[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjrzał się z bliska.Zobaczył kobietę ztrzydziestokilkuletnim mężczyzną.To była Joan Rosen Klein.Z uniesioną prawą pięścią.Z szybu wentylacyjnego wydobył się dym.I jakiś odór.Od inwazji minęło dziesięćlat.Wtedy włosy Joan były całkiem ciemne.Jeszcze więcej dymu i odoru.Kolejny krzyk - niewątpliwie kreolski.I jeszcze odór -niewątpliwie przypalonego ciała. 70.(Los Angeles, 13.04.1969)Narkogorylek naigrawał się z Sonny ego Listona.Sonny się wkurzał.Sonnywyczerpał wszystkie zasoby na drag queens i nie miał energii na Alego.Jego męstwo sięzdejakulowało.Jomo odbierał telefony.Junior łykał maczane w koniaku ciasteczka Moon Pies.Numer Milta się dłużył.Wayne i Marsh patrzyli, jak Sonny się gotuje.Padało.Dach przeciekał.Przeciekały pasiaste tapety.Doktor Humorek posiadałtygrysową taryfę nr 350.Płacił metamfetaminą i dilaudidem.Sonny i Jomo byli wkurzeni odmieszanki heroiny z kokainą.Narkogorylek był dzisiaj afektowany.Narkogorylek muskał swoje afro i się dąsał.- Ali taki ładny, taki śliczny.Ten młodzieniec umie rymować i grać jak nikt, jak bonidydy. Liston to cienias.W trzeciej rundzie umknie w las. Liston potorocze wali tylko wkrocze. Ostatnia będzie runda czwarta, i to jak Liston będzie miał farta. Liston naćpanyjest wyruchany.Sonny popijał paliwo rakietowe - płynną amfę ze spirytusem.Sonny palił koola kingaz filtrem.- To nie jest śmieszne.Wez zrób ten numer, jak Lady Bird Johnson mi obciąga.Narkogorylek się nadąsał.- Tę małpią siostrę zmęczyła twoja niechęć do ślicznego młodzieńca, który przywiódłnaród kolorowych do Ery Wodnika, podczas gdy ty jesteś małpką kataryniarza występującegodla świń i mafii.Sonny zacisnął pięści.Skruszył papierosa.Marsh spojrzał na Joma.Wayne spojrzał naMarsha.Junior poczłapał do kibla.Milt przykleił taśmą plastikowego papierosa do ustNarkogorylka.- W rundzie numer siedem Sonny będzie zjebem.Jak dziewiątej dobije, to go we dwakije.- Dość - wtrącił się Jomo.- Męczy mnie to gówno.Wayne kiwnął głową.Marsh skumał - jesteśmy blisko.Narkogorylek nastroszył piórka.- A dziewczynka tak bardzo ma was dość, pozerzy, co to nie odróżniacie Eldrige a Cleavera od Beavera Cleavera, a Frantza Fanona od mojej tłustej dupy, wy durne.- Zamknij się, ojciec - powiedział Jomo.- I nie będę się powtarzał.Wayne dał sygnał Marshowi - teraz.- Spokojnie, brachu - powiedział Marsh.- Niech sobie małpa gada.Jomo strzelił knykciami.Powoli i głośno.Wayne dał sygnał Marshowi - jeszcze.Marsh podszedł do centralki.Jomo był blisko.Marsh oparł się o krzesło.- Kto ci dał prawo dyrygować starszymi? O tobie mówię, czarnuchu.Mówię o tymgościu z monopola, któremu przywaliłeś, który ci kurwa.Jomo wstał.Marsh przysunął się bliżej.Obaj chwycili krzesła.Jomo zamachnął sięszeroko i chybił.Marsh się uchylił.Krzesło walnęło w centralkę.Nogi się roztrzaskały.Centralka też.Wtyczki spadły na podłogę.Marsh zamachnął siękrótko.Walnął Jomo w plecy, walnął w nogi, obtarł Jomowi głowę i odkroił mu pół ucha.Jomo zatoczył się i uderzył w centralkę.Marsh wymierzył cios od dołu.Celował w krocze iwalnął nogą od krzesła w jaja.Jomo wrzasnął.Marsh wybiegł na zewnątrz i krzyczał w deszczu.Wydawało się, żepowtarza jedno słowo.Wayne otworzył okno, żeby słyszeć.Marsh wymachiwał krzesłem w powietrzu i krzyczał:  SCP! SCP! SCP!.Ludziezaczęli wyglądać na ulicę.Niektórzy wiwatowali.*Poszedł szukać.To było szukanie konkretne.Dotyczyło tego powtarzającego się klik.Pokłócił się z Mary Beth.Powiedziała mu o Szkole Wolności.Poszedł tam i zobaczyłzdjęcie z wykładu.Kobieta o włosach z siwymi pasmami. Klik , którego nie mógł skojarzyć.Półklik, który skojarzył się z łażeniem po pubach.Trzy miesiące temu.Pierwsza popijawa Taxi Tygrys.Widział od tyłu kobietę z takimisamymi włosami.Jego pejzaż wyobrazni w Haiti.Zioła i zmienny obraz.Wayne krążył po południowej części miasta.Jego telefoniczna kłótnia z Mary Bethodbijała się echem.Przyciskała go o podróż.Skłamał - w Dominikanie i Haiti nie jest tak zle.Moi inwestorzy rozkręcą gospodarkę.Balaguer to nie Trujillo.Uwierz, proszę, że wszystkobędzie lepiej.Mary Beth szydziła.Już ja swoje wiem.Wayne skręcił w Central Avenue.Przed nim kluby.Tamtą kobietę widział w TacceSułtana Sama.Mogła tam teraz być.Mała szansa, ale jednak. W Haiti spędził trzy dni.Non stop na haju.Skalejdoskopowało mu się całe życie.Twarze wyrastały z drzew i potoku.Zioła przepaliły mu organizm.Wpadł w stan zombie.Musiał siedzieć nieruchomo i słuchać.Nie miał woli tworzyć myśli ani uciekać.Zasnął pomilionie godzin haju.Prawdziwy świat wrócił do niego zmieniony.Wayne skręcił na wschód w Slauson [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl