette go zastopo­wało, tu, z tej kupy to wzięłam, może będzie wię­cej!- To nie rozwalaj kupy, idiotko, rozkopałaś po­łowę! Zabierz nogi!- I okręć dookoła szyi, co? Taka wygimnastyko­wana to ja nie jestem.No, czytaj prędzej!Przeciwnie, czytałam wolniej, bo właśnie wiedzy o pannie Antoinette poszukiwałyśmy z takim wysił­kiem.Istotnie, w tym akurat stosie tkwiła właściwa korespondencja, i to, ku naszemu zdumieniu, dwu­stronna.- To się nazywa szacunek dla słowa pisanego - powiedziała uroczyście Krystyna.- Popatrz, ten Marcin dostawał listy w Calais, w Noirmont, w Pa­ryżu i wszystko pieczołowicie zachował, przywożąc potem do Polski.Same przecież nie przyszły?Potwierdziłam jej pogląd.- Obaj bracia przywieźli wszystko.Ten pamięt­nik Floriana.Jestem pewna, że znajdziemy także listy do niego od rodziny.o, tu jest odpowiedź na któryś, siostra pisze.- Matko jedyna, co za znaczki.! I ja na to wcześ­niej nie trafiłam.!!!- Trafiłaś teraz.Później się nimi zajmiesz.Teraz czytaj!Po dwóch godzinach udało nam się ułożyć kores­pondencję w porządku chronologicznym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl