[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokąd miałby odejść?Jak by sobie poradził bez jej poleceń?Denna przeprowadziła chłopaka przez jakieś drzwi i zamknęła je za nim.Ostrołukowe okno, ozdobione skromnymi zasłonami, za nim mrok.Aóżko z gru-bym kocem i pulchnymi poduszkami.Lśniąca drewniana podłoga.Na stoliku przyłóżku i na stole w dalszej części komnaty stały zapalone lampy.W ścianę przy dru-gich drzwiach wbudowano szafy z ciemnego drewna.Na umywalce stały miedni-ca i dzbanek.Denna odczepiła od pasa łańcuch Richarda.524  To moja kwatera.Jesteś moim partnerem, więc pozwolę ci tu czasemspać. Zaczepiła łańcuch o hak zamocowany w nogach łóżka, pstryknęła palca-mi i wskazała na podłogę. Możesz tu dzisiaj spać.Na podłodze.Chłopak patrzył na podłogę.Ukląkł, czując na ramieniu dotyk Agiela. Powiedziałam: na podłogę.Ale już. Tak, pani Denno.Przepraszam, pani Denno. Jestem zmęczona.%7łebym cię już nie słyszała tej nocy.Zrozumiano?Richard kiwnął głową, bał się odezwać. To dobrze.Denna padła na łóżko i natychmiast zasnęła.Chłopak rozmasował obolałe ramię.Już dawno nie potraktowała go Agielem.Przynajmniej tym razem nie zraniła do krwi.Może nie lubi zakrwawiać swojejkomnaty.Nie, to nie to; Denna lubi jego krew.Położył się na podłodze.Wiedział,że jutro Mord-Sith znów go będzie dręczyć.Próbował o tym nie myśleć, przecieżdopiero co zaleczył rany.Richard zbudził się pierwszy.Wolał uniknąć budzenia Agielem.Zabrzmiał do-nośny dzwięk dzwonu.Denna się obudziła, przez chwilę leżała na plecach, potemusiadła i sprawdziła, czy chłopak już nie śpi. Poranne modły  oznajmiła. Ten dzwon na nie zwołuje.Po modłachtresura. Tak, pani Denno.Znów przypięła łańcuch do pasa i poprowadziła Richarda korytarzami naotwarty plac, z czterech stron otoczony kolumnadą.Zrodek placu był wysypa-ny białym piaskiem, poznaczonym kręgami otaczającymi czarny, dziobaty głaz.Na owym głazie stał dzwon  Richard już słyszał jego dzwięk.Wśród kolumnklęczeli mocno pochyleni ludzie i dotykali czołami płyt posadzki.Jednym głosemśpiewali: Prowadz nas, mistrzu Rahlu.Nauczaj nas, mistrzu Rahlu.Chroń nas, mi-strzu Rahlu.Rozkwitamy w twojej chwale.Osłania nas twoje miłosierdzie.Twojamądrość przerasta nasze zrozumienie.%7łyjemy tylko po to, żeby ci służyć.Naszeżycie należy do ciebie.Wciąż powtarzali to samo.Denna pstryknęła palcami, wskazała na podłogę.Richard ukląkł jak inni, Mord-Sith obok niego, dotknęła czołem płyt i przyłączyłasię do chóru.Zamilkła, nie słysząc głosu chłopaka. Zarobiłeś dwie godziny. Aypnęła nań groznie. Jeśli znów cię będęmusiała zganić  sześć godzin. Tak, pani Denno.I on przyłączył się do chóru.Musiał się skupić na rozmyślaniu o warkoczuDenny, bo tylko wówczas mógł wymawiać owe słowa.nie budząc magicznegobólu.Nie wiedział, ile trwały te modły, uznał, że ze dwie godziny.Bolały go wy-525 gięte w kabłąk plecy.Słowa wciąż były te same.Wkrótce się zlały w niewyraznemamrotanie.Dzwon zabrzmiał dwa razy.Ludzie powstali i rozeszli się w różne strony.Denna też wstała.Richard, nie wiedząc, co robić, pozostał w tej samej pozie.Wiedział, że może sobie tym napytać biedy, ale kara czekała go również wtedy,gdyby się podniósł bez zezwolenia.I to o wiele gorsza kara.Usłyszał zbliżającesię kroki, lecz nie podniósł oczu. Jak dobrze cię widzieć, siostro Denno  powiedział ochrypły kobiecygłos. D Hara była pusta bez ciebie.D Hara! Słowo przebiło się przez ogłupienie tresurą, pobudziło umysł Richar-da.Chłopak natychmiast wyobraził sobie warkocz Denny; bronił się. Dobrze być znów w domu i widzieć twoją twarz, siostro Konstancjo.W głosie Denny brzmiała szczerość.Agiel dotknął karku chłopaka.Richardmiał wrażenie, że sznur zaciska mu się wokół gardła.Wiedział, że to nie Denna. A cóż my tu mamy?  spytała Konstancja.Cofnęła Agiela.Richard spazmatycznie chwytał powietrze.Wstał, kiedy Den-na mu to poleciła; jakżeż chciałby się za mą schować! Konstancja była o głowęniższa od Denny, przysadzista, odziana w brązowy skórzany strój.Matowe brą-zowe włosy też miała splecione w warkocz, ale nie były tak piękne, jak włosyDenny.Minę miała taką, jakby przed sekundą zjadła coś paskudnego. Mój nowy partner. Denna klepnęła Richarda w wierzchem dłoni. Partner. Konstancja wypluła to słowo, jakby miało gorzki smak. Niemogę pojąć, Denno, po co bierzesz sobie partnerów.Sam myśl o czymś takimbudzi we mnie wstręt.Aaaa, to Poszukiwacz, jak wskazuje miecz.Aadny łup.Pewno nie było łatwo. Zanim skierował na mnie swoją magię, zabił tylko dwóch moich ludzi.Denna uśmiechnęła się z zadowoleniem, a potem roześmiała się głośno, widzącminę Konstancji. Jest z Westlandu. Coś podobnego!  zdumiała się Konstancja.Spojrzała w oczy Richar-da. Złamany? Taaak  westchnęła Denna. Ale wciąż dostarcza mi powodów do za-bawy.Dopiero po porannych modłach, a on już zarobił dwie godziny. Mogę się przyłączyć?  Konstancja uśmiechnęła się od ucha do ucha. Przecież wiesz, że co moje, to i twoje. Denna uśmiechnęła się do niejciepło. Zastąpisz mnie.Konstancja była dumna i zadowolona.Richard z pasją myślał o warkoczu Den-ny, bo gniew zaczął mu się wymykać spod kontroli. I tylko tobie  Denna nachyliła się ku przyjaciółce  odstąpię go na noc,jeśli zechcesz. Konstancja skrzywiła się z niesmakiem. Co nie spróbowane,to nieznane. Denna się roześmiała.526  Jego ciało da mi zadowolenie na inne sposoby. Konstancja gniewniełypnęła na Denne. Przebiorę się na czerwono i dołączę do ciebie. Nie trzeba.Brąz na dziś wystarczy. To do ciebie niepodobne. Konstancja przyjrzała się jej bacznie. Mam swoje powody.Poza tym to mistrz Rahl mnie po niego wysłał. Sam mistrz Rahl.Niech będzie brąz, skoro tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl