[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mag nie żył.Ciernista Róża uklękła obok i palcami zamknęła oczymężczyzny.- No to mamy kłopoty - wyszeptał Briar.Lady Inoulia przechyliła się przez prześwit w blankach, abyspojrzeć na rozpościerający się w dole las.Martwe drzewoznowu płonęło, podobnie jak wiele innych zielonych drzewdookoła.W odległości około pół mili od wschodniej częścidrogi przez liściaste sklepienie sączył się dym.Tworzył jużdługi na milę ciemny pas ciągnący się od punktu, w którymdostrzeżony został po raz pierwszy, aż w pobliże zamku.- Czy możecie to zgasić? - zapytała, nie odwracając wzroku.-Wiem, że nie jest to jedno z zadań, jakie ty, Mistrzu Złotooki, itwoi magowie na ogół wykonujecie, ale.jest was tu tylu.czynikt nie może tego powstrzymać?- Jeden z nas właśnie próbował - odparła Ciernista Róża,ciągle jeszcze klęcząc przy ciele Yarruna.- Sama widziszefekty.Ostrzegałam go, że tak się może skończyć, gdy coś sięrozpęta.Teraz mówię to tobie, pani.jest już za późno, żebyugasić ten ogień.Inoulia, jakby nic nie rozumiejąc, odwróciła się i spojrzała naCiernistą Różę.- Co masz na myśli? Nigdy nie jest za późno, żeby po-wstrzymać ogień.- Ten las pali się już od wielu godzin - odezwał się cichoSzronoświerk.- Im dłużej to trwa, tym więcej mocy zbiera wsobie ogień.Natura rozkręca się powoli, ale gdy już to nastąpi,jej dzieła dysponują potężną mocą.Każdy mag, który spróbujerozkazywać tym płomieniom, umrze.Tak jak Yarrun.Inoulia zacisnęła nerwowo dłonie.- Wioska - odezwała się nagle.- Znajdą się w potrzasku.-Zakasawszy spódnice, zbiegła po schodach, a ludzie z jej śwityruszyli w ślad za nią.Niko i Skowronek szybko wymienili spojrzenia.- Zostańcie tutaj - rozkazał Niko trójce magów i gdy tylkoodpowiedzieli kiwnięciami głów, on i Skowronek ruszyli dozamku.- Yarrun umarł dla niej - zauważyła z goryczą Sandry.-Czyjej to w ogóle nie obchodzi?- Będzie musiała poczekać z żałobą do chwili, gdy jej pod-dani będą bezpieczni - odpowiedział książę.- To jest teraznajważniejsze.- Zatem możliwe, że żałoba będzie musiała długo czekać-stwierdziła Ciernista Róża, objąwszy się ramionami.Jej twarzbyła szara jak popiół.- Ogień obejmuje już korony drzew.Szronoświerk, który wciąż jeszcze trzymał w objęciach ciałoYarruna, spojrzał na nią.- I co z tego wynika? - zapytał.- Pożar będzie się szybciej rozprzestrzeniał - wytłumaczyłazmęczonym głosem Ciernista Róża.- Najlepiej będzie, jeżeli sprawdzę, co mogę zrobić dlaInoulii - stwierdził książę, po czym pocałował Sandry i zniknąłw wieży.Briar, Tris i Sandry podbiegli w kierunku kamiennej balu-strady.Czubki drzew w lesie już się paliły i na oczachprzyjaciół ogień przekroczył trakt w trzech miejscach,zajmując przyczółki po drugiej jego stronie.- Daja tam jest! - krzyknęła nagle przerażona Sandry.-Daja ikarawana!® ® ®Daja, zbyt zajęta obserwowaniem wozów oraz słuchaniemnasilających się i cichnących głosów Kupców jadących przednią drogą, w pierwszej chwili zignorowała gęstniejący dym.- Naprawdę się ucieszę, gdy już opuścimy to miejsce-stwierdziła Polyam, gdy przeszedł jej atak kaszlu.- Ostatnimrazem, gdy tu przyjechaliśmy, pożary traw nie były aż takie po-tężne.Stary Yarrun stracił swą dawną sprawność.- Od niego nigdy czegoś takiego nie usłyszysz - odparła Daja.Polyam parsknęła.- Kilka lat temu nie dopuściłby nawet do tego, żeby za-płonęły tu trawy.Za punkt honoru postrzegał zduszenie nawetnajmniejszego ognia w tej dolinie.Kiedyś oskarżył kucharza,że ten daje mu na obiad resztki pozostawione przez szlachtę.Yarrun zgasił wszystkie piece i paleniska w kuchni.Nigdziepoza tym, tylko w kuchni.Tak wielką kontrolę miał nadogniem.- Kobieta spojrzała na siedzącą obok niej Daję.-Mamnadzieję, że ty i twoi przyjaciele nigdy nie staniecie się tacywyniośli.Zbyt wielu to spotyka.to znaczy zbyt wielu magów.- Popełniamy za dużo błędów, żeby się wywyższać - za-pewniła ją Daja.Coś jednak nie dawało jej spokoju.Czuła siętak, jakby jej odsłonięta skóra z lewej strony ściągnęła się inapięła.Zupełnie jak.„Jak wówczas, gdy jestem w kuźni i pracuję w pobliżuognia" - uświadomiła sobie.„I tak, jakby było tu bardzo, ale tobardzo gorąco".Dziewczyna oparła się jedną ręką na ramieniu Polyam iignorując protesty kobiety, stanęła na koźle, zwracając siętwarzą w kierunku wiatru.Wiał od wschodu, z jej lewej strony,a wraz Z nim nadciągał na nich wyjątkowo paskudny dym i touczucie nadmiernego gorąca.Dziewczyna wysłała magię przedsiebie, szeroko, na podobieństwo fal rozchodzących się po po-wierzchni stawu.Świadomość, że w lesie bez jakiejkolwiek kontroli szalejeogień, uderzyła ją w pierś z taką siłą, że Daja aż się zachwiała.- Nie mamy teraz czasu na jeździeckie sztuczki! - rzuciłaPolyam ostrym tonem.- Co ty wyprawiasz?Daja usiadła.-Jak daleko jeszcze do wyjazdu z lasu? - zapytała.- Niepamiętam, jak długa jest ta część traktu.Odpowiedz mi, Poly-am!- Jakieś trzy mile, może mniej, może więcej.Czemu pytasz? -Polyam zaniosła się kaszlem, gdy ciężki obłok dymuprzepłynął zagłębieniem, którym przebiegała droga.„Nie ma szans, nie uda nam się" - uświadomiła sobie Daja.- Musimy zawrócić.Ciągle jeszcze jest czas - powiedziałagłośno.- Zawrócić? Ale po co? - Z powodu kaszlu Polyam prawienie mogła już mówić.Dajo! - W głębi umysłu dziewczyny rozległ się krzyk San-dry.- Niech oni wszyscy wracają! Las się pali! Daja złożyładłonie wokół ust.- Stójcie! - krzyknęła z całych sił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl