[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był z Cho, gdy Re Mu wkraczał do Miasta Pięciu Murów.Ujrzał ciągnięty przez parskające ogiery biały, wojenny rydwan Słońca, który chrzęścił na podbitewnych gruzach.Naśladując Cho, oddał Władcy wojskowy honor i wystąpił wraz z Murianinem do przodu, gdy tamten skinął na nich.- Witajcie, moi panowie… - pozdrowił ich oficjalnie Re Mu, gdy ponownie za przykładem Cho, Ray przyklęknął na pokrytej kurzem drodze.Cho skinął głową dając konwencjonalną odpowiedź:- Jesteśmy do twojej dyspozycji, O Wielki, z całą lojalnością i siłą.Ray spojrzał w te odległe, niebieskie oczy.Jeśli Re Mu czytał jego myśli tu i teraz, to wiedział, że Ray wcale tak nie myślał i że cały ten zewnętrzny pokaz hołdu był tylko tym - pokazem.- Nigdy, jak sądzę, nikt nie służył Słońcu, moi panowie… - rzekł w odpowiedzi Władca.- Przyjdźcie do mnie nie dalej niż za godzinę…- Wedle rozkazu - zgodził się Cho i gdy rydwan pojechał dalej, wstali.Słuchać i być posłusznym, tak; postępował według rozkazów i zrobi to tym razem, choć nie z własnego wyboru.Ale pozna odpowiedź…W ślad za Cho, Amerykanin ruszył za procesją monarchy w kierunku serca miasta.Oddziały muriańskie prowadziły ludność miasta, kierując ją również do centrum ich na wpół zniszczonej stolicy.Mimo, że żołnierze próbowali utrzymać porządek i utorować uliczki pośród tłumu, droga była zatłoczona.Cho zwrócił się do zabieganego oficera.- Zostaliśmy wezwani przez Re Mu.Jak moglibyśmy…?Oficer uniósł ręce w geście zakłopotania.- Nie tędy, Urodzony w Słońcu.Pójdźcie bocznymi uliczkami.To dłuższa droga, lecz nie będziecie się musieli spieszyć.Cho poszedł za jego radą, skręcając w boczną drogę, by ostatecznie pokonawszy wiele zakrętów, dotrzeć do świątyni.- Gdzie jest Uranos? - zapytał Ray, gdy dotarli wreszcie do celu.Z trudem chwytał powietrze po tym wysiłku i musiał się oprzeć o ścianę.- Nie wiem.Poszedł do Re Mu zeszłej nocy.Jeśli jest tym, kim twierdzi… - Cho przerwał, gdyż stali się teraz częścią tłumów oficerów i ludzi zgromadzonych przed ustawionym w pośpiechu tronem.Bloki ze świątyni zostały zestawione razem i udrapowane olśniewającymi płaszczami wojskowymi.Tam też Re Mu zajął miejsce, by wydać sąd nad miastem.Wokół niego pełno było błyszczących, wypolerowanych i ozdobionych klejnotami zbroi, a tu i ówdzie dla kontrastu proste, białe szaty Naacali.Po prawej stronie Władcy, na niższym bloku, siedział U–Cha, nieco pochylony do przodu, jakby był krótkowidzem i problem sprawiało mu widzenie tego, co się przed nim dzieje.Gdy Cho i Ray wmieszali się już w tłum żołnierzy, rozległ się ostry dźwięk bębnów wojennych, czterech jednocześnie, ustawionych na stopniach na wysokości pasa doboszy.A gdy już ucichły, ucichł również podobny do dźwięku fali morskiej pomruk tłumu.Twarz Re Mu pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu, choć w jakiś dziwny sposób wyglądała tak jak gdyby widział nie tylko tłum zgromadzonych tam ludzi, lecz każdego z mężczyzn i każdą z kobiet jako jednostkę, którą ma osądzić.Ray widział, jak ludzie w pobliskich rzędach spuszczają głowy, patrzą w lewo lub w prawo, ostatecznie jednak ponownie podnoszą oczy, jakby kierowani jakąś siłą, której nie mogli się oprzeć.Wtedy ręka władcy uniosła się lekko, cal może dwa nad klamrę, którą przed chwilą trzymał, palce zamknęły się na rękojeści nagiego miecza, który stał pionowo pomiędzy jego kolanami i wskazał na rozłupany, poplamiony kamień pod swymi stopami.Na ten najmniejszy z gestów jeden z wojowników przesunął się o krok w lewo.Pod rantem hełmu tego człowieka Ray zobaczył twarz, którą znał.To był Uranos.- Ludu Atlantydy… - głos Re Mu zadźwięczał równie zniewalająco jak bębny.- Mieszkańcy spod osłony Cienia… - przez zatłoczony plac przebiegł szmer.Padali na kolana wznosząc w górę ręce, jedni chętnie i z pokorą, pozostali mniej skwapliwie.- Przebacz… - szmer przeszedł w pewien rodzaj płaczliwego lamentu, przybierającego na sile.- Pewne rzeczy wychodzą poza granicę przebaczenia.Spójrzcie, wy którzy wybraliście Mrok, na plamy pokrywające te mury, pomyślcie jak doszło do tego, że noszą to czerwone świadectwo przeciwko wam.- Miecz Władcy wzniósł się, a wschodzące słońce błysnęło na jego ostrzu, rozniecając płomień.Wskazywał na ściany, gdzie Urodzeni w Słońcu dokonali swego żywota.- Postępowaliśmy tak, jak nam rozkazano, O, Wielki.Przebacz!- Powiadam wam, że ludzie z sercem powstawaliby przeciwko temu, kto wydał takie rozkazy.W dniu sądu żaden człowiek nie może się zasłaniać rozkazem, który był zły, mówiąc:- Robiłem co mi kazano.W każdym człowieku, od momentu urodzenia, znajduje się wiedza o tym, co dobre i złe i każdego dnia, każdej godziny pozwala mu się dokonać wyboru.Jeśli nawet wybiera to co złe ze strachu, słabości, żądzy, chciwości czy wściekłości, ciągle jednak ma wybór, i za ten właściwy wybór będzie osądzony, gdy nadejdzie ostatni dzień.Kiedy wasi praojcowie przybyli na ten ląd, dostali dwa skarby, dzięki którym mogli zapamiętać to, co słuszne.Ponownie jego miecz zapłonął, lecz tym razem wskazał na kolumny, na których ciągle jeszcze widać było zakurzone, postrzępione kawałki materiałów.- Spójrzcie, zakrywa sieje teraz ze wstydu, bo nie ośmielacie się patrzeć na to, co tak otwarcie zdradziliście.W ten sposób wymazaliście symbole dobra i sprawiedliwości, wybierając raczej osłonę Cienia, niektórzy z was podążając za nim aż w otchłań piekielną.Tak więc miasto to musi być wymazane z pamięci ludzi - krew za krew.Czyż nie jest to sprawiedliwość - i to taka, jaką wy rozumiecie najlepiej, ludu Atlantydy?- Litości… litości… - rozległ się piskliwy lament - musiały to być kobiety i dzieci, pomyślał Ray.Nie widział, żeby któryś z mężczyzn otwierał usta.- A jaką litość wy okazaliście za swego panowania, ludu Atlantydy? Pomyślcie nad tym! To miasto będzie wyglądać tak, jakby go tutaj nigdy nie było - i to do zmroku.A wy, którzy je uczyniliście siedliskiem plugastwa, co z wami uczynić?Stali teraz cicho, tylko gdzieniegdzie płakało jakieś dziecko lub kobieta.Tak, uczyniliście to miasto mieszkaniem dla rzeczy nieczystych.Spójrzcie: ta świątynia leży w gruzach, podczas gdy świątynia Ba–Al’a stoi dumnie.Podajcie mi jakiś powód, dla którego nie mielibyście podzielić losu waszego miasta!- Litości, O wielki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl