[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No tak, pomyślał, zapragnąłeś jej od pierwszego spo­jrzenia.Co mógłbyś dla mnie zrobić, gdybym naprawdę ci ją oddał, po tym, jak pozbędziemy się tego potwora? Wiele rzeczy.Masz duże wpływy i władzę.Byłoby to rozsądne z politycznego punktu widzenia i, w przeciwieństwie do Fina, który ją roz­pieszcza, wybiłbyś jej szybko z głowy złe humory.Byłbyś narzędziem mojej zemsty.Ze wszech miar korzystny związek.Przed trzema laty Petr Oleg Mzytryk przejął dużą daczę i ziemię, która należała do jego ojca - również starego przyjaciela Gorgonów - niedaleko Tbilisi, gdzie od wielu pokoleń Gorgonowie prowadzili ważne interesy.Od tamtej pory Abdol­lah-chan bliżej się z nim zaprzyjaźnił i zatrzymywał się na daczy Mzytryka w trakcie częstych podróży.Odkrył, że Petr Oleg jest jak większość Rosjan skryty i trochę nieobliczalny.W przeci­wieństwie jednak do swoich ziomków był przy tym życzliwy i serdeczny - i najbardziej wpływowy ze wszystkich Rosjan, jakich znał.Wdowiec, miał syna w marynarce, zamężną córkę i wnuków oraz dość specyficzne upodobania.Mieszkał samotnie w swojej wielkiej daczy, za towarzyszy mając tylko służbę i dziwnie piękną, dziwnie zajadłą dobiegającą czterdziestki Rosjankę o nazwisku Wertyńska, z którą pokazał się tylko dwa razy w ciągu trzech lat, jakby była jego prywatnym skarbem.W rzeczywistości była dla niego jednocześnie niewolnicą, więź­niem, kompanem od kielicha, kurwą, dręczycielką i dziką kocicą.- Dlaczego jej po prostu nie zabijesz, Petr? - zapytał kiedyś chan, gdy po kolejnej dzikiej awanturze Mzytryk, okładając pięściami, wygonił ją z pokoju.Plującą, wrzeszczącą i wierz­gającą kobietę powlekli korytarzem służący.- Nie, jeszcze nie teraz.- Mzytrykowi drżały ręce.- Jest dla mnie zbyt.zbyt cenna.- No tak.teraz rozumiem - odparł tak samo podniecony Abdollah-chan.Coś podobnego odczuwał w stosunku do Azadeh: niechęć do wyzbycia się drogocennego przedmiotu, póki w pełni nad nim nie zapanuje; póki nie będzie czołgała się przed nim na kolanach, upokorzona i przerażona.Pamiętał, jak bardzo zazdrościł Mzytrykowi, że Wertyńska jest jego kochan­ką, nie córką, dzięki czemu mógł dopełnić się ostatni akt zemsty.Niech diabli wezmą Azadeh, pomyślał, Azadeh, która jest tak bardzo podobna do swej matki i przypomina mi stale, jak wielką poniosłem stratę.Niech diabli wezmą ją i jej nikczemnego brata.Oboje przypominają Napthalę z twarzy i sposobu bycia, ale nie z charakteru.Myślałem, że dzieci Napthali, która była niczym hurysa z Pańskiego Ogrodu, będą mnie kochały i sza­nowały, ale kiedy ich matka odeszła, odsłonili swoje prawdziwe oblicza.Wiem, że Azadeh spiskowała ze swoim bratem, żeby mnie zabić.czyż nie dostarczono mi dowodów? O Boże, chciałbym móc ją wychłostać, tak jak to czyni Petr ze swoją nemezis, ale nie mogę, nie mogę.Za każdym razem, gdy pod­noszę na nią rękę, widzę przed oczyma moją Ukochaną.Niech piekło pochłonie Azadeh.- Spokojnie - powiedział Mzytryk.- Co?- Sprawiałeś wrażenie bardzo podenerwowanego, przyja­cielu.Nie przejmuj się, wszystko jakoś się ułoży.Znajdziesz sposób, żeby wygonić z niej diabła.Abdollah-chan pokiwał ciężko głową.- Znasz mnie jak zły szeląg - mruknął.Niestety to prawda, pomyślał, zamawiając herbatę dla siebie i wódkę dla Mzytryka, jedynego mężczyzny, w obecności któ­rego czuł się swobodnie.Ciekawe, kim naprawdę jesteś, zastanawiał się, obserwując go.W dawnych latach, kiedy spotykaliśmy się na daczy twojego ojca, mówiłeś, że jesteś na emeryturze, ale nigdy nie zdradziłeś, co robiłeś przedtem, a ja nie mogłem tego odkryć, mimo że bardzo się starałem.Z początku sądziłem, że służyłeś w sowiec­kim wojsku, ponieważ wyznałeś kiedyś po pijanemu, że w czasie drugiej wojny dowodziłeś czołgiem w Sewastopolu i potem odbyłeś cały szlak bojowy do Berlina.Później zmieniłem zdanie; doszedłem do wniosku, że ty i twój ojciec należeliście do KGB lub GRU, ponieważ żaden inny obywatel Związku Sowieckiego nie mieszkałby na takiej daczy i nie miał tyle ziemi w Gruzji, kwitnącej prowincji imperium.Twierdzisz, że odszedłeś na emeryturę.ale co robiłeś przedtem?Sprawdzając we wczesnym okresie, jak daleko sięga władza Mzytryka, Abdollah-chan wspomniał mu, że tajna komunis­tyczna komórka Tudehu czyha na jego życie.Chciał, żeby została zlikwidowana.Wiadomość o zamachu nie była do końca prawdziwa, Abdollahowi chodziło głównie o to, że jednym z członków organizacji był syn człowieka, którego skrycie nienawidził i nie mógł otwarcie zaatakować.Nie minął tydzień, gdy ich głowy zatknięto na włóczniach koło meczetu z napisem TAK SCZEZNĄ WSZYSCY WROGOWIE WIARY.Abdol­lah-chan płakał rzewnymi łzami na pogrzebie i śmiał się w zaci­szu swej sypialni.Fakt, że Petr Mzytryk był w stanie zlecić likwidację własnych ludzi, świadczył, że ma rzeczywiście potężną władzę.Egzekucja dowiodła również - z czego chan zdawał sobie świetnie sprawę - jak ważna jest dla Sowietów jego własna osoba.- Jak długo będziecie potrzebowali Fina? - zapytał Mzy­tryka.- Kilka tygodni.- Co będzie, jeśli Zielone Oddziały aresztują go albo nie pozwolą mu latać?Rosjanin wzruszył ramionami.- Miejmy nadzieję, że do tego czasu zadanie zostanie wy­konane.Wątpię, żeby on albo Cimtarga uszli z życiem, jeśli złapią ich po tej stronie granicy.- Znakomicie.Wracając do kwestii, którą omawialiśmy, nim nam przerwano: zgodziłeś się nie wspierać tutejszej komórki Tudehu, dopóki Amerykanie nie będą się wtrącać, a Chomeini nie dobierze się im do skóry.- Azerbejdżan od dawna znajdował się w strefie naszych interesów.Zawsze twierdziliśmy, że powinien być niepodleg­łym państwem.jest tu dość bogactw naturalnych, ropy, minerałów.- Mży tryk uśmiechnął się - oraz mądrych polityków.Ty, Abdollahu, mógłbyś podnieść wysoko sztandar niepodległości.Jestem pewien, że otrzymasz wystarczające poparcie, żeby zostać prezydentem.oraz nasze natychmias­towe uznanie.A nazajutrz, kiedy czołgi przekroczą granicę, padnę ofiarą zamachu, pomyślał bez złości chan.O nie, mój drogi przyjacielu.Zatoka stanowi zbyt wielką pokusę nawet dla was.- To wspaniały pomysł - stwierdził szczerze - ale po­trzebuję czasu.Tymczasem zaś mogę chyba liczyć, że również komunistyczny Tudeh opowie się za niepodległością?Mzytryk nie przestał się uśmiechać, ale zmienił się wyraz jego oczu.- Byłoby dziwne, gdyby Tudeh atakował swoich przyrod­nich braci.Islamski marksizm znajduje uznanie u wielu muzuł­mańskich intelektualistów.Słyszałem, że nawet ty go popierasz.- Zgadzam się, że w Azerbejdżanie powinna panować rów­nowaga.Ale kto kazał komunistom zaatakować lotnisko? Kto kazał im zaatakować i spalić nasz dworzec kolejowy? Kto kazał im wysadzić ropociąg? Z pewnością nikt rozsądny.Doszły mnie słuchy, że to był mułła Mahmud z meczetu Hadżsra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl