[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jego ustach igrał nerwowy uśmieszek.Arutha nie miał pojęcia, jak chłopakowi udało się dołączyć do nich, kiedy wszyscy myśleli, że jest bezpieczny w kryjówce.Dotarło nagle do niego, że chłopak nie jest uzbro­jony.Odpiął szybko rapier i cisnął w górę.– Niech ci służy!Ręka Jimmy'ego wysunęła się w przód błyskawicznie jak atakujący wąż i chwyciła broń, po czym równie szybko Jimmy zniknął im z oczu.Marynarze z całych sił naparli na wiosła i łódź pomknę­ła po falach portu.Wrzawa bitewna nasilała się z każdą chwilą.Na nabrzeżu pojawiały się coraz to nowe świat­ła zapalanych latarń.Mimo bardzo wczesnej pory słyszeli, jak wartownicy pilnujący statków i towarów krzyczą: „Co się dzieje?”, „Stój, kto idzie?”.Anita spoglądała przez ra­mię, obserwując z ciekawością wydarzenia za plecami.Co­raz więcej latarń.Nagle na nabrzeżu buchnął ogień.Pod­palono bele czegoś, co trzymane było pod nieprzemakalnym brezentem.Siedzący w łodzi mogli wyraźnie obserwować walkę.Wie­lu złodziei uciekało w popłochu w boczne uliczki.Inni skakali w lodowate wody portu.Arutha wytężał wzrok, ale nigdzie nie mógł dojrzeć ani siwowłosej sylwetki Trevora, ani drobnej postaci Jimmy'ego Rączki.Ujrzał za to nagle postać Radburna ubranego jak poprzednio w prostą kurtę.Podszedł on do kra­wędzi nabrzeża i patrzył za oddalającą się łodzią.Wskazał na uciekinierów mieczem i wykrzyknął coś, co zginęło w ogólnej wrzawie.Arutha odwrócił się.Anita siedziała obok niego.Kaptur odrzuciła na plecy.Jej twarz była wyraźnie widoczna w bla­sku płomieni na brzegu.Wpatrywała się zafascynowana w rozgrywające się przed nią wydarzenia, nie zdając sobie sprawy z tego, że została odkryta.Arutha gwałtownie nasu­nął jej kaptur na głowę, wyrywając brutalnie z zauroczenia, lecz wiedział, że było za późno.Obejrzał się na powrót ku nabrzeżu, gdzie Radburn wysyłał swoich ludzi w pościg za wycofującymi się Szydercami.Stał przez chwilę samotnie, aby zniknąć w mroku w momencie, kiedy łódź podpłynęła do burty Rączego Konia.Kiedy tylko znaleźli się na pokładzie, załoga Amosa rzuciła liny i popędziła w górę, na olinowanie, by postawić żagle.Rączy Koń zaczął powoli wychodzić z portu.Po chwili ich oczom ukazała się przerwa w blokadzie i Amos skierował statek w tamtą stronę.Przemknęli się, zanim ktokolwiek zdążył przeciąć im drogę, i po paru minutach znaleźli się na otwartym morzu.Arutha poczuł, jak zalewa go fala przedziwnej lekkości.Wyrwali się z Krondoru.Nagle, tuż za sobą, usłyszał prze­kleństwo Amosa.– Patrz!W złudnej poświacie przedświtu ujrzał, w miejscu gdzie wskazywał Amos, szary kształt.Królewski Gryf, trzymasztowy okręt wojenny, który widzieli, wchodząc do Krondoru, stał na kotwicy poza falochronem, niewidoczny z miasta.– Myślałem, że jest razem z flotą Jessupa.A niech go szlag trafi! – złościł się Amos.– Radburn, ty przebiegła świnio! Kiedy tylko dotrze na jego pokład, zaraz zacznie deptać nam po piętach.– Krzyknął, by natychmiast postawiono wszystkie żagle, a potem patrzył na oddalający się wielki sta­tek.– Odmówię modlitwę do Ruthii, Wasza Wysokość.Je­żeli uda nam się zyskać teraz na czasie, zanim przygotują statek i ruszą za nami w pościg, będziemy mieli szansę im uciec.Potrzebne nam są jednak wszystkie zasoby szczęścia, jakie Bogini Szczęścia ma w zapasie i jakimi zechce nas w łaska­wości swej obdarzyć.Ranek był pogodny i zimny.Amos i Vasco patrzyli z uzna­niem na uwijającą się załogę.Mniej doświadczeni marynarze zostali zastąpieni nowymi, których osobiście dobierał Trevor Hull.Wykonywali swoje obowiązki bardzo sprawnie i dokład­nie i Rączy Koń mknął lekko po falach na zachód.Anitę zaprowadzono do kabiny pod pokładem, a Martin i Arutha towarzyszyli Amosowi na pokładzie.Obserwator na bocianim gnieździe meldował co jakiś czas, że horyzont jest nadal czysty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl