Pokrewne
- Strona Główna
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Coelho Paulo Demon i panna prym (2)
- Coelho Paulo Na brzegu rzeki Piedry usiadlam (3)
- Coelho Paulo Na brzegu rzeki Piedry usiadlam
- Robert.Ludlum. .Klatwa.Prometeusza.(osloskop.net)
- Jacq Christian Sprawiedliwosc Wezyra
- King Stephen Miasteczko Salem (SCAN dal 1051
- Orwell George Rok 1984 (SCAN dal 755)
- Monaldi Rita Imprimatur T.1 Imprimatur
- Steiner Rudolf Sedno kwestii spolecznej
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- negatyw24.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dużo dziś wypiliśmy.WTOREK 7 GRUDNIA 1993On zasnął natychmiast, ja natomiast długo nie mogłam zmrużyć oka.Rozmyślałam o mgle za oknem, o miejskim rynku, o smaku wina i o całej naszej rozmowie.Przeczytałam rękopis, który mi pożyczył i poczułam się szczęśliwa, bowiem Bóg -jeśli rzeczywiście istnieje - był i Ojcem, i Matką.W końcu zgasiłam światło i w ciemnościach rozmyślałam o ciszy, która zapadła między nami, kiedy siedzieliśmy przy studni.To właśnie w tych chwilach, kiedy nie mówiliśmy nic - zrozumiałam, jak bardzo był mi bliski.Żadne z nas nie wyrzekło ani jednego słowa.Zresztą jaki sens ma rozprawianie o miłości, skoro miłość posiada swój własny głos i mówi sama za siebie.Tamtej nocy, na brzegu studni milczenie pozwoliło zbliżyć się naszym sercom i poznać się lepiej.Moje serce usłyszało, co mówiło jego serce i poczuło się szczęśliwe.Nim zamknęłam oczy, postanowiłam wykonać to, co on nazywał “ćwiczeniem Innego”.“Jestem tu, w tym pokoju - myślałam.- Daleko od wszystkiego, do czego przywykłam.Rozmawiam o sprawach, które mnie wcześniej nie dotyczyły.Spędzam noc w mieście, w którym nigdy nie postała moja stopa.Mogę udać - bodaj na parę chwil - że jestem Inna”.I zaczęłam sobie wyobrażać, jak pragnęłabym przeżyć te chwile.Chciałabym być radosna, ciekawa życia, szczęśliwa.Przeżywać intensywnie każdą sekundę, pić zachłannie wodę życia.Jak kiedyś dawać wiarę snom, umieć walczyć o swoje pragnienia.Kochać mężczyznę, który mnie kocha.Tak, właśnie taką kobietą pragnęłam być.I nagle ona się pojawiła i stała się mną.Poczułam, jak moją duszę przenika światłość Boga, a może Bogini - w których dawno temu przestałam wierzyć.Poczułam, jak Inna opuszcza moje ciało i zaszywa się w kącie małego pokoju.Przyglądałam się kobiecie, którą dotychczas byłam.Była słaba, choć udawała silną, bała się wszystkiego, ale uparcie przekonywała samą siebie, że to nie lęk, lecz mądrość, która dobrze zna życie.Stawiała mury przed oknem, które przepuszczało słoneczną wesołość, w obawie by nie wyblakły jej stare meble.Widziałam Inną zaszytą w kącie pokoju, słabą, zmęczoną, zgorzkniałą, trzymającą w ryzach i zniewalającą to, co zawsze powinno być na wolności: własne uczucia.Próbującą osądzić przyszłą miłość przez pryzmat zaprzeszłych cierpień.Miłość jest zawsze nowa.I bez względu na to, czy w życiu kochamy raz, dwa czy dziesięć razy, zawsze stajemy w obliczu nieznanego.Miłość może nas pogrążyć w ogniu piekieł albo zabrać do bram raju - ale zawsze gdzieś nas prowadzi.I czas się z tym pogodzić, albowiem jest ona treścią naszego istnienia.Jeśli się jej wyrzekniemy, umrzemy z głodu pod drzewem życia, nie mając śmiałości, by zerwać jego owoce.Miłości trzeba szukać wszędzie, nawet za cenę długich godzin, dni i tygodni smutku i rozczarowań.Bowiem kiedy wyruszymy na poszukiwanie Miłości - ona zawsze wyjdzie nam naprzeciw.I nas wybawi.A gdy Inna odeszła, zaczęło do mnie mówić moje serce.Powiedziało mi, że przez szczelinę w tamie sączy się już strużka wody, że wokół szaleją wiatry, i że jest szczęśliwe, gdyż znowu usłyszałam jego głos.Moje serce mówiło mi, że jestem zakochana.I zasnęłam z uśmiechem, szczęśliwa.Gdy się obudziłam, okno otwarte było na oścież, a on spoglądał na pobliskie góry.Nie odezwałam się ani słowem.Byłam gotowa natychmiast zamknąć oczy, gdyby nagle odwrócił głowę.Tak jakby odczytał moje myśli, odwrócił się i spojrzał na mnie.- Dzień dobry - rzekł.- Dzień dobry.Zamknij okno, bo jest mi zimno.Inna pojawiła się bez ostrzeżenia.Próbowała jeszcze zmienić kierunek wiatru, szukać dziury w całym, powiedzieć “nie, to przecież niemożliwe”.Ale wiedziała dobrze, że było już za późno.- Muszę się przebrać - powiedziałam.- Zaczekam na ciebie na dole.Wstałam z łóżka, odpędziłam Inną z moich myśli, na powrót otworzyłam szeroko okno i wpuściłam do pokoju słońce, w którego świetle tonęło wszystko wokół - stoki gór pokryte śniegiem, ziemia zasłana suchymi liśćmi, rzeka, której nie mogłam dojrzeć, choć dochodził mnie jej monotonny szum.Słońce muskało delikatnie moje piersi, rozświetlało moje nagie ciało i nie czułam już chłodu, gdyż rozpalało mnie ciepło - ciepło małej iskierki, która zamieniła się w płomień, płomień, który przeistoczył się w stos, i stos, który stał się pożarem, niemożliwym już do ugaszenia.Wiedziałam o tym dobrze.I pragnęłam tego.Wiedziałam, że od tej chwili przyjdzie mi poznać niebo i piekło, radość i ból, spełnienie marzeń i rozpacz.Wiedziałam, że nie potrafię już dłużej poskromić wichrów szalejących po ukrytych zakamarkach mojej duszy.Wiedziałam, że począwszy od tego poranka miłość stanie się moim przewodnikiem, tym samym, który prowadził mnie od dzieciństwa, od chwili, kiedy ujrzałam go po raz pierwszy.Bo przecież nigdy nie wymazałam go z pamięci - choć wielokrotnie sądziłam, że nie jestem godna, by o niego walczyć.Była to miłość trudna, pełna granic, których za nic w świecie nie śmiałam przekroczyć.Przypomniałam sobie tamten plac w Sorii i dzień, kiedy poprosiłam go, aby odszukał medalik, który właśnie zgubiłam.Wiedziałam dobrze, co usiłował mi wtedy powiedzieć, ale nie chciałam tego usłyszeć.Gdyż był taki jak ci wszyscy chłopcy, którzy pewnego pięknego dnia wyjeżdżają daleko w poszukiwaniu pieniędzy, przygód czy marzeń.Ale potrzebowałam miłości niemożliwej do spełnienia, bo zarówno moje serce, jak i moje ciało były jeszcze wtedy całkiem dziewicze i wierzyłam głęboko, że i mnie wyruszył na spotkanie jakiś książę z bajki.W tamtych czasach miałam nikłe pojęcie o miłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Dużo dziś wypiliśmy.WTOREK 7 GRUDNIA 1993On zasnął natychmiast, ja natomiast długo nie mogłam zmrużyć oka.Rozmyślałam o mgle za oknem, o miejskim rynku, o smaku wina i o całej naszej rozmowie.Przeczytałam rękopis, który mi pożyczył i poczułam się szczęśliwa, bowiem Bóg -jeśli rzeczywiście istnieje - był i Ojcem, i Matką.W końcu zgasiłam światło i w ciemnościach rozmyślałam o ciszy, która zapadła między nami, kiedy siedzieliśmy przy studni.To właśnie w tych chwilach, kiedy nie mówiliśmy nic - zrozumiałam, jak bardzo był mi bliski.Żadne z nas nie wyrzekło ani jednego słowa.Zresztą jaki sens ma rozprawianie o miłości, skoro miłość posiada swój własny głos i mówi sama za siebie.Tamtej nocy, na brzegu studni milczenie pozwoliło zbliżyć się naszym sercom i poznać się lepiej.Moje serce usłyszało, co mówiło jego serce i poczuło się szczęśliwe.Nim zamknęłam oczy, postanowiłam wykonać to, co on nazywał “ćwiczeniem Innego”.“Jestem tu, w tym pokoju - myślałam.- Daleko od wszystkiego, do czego przywykłam.Rozmawiam o sprawach, które mnie wcześniej nie dotyczyły.Spędzam noc w mieście, w którym nigdy nie postała moja stopa.Mogę udać - bodaj na parę chwil - że jestem Inna”.I zaczęłam sobie wyobrażać, jak pragnęłabym przeżyć te chwile.Chciałabym być radosna, ciekawa życia, szczęśliwa.Przeżywać intensywnie każdą sekundę, pić zachłannie wodę życia.Jak kiedyś dawać wiarę snom, umieć walczyć o swoje pragnienia.Kochać mężczyznę, który mnie kocha.Tak, właśnie taką kobietą pragnęłam być.I nagle ona się pojawiła i stała się mną.Poczułam, jak moją duszę przenika światłość Boga, a może Bogini - w których dawno temu przestałam wierzyć.Poczułam, jak Inna opuszcza moje ciało i zaszywa się w kącie małego pokoju.Przyglądałam się kobiecie, którą dotychczas byłam.Była słaba, choć udawała silną, bała się wszystkiego, ale uparcie przekonywała samą siebie, że to nie lęk, lecz mądrość, która dobrze zna życie.Stawiała mury przed oknem, które przepuszczało słoneczną wesołość, w obawie by nie wyblakły jej stare meble.Widziałam Inną zaszytą w kącie pokoju, słabą, zmęczoną, zgorzkniałą, trzymającą w ryzach i zniewalającą to, co zawsze powinno być na wolności: własne uczucia.Próbującą osądzić przyszłą miłość przez pryzmat zaprzeszłych cierpień.Miłość jest zawsze nowa.I bez względu na to, czy w życiu kochamy raz, dwa czy dziesięć razy, zawsze stajemy w obliczu nieznanego.Miłość może nas pogrążyć w ogniu piekieł albo zabrać do bram raju - ale zawsze gdzieś nas prowadzi.I czas się z tym pogodzić, albowiem jest ona treścią naszego istnienia.Jeśli się jej wyrzekniemy, umrzemy z głodu pod drzewem życia, nie mając śmiałości, by zerwać jego owoce.Miłości trzeba szukać wszędzie, nawet za cenę długich godzin, dni i tygodni smutku i rozczarowań.Bowiem kiedy wyruszymy na poszukiwanie Miłości - ona zawsze wyjdzie nam naprzeciw.I nas wybawi.A gdy Inna odeszła, zaczęło do mnie mówić moje serce.Powiedziało mi, że przez szczelinę w tamie sączy się już strużka wody, że wokół szaleją wiatry, i że jest szczęśliwe, gdyż znowu usłyszałam jego głos.Moje serce mówiło mi, że jestem zakochana.I zasnęłam z uśmiechem, szczęśliwa.Gdy się obudziłam, okno otwarte było na oścież, a on spoglądał na pobliskie góry.Nie odezwałam się ani słowem.Byłam gotowa natychmiast zamknąć oczy, gdyby nagle odwrócił głowę.Tak jakby odczytał moje myśli, odwrócił się i spojrzał na mnie.- Dzień dobry - rzekł.- Dzień dobry.Zamknij okno, bo jest mi zimno.Inna pojawiła się bez ostrzeżenia.Próbowała jeszcze zmienić kierunek wiatru, szukać dziury w całym, powiedzieć “nie, to przecież niemożliwe”.Ale wiedziała dobrze, że było już za późno.- Muszę się przebrać - powiedziałam.- Zaczekam na ciebie na dole.Wstałam z łóżka, odpędziłam Inną z moich myśli, na powrót otworzyłam szeroko okno i wpuściłam do pokoju słońce, w którego świetle tonęło wszystko wokół - stoki gór pokryte śniegiem, ziemia zasłana suchymi liśćmi, rzeka, której nie mogłam dojrzeć, choć dochodził mnie jej monotonny szum.Słońce muskało delikatnie moje piersi, rozświetlało moje nagie ciało i nie czułam już chłodu, gdyż rozpalało mnie ciepło - ciepło małej iskierki, która zamieniła się w płomień, płomień, który przeistoczył się w stos, i stos, który stał się pożarem, niemożliwym już do ugaszenia.Wiedziałam o tym dobrze.I pragnęłam tego.Wiedziałam, że od tej chwili przyjdzie mi poznać niebo i piekło, radość i ból, spełnienie marzeń i rozpacz.Wiedziałam, że nie potrafię już dłużej poskromić wichrów szalejących po ukrytych zakamarkach mojej duszy.Wiedziałam, że począwszy od tego poranka miłość stanie się moim przewodnikiem, tym samym, który prowadził mnie od dzieciństwa, od chwili, kiedy ujrzałam go po raz pierwszy.Bo przecież nigdy nie wymazałam go z pamięci - choć wielokrotnie sądziłam, że nie jestem godna, by o niego walczyć.Była to miłość trudna, pełna granic, których za nic w świecie nie śmiałam przekroczyć.Przypomniałam sobie tamten plac w Sorii i dzień, kiedy poprosiłam go, aby odszukał medalik, który właśnie zgubiłam.Wiedziałam dobrze, co usiłował mi wtedy powiedzieć, ale nie chciałam tego usłyszeć.Gdyż był taki jak ci wszyscy chłopcy, którzy pewnego pięknego dnia wyjeżdżają daleko w poszukiwaniu pieniędzy, przygód czy marzeń.Ale potrzebowałam miłości niemożliwej do spełnienia, bo zarówno moje serce, jak i moje ciało były jeszcze wtedy całkiem dziewicze i wierzyłam głęboko, że i mnie wyruszył na spotkanie jakiś książę z bajki.W tamtych czasach miałam nikłe pojęcie o miłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]