Pokrewne
- Strona Główna
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek
- gospodarka czesc 4
- Shobin Dav
- Koontz Dean Grom (2)
- Andrzej Sapkowski Narrenturm (2)
- McClure Ken Czerwona zima
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cukrzycowo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy słowa Annette były w istocie adresowane do niego? Żeby czym prędzej uciekał? Chyba tak…Jeszcze donośniej usłyszał dalsze słowa dziewczyny:— To jest okropny dom! Ja chcę wrócić do Marguerite! Do Marguerite! Do Marguerite!Podbiegł do schodów, spojrzał w górę.Czy ona chciała, żeby sobie poszedł, a ją tu zostawił? Ale dlaczego? Za wszelką cenę musi ją zabrać ze sobą! Nagle zamarło w nim serce.Konrad go dostrzegł i z dzikim okrzykiem rzucił się schodami na dół, a pozostali za nim.Tommy zatrzymał Konrada silnym ciosem w szczękę.Ogłuszony dozorca padł na ziemię.Następny mężczyzna potknął się o jego nogi i rozciągnął jak długi.Na górze błysnęło i rozległ się huk.Kula bzyknęła Tommy’emu koło ucha.Zrozumiał, że powinien się jak najszybciej wynosić.Nie mógł już nic zrobić dla Annette.Miał tylko satysfakcję z wyrównania rachunków z Konradem.Ten jeden cios okazał się bezbłędny.Dopadł drzwi i zatrzasnął je za sobą.Placyk był pusty.Przy chodniku stała furgonetka piekarza.Najprawdopodobniej tym pojazdem miał być wywieziony z Londynu.Później znaleziono by jego ciało wiele kilometrów od domu w Soho.Z furgonetki wyskoczył kierowca i usiłował zagrodzić Tommy’emu drogę.Raz jeszcze poszła w ruch pięść i kierowca leżał na chodniku.Ruszył pędem przed siebie.W samą porę, gdyż przez otwarte drzwi posypały się za nim kule.Na szczęście żadna nie trafiła.Z placyku skręcił w uliczkę.„Przecież nie będą strzelać na ulicach Londynu — pomyślał.— Natychmiast mieliby na karku policję.I tak dziwne, że w ogóle strzelali”.Słyszał biegnących mężczyzn.Przyśpieszył, gnając jak na skrzydłach.Musi tu przecież być jakiś policjant! Chociaż właściwie wcale nie palił się do policyjnej ochrony, lepiej jeśliby udało się bez niej.Policji trzeba by długo ze wszystkiego się tłumaczyć.Nie miał na to ochoty.I oto nieoczekiwanie spotkał go nieprawdopodobnie szczęśliwy przypadek: potknął się o nogi jakiegoś leżącego na chodniku człowieka, który błyskawicznie się zerwał z okrzykiem strachu i rzucił do ucieczki.Tommy bez chwili wahania wskoczył do głębokiej sieni najbliższego domu.Gdy jego prześladowcy wybiegli zza rogu, zobaczyli sylwetkę uciekającego człowieka i podążyli za nim.Tommy usiadł na progu sieni i pozwolił sobie na kilkanaście sekund odpoczynku.Potem wstał i spokojnie poszedł w przeciwnym kierunku.Rzucił okiem na zegarek.Było po wpół do szóstej.Na ulicy robiło się coraz jaśniej.Na następnym rogu minął policjanta, który spojrzał nań podejrzliwe.Bardzo go to uraziło.Gdy jednak potarł dłonią policzki, roześmiał się.Przez trzy dni nie golił się i nie mył.Ładnie musiał wyglądać!Czym prędzej udał się do znanej mu łaźni tureckiej, która otwarta była przez całą dobę.Wyszedłszy z niej w pełen już ulicznego ruchu poranek, poczuł się znów sobą, gotów do dalszego działania.Postanowił przede wszystkim coś zjeść.Od wczorajszego południa nic nie miał w ustach.Wszedł do baru ABC i zamówił jajka na boczku oraz kawę.Jedząc, czytał poranną gazetę.Uwagę jego zwrócił długi artykuł o Krameninie określanym „szarą eminencją bolszewizmu” w Rosji.Kramenin właśnie przybył do Londynu jako — zdaniem licznych komentatorów — nieoficjalny wysłannik.W artykule przedstawiono jego sylwetkę i karierę, twierdząc, że to właśnie on, a nie głośno obwieszczani przywódcy, jest autorem rosyjskiej rewolucji.Na samym środku kolumny znajdowała się jego fotografia.— A więc to jest Numer Pierwszy! — wykrzyknął do siebie Tommy z ustami pełnymi jedzenia.— Nie ma wątpliwości, to on.Muszę z tym pognać, gdzie trzeba.Zapłacił za śniadanie i udał się w kierunku Whitehallu.Gdy wszedł do właściwego gmachu rządowego, kazał portierowi zanieść na górę kartkę ze swoim nazwiskiem i dopiskiem, że ma pilne wiadomości.Po kilku minutach stanął przed obliczem człowieka, który w tym gabinecie znany był pod własnym nazwiskiem, a nie jako „pan Carter”.Powitał Tommy’ego zmarszczeniem brwi i dość ostrą uwagą:— Nie upoważniałem pana do przychodzenia tutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Czy słowa Annette były w istocie adresowane do niego? Żeby czym prędzej uciekał? Chyba tak…Jeszcze donośniej usłyszał dalsze słowa dziewczyny:— To jest okropny dom! Ja chcę wrócić do Marguerite! Do Marguerite! Do Marguerite!Podbiegł do schodów, spojrzał w górę.Czy ona chciała, żeby sobie poszedł, a ją tu zostawił? Ale dlaczego? Za wszelką cenę musi ją zabrać ze sobą! Nagle zamarło w nim serce.Konrad go dostrzegł i z dzikim okrzykiem rzucił się schodami na dół, a pozostali za nim.Tommy zatrzymał Konrada silnym ciosem w szczękę.Ogłuszony dozorca padł na ziemię.Następny mężczyzna potknął się o jego nogi i rozciągnął jak długi.Na górze błysnęło i rozległ się huk.Kula bzyknęła Tommy’emu koło ucha.Zrozumiał, że powinien się jak najszybciej wynosić.Nie mógł już nic zrobić dla Annette.Miał tylko satysfakcję z wyrównania rachunków z Konradem.Ten jeden cios okazał się bezbłędny.Dopadł drzwi i zatrzasnął je za sobą.Placyk był pusty.Przy chodniku stała furgonetka piekarza.Najprawdopodobniej tym pojazdem miał być wywieziony z Londynu.Później znaleziono by jego ciało wiele kilometrów od domu w Soho.Z furgonetki wyskoczył kierowca i usiłował zagrodzić Tommy’emu drogę.Raz jeszcze poszła w ruch pięść i kierowca leżał na chodniku.Ruszył pędem przed siebie.W samą porę, gdyż przez otwarte drzwi posypały się za nim kule.Na szczęście żadna nie trafiła.Z placyku skręcił w uliczkę.„Przecież nie będą strzelać na ulicach Londynu — pomyślał.— Natychmiast mieliby na karku policję.I tak dziwne, że w ogóle strzelali”.Słyszał biegnących mężczyzn.Przyśpieszył, gnając jak na skrzydłach.Musi tu przecież być jakiś policjant! Chociaż właściwie wcale nie palił się do policyjnej ochrony, lepiej jeśliby udało się bez niej.Policji trzeba by długo ze wszystkiego się tłumaczyć.Nie miał na to ochoty.I oto nieoczekiwanie spotkał go nieprawdopodobnie szczęśliwy przypadek: potknął się o nogi jakiegoś leżącego na chodniku człowieka, który błyskawicznie się zerwał z okrzykiem strachu i rzucił do ucieczki.Tommy bez chwili wahania wskoczył do głębokiej sieni najbliższego domu.Gdy jego prześladowcy wybiegli zza rogu, zobaczyli sylwetkę uciekającego człowieka i podążyli za nim.Tommy usiadł na progu sieni i pozwolił sobie na kilkanaście sekund odpoczynku.Potem wstał i spokojnie poszedł w przeciwnym kierunku.Rzucił okiem na zegarek.Było po wpół do szóstej.Na ulicy robiło się coraz jaśniej.Na następnym rogu minął policjanta, który spojrzał nań podejrzliwe.Bardzo go to uraziło.Gdy jednak potarł dłonią policzki, roześmiał się.Przez trzy dni nie golił się i nie mył.Ładnie musiał wyglądać!Czym prędzej udał się do znanej mu łaźni tureckiej, która otwarta była przez całą dobę.Wyszedłszy z niej w pełen już ulicznego ruchu poranek, poczuł się znów sobą, gotów do dalszego działania.Postanowił przede wszystkim coś zjeść.Od wczorajszego południa nic nie miał w ustach.Wszedł do baru ABC i zamówił jajka na boczku oraz kawę.Jedząc, czytał poranną gazetę.Uwagę jego zwrócił długi artykuł o Krameninie określanym „szarą eminencją bolszewizmu” w Rosji.Kramenin właśnie przybył do Londynu jako — zdaniem licznych komentatorów — nieoficjalny wysłannik.W artykule przedstawiono jego sylwetkę i karierę, twierdząc, że to właśnie on, a nie głośno obwieszczani przywódcy, jest autorem rosyjskiej rewolucji.Na samym środku kolumny znajdowała się jego fotografia.— A więc to jest Numer Pierwszy! — wykrzyknął do siebie Tommy z ustami pełnymi jedzenia.— Nie ma wątpliwości, to on.Muszę z tym pognać, gdzie trzeba.Zapłacił za śniadanie i udał się w kierunku Whitehallu.Gdy wszedł do właściwego gmachu rządowego, kazał portierowi zanieść na górę kartkę ze swoim nazwiskiem i dopiskiem, że ma pilne wiadomości.Po kilku minutach stanął przed obliczem człowieka, który w tym gabinecie znany był pod własnym nazwiskiem, a nie jako „pan Carter”.Powitał Tommy’ego zmarszczeniem brwi i dość ostrą uwagą:— Nie upoważniałem pana do przychodzenia tutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]