[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście.- Tsavong Lah był pewien, że bogowie wojny zrozu­mieją i docenią wartość wykonanego bezbłędnie pozorowanego ataku, ale lepiej było mieć absolutną pewność w takich sprawach.- Dostarczę mu osiem tysięcy niewolników.- Lepiej byłoby dostarczyć dwadzieścia tysięcy - warknęła Yaecta.-Niech będzie dwadzieścia.Tsavong Lah wyszedł z sanktuarium.Zastanawiał się, jak spełnić życzenie kapłanki.Gdyby chciał zdobyć tyle ofiar, musiałby wysłać całą flotę, a nie, jak zamierzał, jeden czy dwa okręty.Nie był pewien, czy może na to sobie pozwolić w sytuacji, kiedy jego dowódcy mieli do wykonania tyle innych rozkazów.Obok jego boku podskakiwała Vergere.- Dlaczego pozwalasz, żeby Yaecta wydawała ci rozkazy? - zapyta­ła w pewnej chwili.- Przecież wiesz, że Nowa Republika nie utrzyma Arkanii, nawet jeżeli przyśle posiłki.Opanuj planetę, a wtedy ośmie­szysz kapłankę.Tsavong Lah odwrócił się jak użądlony i spiorunował istotę groź­nym spojrzeniem.- Podajesz w wątpliwość mój osąd? - zagrzmiał oburzony.Uniósł nogę, jakby chciał ją kopnąć.- Wydaje ci się, że wiesz lepiej niż ja, jak prowadzić i wygrywać wszystkie bitwy?Vergere spojrzała z pogardą na nogę wojennego mistrza, zjeżyła wszystkie piórka i podeszła krok bliżej.- Jeżeli masz lepszy pomysł, wystarczy, żebyś się nie zgodził - rze­kła.Tsavong Lah tylko z trudem się powstrzymał, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem.- Tobie mam go wyjawić? - zapytał.- Chyba nie.- Najwyżsi stop­niem dowódcy i starsi prefekci drżeli na widok najmniejszej zmarszczki na jego czole, ale Vergere, podobna do ptaka pokraczna istota, lekcewa­żyła jego gniew, jakby nic sobie z niego nie robiła.- Muszę cię mieć na oku - dodał po chwili.- Choćby dla samej rozrywki, jeżeli nie czegoś więcej.ROZDZIAŁ17Lando przełożył komputerowy notes do suchej lewej dłoni i otarł spoconą prawą o nogawkę spodni.Odwrócił urządzenie, aby stojący na czele grupy abordażowej Yuuzhan Vongów podoficer mógł zobaczyć obraz ukazywany na ekranie.Przedstawiał siedemnastu młodych Jedi siedzących przy dużym stole w mesie „Ślicznotki”.Chociaż na talerzach wszystkich widniały porcje zielonego thakitilla - Lando polecił kucha­rzowi, żeby w trakcie tej wyprawy podawał tylko najbardziej wymyślne smakołyki - nikt z Jedi nie jadł.Większość nawet nie trzymała łyżki w dłoni.- Wyglądają na zaniepokojonych - zauważył podoficer z wrzecio­nowatą kępką czarnych włosów na głowie.Sprawiał wrażenie zaprawionego w wielu walkach brutalnego wojownika.Spoglądał na ekran z odległości wyciągniętej ręki, jakby w obawie, że urządzenie go splugawi.- Jesteś pewien, że nie wiedzą o naszym przybyciu?- Przecież wiesz, że to Jedi - odpowiedział Calrissian, udając roz­drażnienie, jakby uważał pytanie za niezbyt mądre.- Z pewnością wy­czuwają moje obawy, ale nie ośmieliłbym się powiedzieć, że wiem, co dzieje się w ich głowach.Na wszelki wypadek poleciłem jednak, żeby na czas tej podróży przysłonięte wszystkie ilutninatory.Podoficer zastanawiał się chwilę nad tym, co usłyszał, a wreszcie odwrócił się do nieuzbrojonego, ale zakutego w gruby pancerz zwierzch­nika czekającego bez słowa na zewnątrz śluzy „Ślicznotki”.- Eia dag miecze świetlne, Duman Yaght.Yenagh doaJeedai - po­wiedział.Zwierzchnik pokonał wzmocniony czerwonymi żebrami tunel przej­ściowy.Dowódca Yuuzhan był nieco niższy od swoich podwładnych, a twarz miał oszpeconą mozaiką wymyślnych blizn.Podobnie jak podoficer z grupy abordażowej, miał na ramionach dwa małe villipy za­miast, jak zazwyczaj, jednego.Znieruchomiał krok przed Landem i ob­rzucił go pytającym spojrzeniem.- To Fitzgibbon Lane, właściciel „Gwiezdnego Marzenia” - podał podoficer fałszywe imię i nazwisko, które Calrissian przybrał na czas tej podróży.- To właśnie on przesłał nam wiadomość.Lando cierpliwie czekał, aż podoficer przedstawi mu swojego prze­łożonego.Wojownik w końcu chyba poczuł się trochę niepewnie, od­chrząknął, zamrugał i odwrócił głowę.Calrissian przeniósł spojrzenie na dowódcę Yuuzhan i postanowił uzbroić się w cierpliwość.Podejmu­jąc się tego zadania, czuł się trochę zdenerwowany.Wiedział jednak, że nie powinien się wdawać w żadne negocjacje, dopóki się nie upewni, czy rozmówca uważa go za równego sobie.Po długiej chwili ciszy przełożony Yuuzhan powiedział:-Nazywam się Duman Yaght i jestem dowódcą”Rozkosznej Śmier­ci”.Masz dla mnie jakiegoś Jeedai?-Dla twojego wojennego mistrza - poprawił go Calrissian.Uznając przybycie dowódcy za oznakę niecierpliwości, odwrócił komputerowy notes w jego stronę i pomachał nim przed nosem zdumionego Yuuzhanina.- Prawdę mówiąc, mam siedemnastu - oznajmił z dumą.Podoficer łypnął wściekle i wyciągnął rękę, jakby chciał wytrącić plugawy przedmiot z dłoni Landa.Powstrzymał go jednak dowódca ge­stem uniesionej ręki.- Nie - oznajmił surowo.- Muszę sam to zobaczyć.Zbliżył twarz do ekranu, na którym Anakin i kilkoro innych Jedi bez specjalnego entuzjazmu unosiło do ust łyżki z porcjami thakitilli.Od­dział specjalny młodych Jedi nie wiedział o obecności Yuuzhan na po­kładzie „Ślicznotki”, bo Lando chciał, aby zachowywali się jak najbardziej naturalnie, ale także dlatego, że Yuuzhan Vongowie pojawili się tak szybko.Jacht Landa dryfował jakiś czas obok opuszczającej sys­tem komety, a członkowie załogi czekali, aż nawigacyjny komputer poda im parametry trajektorii ostatniego etapu tej podróży, kiedy nagle z ogo­na komety wyłonił się wahadłowiec yuuzhańskiej grupy abordażowej.Skierował się prosto do cumowniczego rękawa - giętkiego tunelu przej­ściowego, przyczepionego z myślą o umożliwieniu wejścia na pokład „Ślicznotki”.Kiedy zainstalowany na mostku jachtu system ostrzegania powia­domił załogę, że do włazu przycumował abordażowy wahadłowiec Yuuzhan Vongów, Lando miał tylko tyle czasu, żeby poinformować o tym Tendrę.Wydał polecenie wyrównania ciśnień i pospieszył do włazu.Zauważył, że podoficer już otwiera wewnętrzną klapę śluzy.Rzut oka na ekran komputerowego notesu przekonał go, że w przestworzach za war­koczem komety unosi się bryła korala mniej więcej wielkości korwety.Jej załoga miała prawdopodobnie za zadanie osłaniać członków grupy, abordażowej.Lando wiedział o obecności yuuzhańskiego okrętu, już kie­dy wlatywał do systemu, nie spodziewał się jednak, że nieprzyjaciele go zaskoczą.Podejrzewał nawet, że został wywiedziony w pole, dopóki nie uświadomił sobie, jaki wniosek może wyciągnąć z szybkości i gorliwo­ści, z jaką pojawili się Yuuzhanie.- Zadowolony? - zapytał.- Poprosiłbym ich, żeby trochę polewitowali, ale to zdradziłoby moje zamiary.- To nie będzie konieczne - odparł spokojnie Yuuzhanin.- Upew­niliśmy się, że to Jeedai.- Ach, tak? - Lando doszedł do wniosku, że to mu się nie podoba.Wiedział jednak, że jeżeli nie chce wzbudzić podejrzeń, nie powinien wypytywać o szczegóły.- Jeżeli wam na nich tak zależy, uwolnijcie talfagliańskich zakładników.- Zabierzemy ich tak czy owak - odezwał się arogancko Duman Yaght.Lando opuścił komputerowy notes i przycisnął jeden z klawiszy.- Obaj wiemy, czego może dokonać siedemnaścioro Jedi, jeżeli zo­staną w porę ostrzeżeni - zagroził.- Nie zmuszaj mnie, żebym puścił ten klawisz.Dowódca Yuuzhan podszedł bliżej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl