[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle ciszę przeciął głośny dzwonek.Kasia przerwała grę,Eliza zamarła.Nie spodziewała się nikogo.Każdy z jej bliższychznajomych, a tylko tacy znali jej adres, wiedział, że nie wolnojej przerywać w trakcie lekcji.Nawet Ola nie pozwoliłaby sobiena taki nietakt.Dlatego Eliza zignorowała dzwonek.Jeśli tojakiś natrętny sąsiad, akwizytor czy nawet potrzebującypomocy pielgrzym, będzie musiał poczekać, aż skończą.Zasadysą zasadami.Tylko dzięki dyscyplinie Eliza doszła na samszczyt.Nakazała dziewczynce dokończyć utwór.Po chwiliznowu ktoś zadzwonił.Tym razem dłużej, intensywniej.Elizanie kryła niezadowolenia.Podeszła do drzwi wejściowych,uchyliła wizjer.Przed furtką zobaczyła wysokiego mężczyznę wskórzanej kurtce.Widziała go po raz pierwszy w życiu, alepoczuła, że musi go wpuścić.Wyglądał na policjanta.Nacisnęłaprzycisk, bramka odskoczyła. Hubert Meyer wszedł na posesję i rozejrzał się.W donicachstylizowanych na antyczne amfory rosły przeróżne kwiaty.Także wzdłuż schodów i na żywopłocie.Kostka wokół domuwyglądała jak imitacja piaskowca.Schody zaś były z czystegomarmuru.Rezydencja sprawiała wrażenie luksusowej.- Przepraszam, że przeszkadzam - odezwał się Hubert.-Przyszedłem w sprawie Zosi Sochackiej.Pani jest jejnauczycielką.Eliza szerzej otworzyła drzwi.Meyer wszedł do środka.- Proszę dalej, niech się pan rozgości.- Wpuściła go domałego saloniku na półpiętrze, wyściełanego purpurowątkaniną.W ścianie naprzeciwko znajdował się wielki kominekwykładany starymi kaflami oraz różne rodzaje harf, maski,gobeliny i zdjęcia.- Dokończę lekcję i już jestem do panadyspozycji.- Oczywiście, zaczekam.- Hubert pokiwał głową.Drzwi zakobietą zatrzasnęły się.Rozejrzał się po pomieszczeniu i usiadł na wygodnej kanapiew kolorze ścian.Było mu gorąco, więc zdjął kurtkę, kładąc ją nastole.Zaraz jednak się zreflektował.Pokój był wysprzątany,pełen bibelotów.Złożył okrycie i zwinął je w kłębek obok siebie.Wtedy zauważył, że na stole leży plik gazet, zaś na samej górze- kolorowy brukowiec.Zdziwił się, nie spodziewał się poharfistce takiej lektury.Na okładce było zdjęcie poszukiwanejdziewczynki.Nie zastanawiając się, zaczął czytać.- Napije się pan czegoś? - głos Elizy wyrwał go z lektury.Niezauważył, kiedy ponownie pojawiła się w pokoju.- Nie, dziękuję.Proszę sobie nie robić kłopotu.- Pokręciłgłową.- Wobec tego powinnam być wolna za niecały kwadrans.Gdyby potrzebował pan skorzystać z toalety, jest na dole.Postawiła na stole trzypiętrową paterę z ciastkami i sok wdzbanku.- Proszę się posilić.Wyszła, a zaraz potem z dołu zaczęły dobiegać eterycznedzwięki harfy.Meyer nie znał się na tym, ale musiał przyznać,że to plumkanie było nawet przyjemne.Nie był jednak pewien, czy zdołałby wysłuchać całego koncertu.Przeleciał teksty o Zosi we wszystkich gazetach, jednak pozasensacyjnym tytułem sugerującym, że policja nie dokładawszelkich starań, by znalezć dziewczynkę, która być może jużnie żyje, nie było tam nic, czego by już nie wiedział.Artykułyopublikowano po rozmowie z rodziną zaginionej i wypowiadalisię głównie dziadkowie, detektyw oraz ojciec dziewczynki.Niechęć matki dziecka do mediów została przez dziennikarzyzinterpretowana jednoznacznie - być może jest winnazaginięcia Zosi.Dopiero w brukowcu Hubert znalazł cościekawego.Ktoś zadał sobie trud, by zbadać przeszłość młodejCyganki.Meyer zastanawiał się, jak dziennikarz dotarł do tego,że Marlena nie nazywa się wcale Sochacka, lecz Mirga, i miałajuż męża, czterdzieści lat starszego od siebie Arsena,szanowanego i jednego z bogatszych przedstawicieli romskiejspołeczności.Ponoć wydano ją za mąż w wieku trzynastu lat.Zaślubiny odbyły się nieformalnie przed cygańskim królem wZgierzu pod Aodzią.Dziennikarz nie podał zródła informacji,powołał się na niezależnego informatora.Nikt ze społecznościromskiej ani sama zainteresowana nie potwierdzili tychrewelacji.Meyer zastanawiał się, dlaczego Marlena zataiła takważny fakt w życiorysie.Zanotował nazwisko autora, żebysprawdzić jego doniesienia, i bacznie przyjrzał się zdjęciomszkolnym Marleny.Patrzyła na niego wierna kopia Zosi.Rozległ się dzwonek i Hubert usłyszał, że maestra wpuściłado domu kilka osób.Uchylił drzwi, by słyszeć o czym mówią,ale już po chwili stracił zainteresowanie.Byli toprawdopodobnie rodzice uczennicy.Mowa była o harfie, którąkupili, a w jej znalezieniu pomogła im maestra.Prosili o adresdobrego złotnika, by ją odrestaurować.Maestra kazała imraczej poszukać dobrego stroiciela.Mała musi grać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl