[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na chwilę ciszy lub serię.Flara wypaliła się, więc popełzli dalej.Druga linia czujników została ułożona z nieco nowocześniejszych urządzeń.Gdyby nie to, że należało zostawić sobie bezpieczną drogę odwrotu, najprościej byłoby oszukać tę sieć, podłączając do niej parę “duchów".Obsługa systemów wartowniczych dowiedziałaby się wówczas, że na obóz ciągną wszelcy możliwi wrogowie, z hordami Attyli włącznie.Należało zatem wybrać rozwiązanie bardziej skomplikowane.Dobywszy z pasa maleńki śrubokręt, Sten powoli, etapami, odkręcił płytkę sterowniczą czujnika.Wedle danych dostarczonych przez pudełko ogłupiacza, te urządzenia nie miały dodatkowych obwodów, zapobiegających próbie nieuprawnionego wyłączenia.Odłożywszy płytkę na piasek, wyciągnął rękę do tyłu.Alex szybko położył mu na dłoni truchło pustynnego gryzonia.Sten przytknął pyszczek trupka do sensora, który błysnął i zgasł, wyłączony na zawsze.Sten odgiął nieznacznie jeden z rogów płytki, co miało sugerować, że pechowy gryzoń sam dobrał się do wnętrza urządzenia.Całość nie budziła podejrzeń.Właśnie przeczołgiwali się przez linię unieszkodliwionych czujników, gdy Alex nagle złapał Stena za kostkę.Ten zastygł, nie wiedząc, o co chodzi.Alex wysunął się do przodu i uszkodził kolejny, całkiem niezależny system alarmowy, po czym przeczesał okolicę ryjkiem ogłupiacza.Na koniec dobył z kieszeni mały, plastikowy kubek i ustawił go, dnem do góry, nad zapalnikiem zagrzebanej w piasku miny przeciwpiechotnej.Pułkownik spojrzał z uznaniem na towarzysza, ale ten tylko ziewnął i pokiwał dłonią, by ruszać dalej.- Zgadzam się, pani major - przyznał uprzejmie Sten.- Pani wraz ze swoim oddziałem byłaby cennym dodatkiem.Nigdy jeszcze nie miałem okazji pracować z trzyosobowymi zespołami i chętnie ujrzałbym je w działaniu.Ffillips była kobietą niską, przysadzistą i sztywną niczym wycior.W średnim wieku, ze starannie uczesanymi siwymi włosami, w nienagannie czystym mundurze, mierzyła przybyszy lodowatym wzrokiem.Spojrzenie zrobiło się ciepłe dopiero wtedy, gdy zaczęła mówić o swoich podwładnych.- Sama wyszkoliłam tych ludzi - oznajmiła z dumą.- Wybrałam najlepszych z różnych armii planetarnych.Nauczyłam ich wiary w siebie.Pokazałam, jak winni nosić się prawdziwi żołnierze.Bez przesady i fałszywej skromności mogę powiedzieć, że są cholernie dobrzy.Myślę o nich jak o własnych dzieciach, oni natomiast traktują mnie niczym matkę.Podkomendni pani major rzeczywiście robili niezłe wrażenie, niezależnie od faktu, że Stenowi oraz Alexowi udało się niepostrzeżenie wniknąć do kanionu i wyłonić się w samym środku obozu.Sten skłonny był sądzić, że żaden żołnierz w galaktyce nie uniknie swego przeznaczenia, jeśli komandos z formacji Mantisa postanowi wpakować mu po cichu nóż między trzecie a czwarte żebro.Zapewne miał rację.Wąski kanion przechodził dalej w szeroką, zieloną dolinę okoloną wysokimi, skalnymi urwiskami.W kamiennych ścianach było widać otwory licznych jaskiń.W dolinie znajdowało się przynajmniej kilka naturalnych studni artezyjskich.Wojsko major Ffillips właśnie obsadzało wszystkie stanowiska.Trzyosobowe zespoły składały się z mężczyzn i kobiet.Na dnie doliny rozstawiono liczne stanowiska broni przeciwpancernej, a skalne ściany roiły się zapewne od broni przeciwlotniczej.Wszędzie, nawet w jaskini dowództwa, panowała kompletna ciemność.Piękny pokaz dyscypliny.Biorąc pod uwagę, że wąskie wejście do doliny było nie do pokonania dla piechoty i czołgów, pani major miała szansę bronić się tutaj choćby do przyszłego stulecia.Chyba żeby ktoś zaryzykował atak nuklearny lub po prostu zalał dolinę falą ludzkich samobójców.Tyle tylko, że w studniach brakowało już wody.Ffillips przeczytała kontrakt w blasku punktowej, schowanej w dłoni latarki i potrząsnęła głową.- Nie, pułkowniku.Szczerze mówiąc, nie mogłabym z czystym sumieniem skazywać moich ludzi na tak podłe warunki.Sten wzruszył ramionami.Obszedł jaskinię, znajdując po kolei studnię, potem spory kamień.Puścił kamień w otwór i wszyscy usłyszeli, jak skalny odłamek spada z grzechotem na wyschłe dno.Sten wrócił do stołu i usiadł naprzeciwko pani major.Alex wbił spojrzenie w ścianę, ze wszystkich sił hamując chichot.- Niech pan zlikwiduje oblężenie - powiedziała ostatecznie kobieta o srebrzystych włosach.- Potem poproszę jeszcze o trzy dni na odnowienie zapasów.Sten aż się uśmiechnął.Wedle dostępnych Stenowi analiz, najemnicy zwykli działać ze względu na: (a) pieniędze, (b) miłość, szacunek lub strach wobec autorytarnych dowódców, ewentualnie (c) z pobudek idealistycznych.W przypadku uzbrojonych komorników w grę wchodziła tylko pierwsza przyczyna.Drugi wniosek, do jakiego Sten doszedł po kilku godzinach czajenia się w krzakach obok obozu oblegających, sprowadzał się do prostego stwierdzenia: choćby nawet został awansowany nie wiadomo jak wysoko, nigdy nie dorówna tym tutaj wojakom w lenistwie, rozmamłaniu i zamiłowaniu do luksusów.Roztaczający się przed jego oczami obóz wojskowy najbardziej ze wszystkiego przypominał kurwidołek.Pięć pojazdów opancerzonych, które winne zostać ustawione w jednej linii, skupiono niedbałym półkolem wokół kwatery głównej.Sama kwatera składała się z trzech ciężarówek pozbawionych pancernych osłon, dwóch cywilnych pojazdów z wyposażeniem komputerowym oraz przyczepy kempingowej dla dowódcy.Tylne rampy większości pojazdów były opuszczone, cały obóz kąpał się w powodzi świateł.Wszyscy strażnicy byli tym samym ślepi na to, co działo się w mroku przedpola.Sten ostrożnie trącił stopę Alexa.- Czas zająć się tą majówką.- Alex wstał i obaj zaczęli skradać się ku siedzibie dowódcy.Sten był ledwie dwa metry od pierwszego wartownika, gdy ten dostrzegł intruzów, zdjął broń z ramienia (cudo, warta w tych warunkach z giwerą na ramieniu! pomyślał Sten) i wycelował ją, diabli wiedzą gdzie.W każdym razie wykonał gest pośredni miedzy prezentowaniem a zdawaniem broni.- Stać! - zawołał znudzonym głosem.Sten nie odpowiedział.W tej samej chwili wartownik pojął wreszcie, że lezie na niego dwóch kompletnie obcych osobników.Gorączkowo szukając palcami spustu, spróbował unieść broń nieco wyżej, ale było już za późno.Pułkownik jednym ruchem przysunął się do pechowca i strzelił go prawą dłonią w podbródek, aż nieszczęśnikowi odskoczyła głowa.Krawędzią drugiej dłoni Sten przyłożył ofierze w krtań, tak na wszelki wypadek, ponieważ pierwszy cios był zapewne śmiertelny.Złapał ciało i położył ostrożnie na ziemi.Potem wraz z towarzyszem ruszył biegiem.Alex cisnął granat termitowy do wnętrza półciężarówki mieszczącej centralę systemu ochrony obozu.Padł na piasek, gdy jakiś tutejszy imbecyl wystrzelił serię między własnych kompanów.W powietrzu zajęczały odbite od pancerzy rykoszety.Zerwał się na nogi akurat w chwili, gdy jeden z techników wychylił głowę z pojazdu wyposażonego w komputery.Mężczyzna ujrzał Alexa i zaraz zatrzasnął drzwiczki.Niewiele to pomogło.Alex napiął nieco mięśnie i po prostu wyrwał drzwi z zawiasów.Technik sięgał właśnie po pistolet, gdy Alex wskoczył do środka, podniósł najbliższą konsolę i cisnął nią w przeciwnika, trafiając go w klatkę piersiową.Biedak zakaszlał.Z ust popłynęła mu krew, prosto zresztą na główny komputer, który wśród błysków spięć odmówił posłuszeństwa.Światła w pojeździe zamigotały i zgasły.Drugi z techników zaczął przerażonym szeptem błagać o litość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl