[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lepiej popełnić błąd niż umrzeć: zawiadomił kierownika po­ciągu.Kierownik zatrzymał pociąg i wezwał straż kolejową.Nie wiadomo dokładnie, co się stało, pociąg stał w górach, zaniepokoje­ni pasażerowie wyroili się na tory, pirotechników ciągle nie było.Wreszcie specjaliści otworzyli walizkę i znaleźli w niej bombę zega­rową nastawioną na godzinę przyjazdu do Florencji.Dosyć, żeby parę dziesiątków osób przeniosło się na tamten świat.Policja nie zdołała znaleźć pana z brodą.Może wsiadł do innego wagonu i wysiadł we Florencji, gdyż nie chciał trafić do gazet.Wzy­wa się go, by się ujawnił.Inni pasażerowie pamiętali doskonale mężczyznę, który zostawił walizkę.Miał to być osobnik budzący podejrzenie od pierwszego spojrzenia.Ubrany był w niebieską marynarkę angielską bez zło­tych guzików, bordowy krawat, unikał rozmowy, miało się wraże­nie, że nie chce, by zwracano na niego uwagę.Ale wymknęło mu się, że pracuje dla dziennika, wydawcy, zajmuje się w każdym razie czymś (i tutaj poglądy świadków nie były jednolite) mającym coś wspólnego z fizyką, metanem albo metafizyką.Ale z pewnością ma to jakiś związek z Arabami.Zostały postawione w stan alarmu komisariaty i posterunki poli­cji.Nadchodzą już rysopisy, które prowadzący śledztwo poddają starannej analizie.Rysownik policyjny sporządził portret pamięcio­wy, który pojawił się właśnie na ekranie.Rysunek nie przypominał Belba, ale Belbo przypominał rysunek.Nie mogło być najmniejszych wątpliwości.Człowiekiem z walize-czką był on.Ale walizeczka zawierała przecież książki Agliego.Wy­kręcił numer Agliego, ale nikt nie podnosił słuchawki.Był już późny wieczór, nie zdobył się na to, żeby wyjść na miasto, zażył proszek nasenny i poszedł spać.Następnego ranka znowu sta­rał się złapać telefonicznie Agliego.Cisza.Zszedł kupić gazety.Na szczęście cała pierwsza strona była jeszcze zajęta pogrzebem, infor­macja o pociągu oraz portret pamięciowy znalazły się gdzieś w środ­ku.Podniósł kołnierz i wrócił do domu, gdzie zdał sobie sprawę, że nadal ma na sobie blezer.Na szczęście już bez bordowego krawata.Kiedy starał się zrekonstruować raz jeszcze fakty, rozległ się dzwonek telefonu.Nieznany glos, akcent cudzoziemski, może bał­kański.Słowa miodopłynne, jakby ów ktoś był osobiście zaintereso­wany sprawą i dzwonił wyłącznie z dobrego serca.Biedny panie Belbo, został pan wmieszany w nieprzyjemną historię.Nigdy nie na­leży robić nikomu takich uprzejmości nie sprawdzając zawartości przesyłki.Znalazłby się w nie lada tarapatach, gdyby ktoś doniósł policji, że nieznajomym z miejsca 45 jest pan Belbo.Oczywiście można uniknąć tej ostateczności, jeśli tylko pan Belbo okaże dobrą wolę i chęć współpracy.Jeśli na przykład powie, gdzie jest mapa templariuszy.A ponieważ w Mediolanie grunt zaczyna palić się pod nogami, wiadomo bowiem, że zamachowiec wsiadł do ekspresu w Mediolanie, ostrożniej będzie przenieść całą sprawę na teren neutralny, powiedzmy do Paryża.Moglibyśmy spotkać się za tydzień w księgarni Sloane, 3 rue de la Manticore.Chyba jednak Belbo lepiej zrobi, jeśli wyruszy natychmiast, zanim ktoś go rozpo­zna.Księgarnia Sloane, 3 rue de la Manticore.W południe 20 czer­wca spotka tam znajomego, tego pana z brodą, z którym tak miło konwersował w pociągu.Pan z brodą powie mu, gdzie ma spotkać się z innymi przyjaciółmi, a później bez pośpiechu, w doborowym towarzystwie, byleby zdążyć przed letnim przesileniem, opowie wre­szcie to wszystko, co wie, i sprawa zakończy się bez szkody dla niko­go.Rue de la Manticore numer 3, łatwo zapamiętać.109Saint-Germain.Bardzo dystyngowany i pełen polotu.Mówi, że jest powiernikiem wszelkiego rodzaju tajem­nic.Przy objawianiu się często korzystał z tego sławne­go magicznego lustra, które stanowi składnik jego chwa­ły.Ponieważ dzięki efektom katoptrycznym przywoły­wał upragnione cienie, prawie zawsze rozpoznane, jego kontakty z tamtym światem są rzeczą dowiedziona.(Le Coultcux de Cateleu.Les sectes et les societes secretes, Paryż, Didier 1863, ss.170-171)Belbo poczuł się zgubiony.Wszystko stało się jasne, Aglie uznał, że jego historia jest prawdziwa, chce dostać mapę, przygotował pu­łapkę i teraz ma go w ręku.Albo Belbo pojedzie do Paryża i wyjawi to, czego nie wie (ale tylko on wiedział, że nie wie, bo ja wyjecha­łem nie zostawiając adresu, Diotallevi umierał), albo będzie miał na karku wszystkie komisariaty Włoch.Czy to jednak możliwe, żeby Aglie zdecydował się na tak brudną grę? Co mu z tego przyjdzie? Trzeba by wziąć starego wariata za kołnierz i zaciągnąć na policję, bo tylko w ten sposób może wydo­stać się z tarapatów.Wsiadł w taksówkę i pojechał do pałacyku koło piazza Piola.Okna zamknięte, a na bramie ogłoszenie agencji nieruchomości: DO WYNAJĘCIA.Czyste szaleństwo.Aglie mieszkał tu jeszcze ty­dzień temu, sam do niego telefonował.Zadzwonił do bramy sąsied­niego pałacyku.„Ten pan? Wyprowadził się właśnie wczoraj.Nie wiem dokąd, znałem go tylko z widzenia, trzymał się z daleka, zda­je się, że ciągle podróżował."Nie pozostało nic innego, jak zasięgnąć informacji w agencji.Ale tam o Agliem nawet nie słyszano.Pałacyk został wynajęty swego czasu przez firmę francuską.Opłaty wpływały regularnie przez bank.Najem został wymówiony w terminie dwudziestoczterogo­dzinnym, zrezygnowali z kaucji.Wszelkie sprawy, i to listownie, prowadził niejaki pan Ragotgky.Nic więcej nie wiedzą.To niemożliwe.Rogotsky czy Ragotgky, tajemniczy gość pułkowni­ka, poszukiwany przez przebiegłego De Angelisa i przez Interpol, krą­żył tu gdzieś i wynajmował nieruchomości.W naszej historii Rakosky od Ardentiego stał się nowym wcieleniem Raczkowskiego z Ochrany, a ten oczywiście Saint-Germaina.Ale co to ma wspólnego z Agliem?Belbo, skradając się jak złodziej, poszedł do biura i zamknął w swoim pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl