Pokrewne
- Strona Główna
- Carter Scott Cherie Jesli zycie jest gra oto jej re
- Martin George R.R Gra o tron (SCAN dal 908)
- Kosinski Jerzy Gra (SCAN dal 1003)
- Card Orson Scott Gra Endera
- Martin George R.R Gra o tron
- Stephen King Gra Gerarda
- Martin George R.R Gra o tron (2)
- Wstęp do filozofii A B Stępień
- Florystka Katarzyna Bonda
- Miedzynarodowy Zyd
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lala1605.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skończy się na tym, że pójdziemy do Bibliothčque Mazarine robić notatki na temat mandragory, naszyjników plemienia Bantu lub porównawczej historii cążków do paznokci”.Wyobrazić sobie repertorium rzeczy nieważnych, olbrzymią pracę przestudiowania ich i poznania do dna.Historia cążków do paznokci, dwa tysiące książek, ażeby upewnić się, że do roku 1675 ten przedmiot nigdzie nie figurował.Nagle w Moguncji ktoś rysuje kobietę obcinającą paznokcie.Nie nożyczkami, ale czymś w tym rodzaju.W wieku XVIII niejaki Philip McKinney opatentowuje w Baltimore pierwsze nożyczki ze sprężynką: problem zostaje rozwiązany, palce są w stanie przyciskać dostatecznie mocno, ażeby można było obcinać nieprawdopodobnie zrogowaciałe paznokcie u nóg, po czym cążki z powrotem same się otwierają.Pięćset fiszek, rok pracy.Teraz moglibyśmy przejść do wynalazku śruby albo odmiany czasownika „gond” w literaturze pali VIII wieku.Każda rzecz byłaby właściwie bardziej zajmująca niż zastanawianie się, o czym mówili ze sobą Maga i Gregorovius: natknąć się na barykadę, cokolwiek, Benny Carter, cążki do paznokci, czasownik „gond”, jeszcze jeden kieliszek, wbijanie na pal przeprowadzone przez dbającego o najdrobniejsze szczegóły kata albo Champion Jack Dupree zagubiony w bluesach, jeszcze lepsza barykada, bo (igła skrzypiała niewiarygodnie):Say goodbye, goodbye to whisky,Lordy, so long to gin,Say goodbye, goodbye to whiskyLordy, so long to gin,I just want me reefers,I just want to feel high againBo Ronald z pewnością znów wróci do Big Billa Broonzy, kierował asocjacjami, które Oliveira znał i szanował, a Big Bill będzie im mówił o innej barykadzie, głosem zupełnie podobnym do głosu Magi opisującej Gregoroviusowi swoje dzieciństwo w Montevideo.Big Bill bez goryczy, matter of fact,They said if you white, you all right,If you brown, stick aroun',But as you blackMm, mm, brother, get back, get back, get back.- Wiem, że to nie daje nic - powiedział Gregorovius.- Wspomnienia mają tylko urozmaicać mało interesujące części przeszłości.- Tak, to nic nie daje - zgodziła się Maga.- Jeżeli panią prosiłem, żeby mi pani opowiadała o Montevideo, to dlatego, że pani jest dla mnie jak dama z kart, cała en face, ale bez trzeciego wymiaru.Tak mówię, żeby mnie pani zrozumiała.- A Montevideo ma być tym trzecim wymiarem.Co za bzdury.Co pan nazywa dawnymi czasami? Mnie się wszystko przytrafiło wczoraj, najpóźniej minionej nocy.- Jeszcze lepiej.Znów pani jest damą, tylko już teraz nie z kart.-.więc niedawno.Daleko, bardzo daleko, ale niedawno.Arkady na Plaza Independencia, ty też je znasz, Horacio, ten smutny plac pełen restauracji, po południu z pewnością kogoś zamordowali, a gazeciarze wykrzykują sprzedając gazety pod arkadami.- Loteria i wszystkie wygrane - podpowiedział Horacio.- Kobieta poćwiartowana w El Salto, polityka, futbol.- Wyścigowy ślizgacz, kieliszek ancapu, koloryt lokalny, bracie.- Jakie to musi być egzotyczne - powiedział Gregorovius przesuwając się tak, aby zasłonić Oliveirze i mieć bardziej dla siebie Magę, która patrząc w świecę wybijała takt nogą.- Wtedy czas się nie liczył w Montevideo - powiedziała.- Mieszkaliśmy niedaleko rzeki, w olbrzymim domu z patio.Ja miałam ciągle trzynaście lat, świetnie to pamiętam.Szafirowe niebo, trzynaście lat, nauczycielka z piątego oddziału była zezowata.Któregoś dnia zakochałam się w jasnowłosym chłopcu, który sprzedawał gazety na placu.Wołał „Gazety.” w taki sposób, że tu mi się robiło jakoś pusto.Chodził w długich spodniach, ale nie miał chyba dwunastu lat.Ojciec nie pracował, całe dni siedział na patio i popijał mate.Matkę straciłam, jak miałam pięć lat, wychowywały mnie ciotki, które później przeniosły się na wieś.Jak miałam trzynaście lat, to mieszkaliśmy tylko we dwoje z ojcem.To nie był właściwie dom, to był „kołchoz”.Mieszkał tam jeden Włoch, dwie staruchy i jeden Murzyn z żoną, z którą się lali po nocach, a potem grali na gitarze i śpiewali.Ten Murzyn miał oczy tak czerwone, jak wilgotne usta.Trochę się nim brzydziłam, wolałam bawić się na ulicy.Ale jak ojciec złapał mnie na ulicy, to mi kazał wracać i jeszcze mnie lał.Jak któregoś dnia mnie bił, to zauważyłam, że Murzyn podgląda przez uchylone drzwi.Z początku nie zorientowałam się, myślałam, że się drapie w nogę, robił tak jakoś ręką.Ojciec nie zauważył, był bardzo zajęty, bił mnie pasem.To nie do uwierzenia, jak w ciągu jednej sekundy można nagle stracić niewinność, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że się weszło w inne życie.Tej nocy Murzyn z Murzynką śpiewali w kuchni do późna, a ja ryczałam u siebie w pokoju, aż mi się okropnie zachciało pić, ale nie chciałam wyjść.Ojciec siedział w drzwiach domu i pił mate.Był taki upał, jakiego pan w ogóle nie może sobie wyobrazić, wy wszyscy jesteście z zimnych krajów.To przede wszystkim wilgoć, rzeka tuż, podobno w Buenos Aires jest jeszcze gorzej.Horacio mówi, że o wiele gorzej, a bo ja wiem.Tego wieczoru bielizna przylepiała mi się do ciała, wszyscy tylko pili i pili mate, ze dwa razy wyszłam, żeby się napić z kranu, który był na patio między kwiatami pelargonii.Wydawało mi się, że z tego kranu woda jest zimniejsza.Nie było ani jednej gwiazdy, pelargonie pachniały tak jakoś cierpko, to są ordynarne kwiaty, ale przepiękne, musi pan kiedyś dotknąć liścia pelargonii.W innych pokojach już pogasili, tato poszedł do knajpy Ramosa, co miał jedno oko, ja sprzątnęłam stołeczek i mate, i pusty czajniczek, który ojciec zawsze zostawiał w drzwiach chyba po to, żeby nam go w końcu ukradli włóczędzy z pustej działki obok.Przypominam sobie, że jak przechodziłam przez patio, to księżyc wyjrzał trochę, i zatrzymałam się, żeby popatrzeć, od księżyca zawsze mi się robiło zimno, podniosłam twarz do gwiazd, żeby mnie stamtąd było widać.wierzyłam w takie rzeczy, miałam przecież zaledwie trzynaście lat.Potem jeszcze trochę się napiłam z tego kranu i poszłam na górę do siebie, przełażąc przez taki żelazny stopień, na którym zwichnęłam sobie kostkę, kiedy miałam dziewięć lat.Jak chciałam zapalić świecę przy nocnym stoliku, jakaś gorąca ręka złapała mnie za ramię, poczułam, że ktoś zamknął drzwi, drugą ręką zatkał mi usta, poczułam murzyński zapach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Skończy się na tym, że pójdziemy do Bibliothčque Mazarine robić notatki na temat mandragory, naszyjników plemienia Bantu lub porównawczej historii cążków do paznokci”.Wyobrazić sobie repertorium rzeczy nieważnych, olbrzymią pracę przestudiowania ich i poznania do dna.Historia cążków do paznokci, dwa tysiące książek, ażeby upewnić się, że do roku 1675 ten przedmiot nigdzie nie figurował.Nagle w Moguncji ktoś rysuje kobietę obcinającą paznokcie.Nie nożyczkami, ale czymś w tym rodzaju.W wieku XVIII niejaki Philip McKinney opatentowuje w Baltimore pierwsze nożyczki ze sprężynką: problem zostaje rozwiązany, palce są w stanie przyciskać dostatecznie mocno, ażeby można było obcinać nieprawdopodobnie zrogowaciałe paznokcie u nóg, po czym cążki z powrotem same się otwierają.Pięćset fiszek, rok pracy.Teraz moglibyśmy przejść do wynalazku śruby albo odmiany czasownika „gond” w literaturze pali VIII wieku.Każda rzecz byłaby właściwie bardziej zajmująca niż zastanawianie się, o czym mówili ze sobą Maga i Gregorovius: natknąć się na barykadę, cokolwiek, Benny Carter, cążki do paznokci, czasownik „gond”, jeszcze jeden kieliszek, wbijanie na pal przeprowadzone przez dbającego o najdrobniejsze szczegóły kata albo Champion Jack Dupree zagubiony w bluesach, jeszcze lepsza barykada, bo (igła skrzypiała niewiarygodnie):Say goodbye, goodbye to whisky,Lordy, so long to gin,Say goodbye, goodbye to whiskyLordy, so long to gin,I just want me reefers,I just want to feel high againBo Ronald z pewnością znów wróci do Big Billa Broonzy, kierował asocjacjami, które Oliveira znał i szanował, a Big Bill będzie im mówił o innej barykadzie, głosem zupełnie podobnym do głosu Magi opisującej Gregoroviusowi swoje dzieciństwo w Montevideo.Big Bill bez goryczy, matter of fact,They said if you white, you all right,If you brown, stick aroun',But as you blackMm, mm, brother, get back, get back, get back.- Wiem, że to nie daje nic - powiedział Gregorovius.- Wspomnienia mają tylko urozmaicać mało interesujące części przeszłości.- Tak, to nic nie daje - zgodziła się Maga.- Jeżeli panią prosiłem, żeby mi pani opowiadała o Montevideo, to dlatego, że pani jest dla mnie jak dama z kart, cała en face, ale bez trzeciego wymiaru.Tak mówię, żeby mnie pani zrozumiała.- A Montevideo ma być tym trzecim wymiarem.Co za bzdury.Co pan nazywa dawnymi czasami? Mnie się wszystko przytrafiło wczoraj, najpóźniej minionej nocy.- Jeszcze lepiej.Znów pani jest damą, tylko już teraz nie z kart.-.więc niedawno.Daleko, bardzo daleko, ale niedawno.Arkady na Plaza Independencia, ty też je znasz, Horacio, ten smutny plac pełen restauracji, po południu z pewnością kogoś zamordowali, a gazeciarze wykrzykują sprzedając gazety pod arkadami.- Loteria i wszystkie wygrane - podpowiedział Horacio.- Kobieta poćwiartowana w El Salto, polityka, futbol.- Wyścigowy ślizgacz, kieliszek ancapu, koloryt lokalny, bracie.- Jakie to musi być egzotyczne - powiedział Gregorovius przesuwając się tak, aby zasłonić Oliveirze i mieć bardziej dla siebie Magę, która patrząc w świecę wybijała takt nogą.- Wtedy czas się nie liczył w Montevideo - powiedziała.- Mieszkaliśmy niedaleko rzeki, w olbrzymim domu z patio.Ja miałam ciągle trzynaście lat, świetnie to pamiętam.Szafirowe niebo, trzynaście lat, nauczycielka z piątego oddziału była zezowata.Któregoś dnia zakochałam się w jasnowłosym chłopcu, który sprzedawał gazety na placu.Wołał „Gazety.” w taki sposób, że tu mi się robiło jakoś pusto.Chodził w długich spodniach, ale nie miał chyba dwunastu lat.Ojciec nie pracował, całe dni siedział na patio i popijał mate.Matkę straciłam, jak miałam pięć lat, wychowywały mnie ciotki, które później przeniosły się na wieś.Jak miałam trzynaście lat, to mieszkaliśmy tylko we dwoje z ojcem.To nie był właściwie dom, to był „kołchoz”.Mieszkał tam jeden Włoch, dwie staruchy i jeden Murzyn z żoną, z którą się lali po nocach, a potem grali na gitarze i śpiewali.Ten Murzyn miał oczy tak czerwone, jak wilgotne usta.Trochę się nim brzydziłam, wolałam bawić się na ulicy.Ale jak ojciec złapał mnie na ulicy, to mi kazał wracać i jeszcze mnie lał.Jak któregoś dnia mnie bił, to zauważyłam, że Murzyn podgląda przez uchylone drzwi.Z początku nie zorientowałam się, myślałam, że się drapie w nogę, robił tak jakoś ręką.Ojciec nie zauważył, był bardzo zajęty, bił mnie pasem.To nie do uwierzenia, jak w ciągu jednej sekundy można nagle stracić niewinność, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że się weszło w inne życie.Tej nocy Murzyn z Murzynką śpiewali w kuchni do późna, a ja ryczałam u siebie w pokoju, aż mi się okropnie zachciało pić, ale nie chciałam wyjść.Ojciec siedział w drzwiach domu i pił mate.Był taki upał, jakiego pan w ogóle nie może sobie wyobrazić, wy wszyscy jesteście z zimnych krajów.To przede wszystkim wilgoć, rzeka tuż, podobno w Buenos Aires jest jeszcze gorzej.Horacio mówi, że o wiele gorzej, a bo ja wiem.Tego wieczoru bielizna przylepiała mi się do ciała, wszyscy tylko pili i pili mate, ze dwa razy wyszłam, żeby się napić z kranu, który był na patio między kwiatami pelargonii.Wydawało mi się, że z tego kranu woda jest zimniejsza.Nie było ani jednej gwiazdy, pelargonie pachniały tak jakoś cierpko, to są ordynarne kwiaty, ale przepiękne, musi pan kiedyś dotknąć liścia pelargonii.W innych pokojach już pogasili, tato poszedł do knajpy Ramosa, co miał jedno oko, ja sprzątnęłam stołeczek i mate, i pusty czajniczek, który ojciec zawsze zostawiał w drzwiach chyba po to, żeby nam go w końcu ukradli włóczędzy z pustej działki obok.Przypominam sobie, że jak przechodziłam przez patio, to księżyc wyjrzał trochę, i zatrzymałam się, żeby popatrzeć, od księżyca zawsze mi się robiło zimno, podniosłam twarz do gwiazd, żeby mnie stamtąd było widać.wierzyłam w takie rzeczy, miałam przecież zaledwie trzynaście lat.Potem jeszcze trochę się napiłam z tego kranu i poszłam na górę do siebie, przełażąc przez taki żelazny stopień, na którym zwichnęłam sobie kostkę, kiedy miałam dziewięć lat.Jak chciałam zapalić świecę przy nocnym stoliku, jakaś gorąca ręka złapała mnie za ramię, poczułam, że ktoś zamknął drzwi, drugą ręką zatkał mi usta, poczułam murzyński zapach [ Pobierz całość w formacie PDF ]