[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilka lat wcześniej jakiś rzemieślnik wypisał złotą i purpurową farbą imię każdego towarzysza na zwykle zajmowanym przez niego miejscu.Teraz, gdy weszli, Morgause zauważyła, że miejsce tuż przy królu, przez wszystkie te lata rezerwowane dla jego następcy, zostało udekorowane imieniem Galahada.Dostrzegła to jednak tylko kątem oka, gdyż na wielkich tronach, na których siadywali Artur i Gwenifer, ktoś udrapował dwie flagi, podobne do tych barwnych płacht, z którymi swe komiczne pojedynki wytańcowywali błaźni i klauni.Na obu płachtach wyrysowane były malowidła, ohydne karykatury – na jednym tronie był sztandar przedstawiający rycerza stojącego na głowach dwóch ukoronowanych postaci diabolicznie podobnych do Artura i Gwenifer; w poprzek drugiej flagi widniało obleśne malowidło, na widok którego nawet Morgause, kobieta bynajmniej nie pruderyjna, poczuła, że się rumieni.Przedstawiało drobną, ciemnowłosą kobietę, kompletnie nagą, w objęciach wielkiego, rogatego diabła, a wokół niej grupa nagich mężczyzn przyjmowała od niej dziwaczne i perwersyjne usługi seksualne.Gwenifer krzyknęła piskliwie:– Boże i Maryjo, obrońcie nas!Artur zatrzymał się jak wryty.Grzmiącym głosem zawołał do służby:– Jak to.to.– zabrakło mu słów i tylko machnął ręką w kierunku malowideł – jak to się tu znalazło?– Panie – wyjąkał szambelan – tego tu nie było, kiedy skończyliśmy dekorować salę.Wszystko było w porządku, nawet kwiaty przed tronem królowej.– Kto tu był ostatni? – zagrzmiał Artur.Kaj, kuśtykając, wyszedł naprzód.– Mój panie i bracie, to byłem ja.Przyszedłem upewnić się, czy wszystko jest w należytym porządku, i przysięgam, jak Bóg mnie tu widzi, wszystko było na czas gotowe, by powitać mego króla i jego panią.I jeśli kiedykolwiek złapię tego parszywego psa, który wślizgnął się tutaj, by to zawiesić, to ukręcę mu kark, o tak! – Zrobił gest, jakby skręcał szyję kurczęciu.– Pomóżcie swej pani! – powiedział Artur ostro.Kobiety szeptały między sobą, a w tym czasie Gwenifer zaczęła osuwać się zemdlona.Morgiana ją podtrzymała, mówiąc ostrym, lecz bardzo cichym głosem:– Gwen, nie dawaj im tej satysfakcji! Jesteś królową, co cię obchodzi, że jakiś głupiec coś wymalował! Opanuj się!– Jak oni mogli.– płakała Gwenifer – jak mogli.dlaczego ktoś aż tak mnie nienawidzi?– Nie ma takiej osoby, która może przeżyć życie, nie obrażając po drodze jakiegoś idioty – powiedziała Morgiana i podprowadziła Gwenifer do jej tronu.Bardziej obleśne z malowideł wciąż tam jednak wisiało i Gwenifer cofnęła się, jakby dotknęła czegoś nieczystego.Morgiana rzuciła flagę na ziemię, po czym dała znak jednej z dam dworu, by napełniła winem kielich królowej.– Nie przejmuj się tym tak strasznie, Gwen – powiedziała, to zdaje się było przeznaczone dla mnie.Wiem, że mówią, iż biorę sobie diabły do łóżka, no i co z tego?– Wynieście to ścierwo i spalcie, i przynieście pachnącego drzewa i kadzidła, by przepędzić diabelski smród! – powiedział Artur.Kiedy paziowie rzucili się wykonać rozkaz, Kaj zapewnił:– Dowiemy się, kto to uczynił, mój panie.To pewnie jakiś sługa, którego zwolniłem, chciał mnie ośmieszyć, bo byłem w tym roku taki dumny z dekoracji sali.No, podajcie wino i piwo, wypijemy pierwszy toast na pohybel temu cuchnącemu psu, który chciał nam zepsuć święto.Czy pozwolimy mu na to? Wypijcie wszyscy za króla Artura i jego panią!Kiedy Artur i Gwenifer skłonili się zebranym, podniósł się jednak tylko słaby aplauz.Gdy wszyscy goście usiedli, Artur rozkazał:– Wprowadźcie tych, którzy mają do mnie sprawy!Morgause przysłuchiwała się jakiemuś kmiotkowi z głupią prośbą o rozsądzenie sporu o miedzę.Potem przyszedł ziemianin i uskarżał się, że poddany upolował w jego lesie jelenia.Morgause siedziała blisko Gwenifer, pochyliła się więc i szepnęła do królowej– Po co Artur sam wysłuchuje tych spraw? Każdy z jego szeryfów dałby sobie z tym radę, przecież to strata czasu.– Ja też tak kiedyś myślałam – szepnęła Gwenifer – ale każdego roku na Zielone Świątki Artur przyjmuje jedną czy dwie takie sprawy, żeby pospolity lud nie myślał, iż król dba tylko o bogaczy i swoich rycerzy.Cóż, pomyślała Morgause, to nawet całkiem mądre.Było jeszcze kilka drobnych petycji, a potem podano mięsa, a żonglerzy i akrobaci bawili zebrane towarzystwo.Był też człowiek, który robił sztuczki i wyciągał małe ptaszki i jajka z najbardziej niesamowitych miejsc.Morgause wydawało się, że Gwenifer jest już spokojna, i zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda im się złapać autora tych potwornych malowideł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl