Pokrewne
- Strona Główna
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (2)
- (ebook Pdf) Stephen Hawking A Brief History Of Time
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- Van Vogt A.E Ksiega Ptaha
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Thomas Craig Niedzwiedzie lzy
- Tom Clancy Oblezenie v 1.1
- Strugaccy A. i B Miasto skazane
- Prawo przyciagania Simone Elkel (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fopke.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jack wahał się chwilę, stojąc na spękanymchodniku.Herbaciarnia - zwłaszcza z tak pretensjonalną nazwą - stanowiła małoodpowiedni lokal dla Ulubienicy Kin Dla Zmotoryzowanych.Mimo to zajrzał dowewnątrz przez okno.Za kasą siedziała kobieta z wysoko upiętymi włosami i paliła papierosa.Kelnerka w ró\owej sukience z nylonu opierała się o przeciwległą ścianę.Jack niewidział \adnych klientów.Dopiero po chwili dojrzał starą kobietę z fili\anką w ręku.Oprócz personelu tylko ona znajdowała się we wnętrzu.Jack patrzył, jak stara kobietadelikatnie odstawia fili\ankę na spodek, a następnie wyławia z torebki papierosa.Zezgrozą uświadomił sobie, \e to jego matka.W chwilę pózniej przestała mu sięwydawać stara.Ale zapamiętał to pierwsze wra\enie - i od tej chwili miał uczucie, jakbypatrzył na nią przez dwuogniskowe okulary: widział w tym samym ciele LilyCavanaugh Sawyer i kruchą, starą kobietę.Jack ostro\nie uchylił drzwi, lecz mimo to potrącił dzwonek, wiszący nadnimi; jakimś cudem wiedział, \e on tam jest.Kelnerka wyprostowała się i wygładziłapodołek sukienki.Matka popatrzyła na Jacka z wyraznym zaskoczeniem, po czymobdarzyła go szczerym uśmiechem.- Có\, Jacku Podró\niczku, tak urosłeś, \e kiedy wchodziłeś przez te drzwi,wyglądałeś tak samo jak twój ojciec - powiedziała.- Czasami zapominam, \e maszdopiero dwanaście lat.3- Nazwałaś mnie Jackiem Podró\niczkiem - rzekł, odsuwając krzesło isadowiąc się na nim.Twarz Lily była bardzo blada; kręgi pod oczyma wyglądały prawie jak sińce.- Przecie\ tak mówił na ciebie ojciec.Właśnie to sobie przypomniałam; bowędrowałeś przez całe rano.- Nazywał mnie Jackiem Podró\niczkiem?- Coś w tym rodzaju.pewnie.Kiedy byłeś malutki.Jack Wędrowniczek -powiedziała nagle zdecydowanie.- Właśnie tak.Nazywał cię JackiemWędrowniczkiem - no wiesz, kiedy patrzyliśmy, jak szalejesz po trawniku.Pewnienas to bawiło.Tak przy okazji, zostawiłam ci uchylone drzwi.Nie wiedziałam, czypamiętałeś, by zabrać klucz.- Widziałem - odparł, wcią\ podekscytowany nową informacją, którą mu takbeztrosko przekazała.- Chcesz jakieś śniadanie? Po prostu nie mogłam znieść myśli, \e jeszcze razmiałabym siąść do posiłku w tym hotelu.Obok nich pojawiła się kelnerka.- Młody człowieku? - Uniosła bloczek zamówień.- Skąd wiedziałaś, \e cię tu znajdę?- A gdzie jeszcze miałabym pójść? - spytała rozsądnie matka i zwróciła się dokelnerki: - Proszę mu dać trzygwiazdkowe śniadanie.Rośnie mniej więcej caldziennie.Jack odchylił się na oparcie krzesła.Od czego miał zacząć ?Matka popatrzyła na niego z zaciekawieniem, tote\ zaczął, bo musiał, i tonatychmiast.- Mamo, nic ci się nie stanie, gdybym musiał na jakiś czas wyjechać?- Co to znaczy: nic mi się nie stanie? I co to znaczy, \e musisz na jakiś czaswyjechać?- Czy zdołasz.och, czy będziesz miała kłopoty z wujem Morganem?- Dam sobie radę ze starym Sloatem - powiedziała, uśmiechając się z lekkimniepokojem.- Przynajmniej przez jakiś czas.O co ci chodzi, Jacky? Nigdzie się niewybierasz.- Muszę - odparł.- Naprawdę.W tym momencie zdał sobie sprawę, \e mówi jak dziecko proszące ozabawkę.Na szczęście zjawiła się kelnerka z tostem na podstawce i pękatą szklankąsoku pomidorowego.Na chwilę odwrócił wzrok, a gdy ponownie popatrzył na matkę,rozsmarowywała d\em z jednego z dzbanuszków na stole po trójkątnym kawałkutostu.- Muszę - powtórzył.Matka podała mu tost; widać było, \e ró\ne myśli krą\ą jej po głowie, ale sięnie odezwała.- Przez jakiś czas mnie pewnie nie zobaczysz, mamo - powiedział.- Muszęspróbować ci pomóc.Dlatego właśnie stąd wyje\d\am.- Pomóc mi? - spytała i zdaniem Jacka jej chłodne niedowierzanie było wjakichś siedemdziesięciu pięciu procentach autentyczne.- Chcę spróbować uratować ci \ycie - kontynuował.- To wszystko?- Mogę to zrobić.- Mo\esz uratować mi \ycie.Bardzo zabawne, Jacky; mo\na by to kiedyśpokazać w najlepszym czasie antenowym.Myślałeś kiedyś, \eby układać programydla sieci telewizyjnych?Odło\yła usmarowany na czerwono nó\, otwierając szeroko oczy na znakpowątpienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Jack wahał się chwilę, stojąc na spękanymchodniku.Herbaciarnia - zwłaszcza z tak pretensjonalną nazwą - stanowiła małoodpowiedni lokal dla Ulubienicy Kin Dla Zmotoryzowanych.Mimo to zajrzał dowewnątrz przez okno.Za kasą siedziała kobieta z wysoko upiętymi włosami i paliła papierosa.Kelnerka w ró\owej sukience z nylonu opierała się o przeciwległą ścianę.Jack niewidział \adnych klientów.Dopiero po chwili dojrzał starą kobietę z fili\anką w ręku.Oprócz personelu tylko ona znajdowała się we wnętrzu.Jack patrzył, jak stara kobietadelikatnie odstawia fili\ankę na spodek, a następnie wyławia z torebki papierosa.Zezgrozą uświadomił sobie, \e to jego matka.W chwilę pózniej przestała mu sięwydawać stara.Ale zapamiętał to pierwsze wra\enie - i od tej chwili miał uczucie, jakbypatrzył na nią przez dwuogniskowe okulary: widział w tym samym ciele LilyCavanaugh Sawyer i kruchą, starą kobietę.Jack ostro\nie uchylił drzwi, lecz mimo to potrącił dzwonek, wiszący nadnimi; jakimś cudem wiedział, \e on tam jest.Kelnerka wyprostowała się i wygładziłapodołek sukienki.Matka popatrzyła na Jacka z wyraznym zaskoczeniem, po czymobdarzyła go szczerym uśmiechem.- Có\, Jacku Podró\niczku, tak urosłeś, \e kiedy wchodziłeś przez te drzwi,wyglądałeś tak samo jak twój ojciec - powiedziała.- Czasami zapominam, \e maszdopiero dwanaście lat.3- Nazwałaś mnie Jackiem Podró\niczkiem - rzekł, odsuwając krzesło isadowiąc się na nim.Twarz Lily była bardzo blada; kręgi pod oczyma wyglądały prawie jak sińce.- Przecie\ tak mówił na ciebie ojciec.Właśnie to sobie przypomniałam; bowędrowałeś przez całe rano.- Nazywał mnie Jackiem Podró\niczkiem?- Coś w tym rodzaju.pewnie.Kiedy byłeś malutki.Jack Wędrowniczek -powiedziała nagle zdecydowanie.- Właśnie tak.Nazywał cię JackiemWędrowniczkiem - no wiesz, kiedy patrzyliśmy, jak szalejesz po trawniku.Pewnienas to bawiło.Tak przy okazji, zostawiłam ci uchylone drzwi.Nie wiedziałam, czypamiętałeś, by zabrać klucz.- Widziałem - odparł, wcią\ podekscytowany nową informacją, którą mu takbeztrosko przekazała.- Chcesz jakieś śniadanie? Po prostu nie mogłam znieść myśli, \e jeszcze razmiałabym siąść do posiłku w tym hotelu.Obok nich pojawiła się kelnerka.- Młody człowieku? - Uniosła bloczek zamówień.- Skąd wiedziałaś, \e cię tu znajdę?- A gdzie jeszcze miałabym pójść? - spytała rozsądnie matka i zwróciła się dokelnerki: - Proszę mu dać trzygwiazdkowe śniadanie.Rośnie mniej więcej caldziennie.Jack odchylił się na oparcie krzesła.Od czego miał zacząć ?Matka popatrzyła na niego z zaciekawieniem, tote\ zaczął, bo musiał, i tonatychmiast.- Mamo, nic ci się nie stanie, gdybym musiał na jakiś czas wyjechać?- Co to znaczy: nic mi się nie stanie? I co to znaczy, \e musisz na jakiś czaswyjechać?- Czy zdołasz.och, czy będziesz miała kłopoty z wujem Morganem?- Dam sobie radę ze starym Sloatem - powiedziała, uśmiechając się z lekkimniepokojem.- Przynajmniej przez jakiś czas.O co ci chodzi, Jacky? Nigdzie się niewybierasz.- Muszę - odparł.- Naprawdę.W tym momencie zdał sobie sprawę, \e mówi jak dziecko proszące ozabawkę.Na szczęście zjawiła się kelnerka z tostem na podstawce i pękatą szklankąsoku pomidorowego.Na chwilę odwrócił wzrok, a gdy ponownie popatrzył na matkę,rozsmarowywała d\em z jednego z dzbanuszków na stole po trójkątnym kawałkutostu.- Muszę - powtórzył.Matka podała mu tost; widać było, \e ró\ne myśli krą\ą jej po głowie, ale sięnie odezwała.- Przez jakiś czas mnie pewnie nie zobaczysz, mamo - powiedział.- Muszęspróbować ci pomóc.Dlatego właśnie stąd wyje\d\am.- Pomóc mi? - spytała i zdaniem Jacka jej chłodne niedowierzanie było wjakichś siedemdziesięciu pięciu procentach autentyczne.- Chcę spróbować uratować ci \ycie - kontynuował.- To wszystko?- Mogę to zrobić.- Mo\esz uratować mi \ycie.Bardzo zabawne, Jacky; mo\na by to kiedyśpokazać w najlepszym czasie antenowym.Myślałeś kiedyś, \eby układać programydla sieci telewizyjnych?Odło\yła usmarowany na czerwono nó\, otwierając szeroko oczy na znakpowątpienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]