[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potwór wił się i skakał jak oszalały, łomocząc Jimmym o skały.Nagle znieruchomiał.Chłopak dźgał dalej bez opamiętania.Dopiero po chwili do jego przymroczonej świadomości dotarł czyjś głos:– Już po wszystkim.nie żyje.Otworzył oczy i spojrzał błędnie dookoła.Nad nim stał Martin, a za jego plecami zauważył Baru i Roalda.Najemnik trzymał w ręku zapaloną pochodnię.Na posadzce jaskini leżał stwór podobny do gigantycznej, ponad dwumetrowej jaszczurki.Zwierzę przypominało do złudzenia iguanę z krokodylim pyskiem.Z tyłu czaszki sterczała rękojeść myśliwskiego noża Martina.Dawny łowczy ukląkł przy chłopcu.– Cały jesteś?Jimmy zerwał się i na czworakach odskoczył jak oparzony od powalonej bestii.Był blady jak ściana, a zęby wciąż szczękały mu ze strachu.Kiedy przez resztki paniki i grozy dotarło wreszcie do niego, że przeżył i nic mu się nie stało, pokiwał gwałtownie głową.– Tak.to znaczy nie.– Otarł wierzchem dłoni policzki z łez.– Nie, niech to szlag trafi, nie jestem cały.– Znowu zalał się łzami.– A niech to szlag.już myślałem, że.Arutha przecisnął się przez szczelinę jako ostatni.Podszedł bliżej i ocenił szybko stan chłopaka, który przytulony do skały wyglądał jak kupka nieszczęścia.Książę położył łagodnie dłoń na jego ramieniu.– Już po wszystkim.Nic ci się nie stało.Jesteś cały.– Myślałem.myślałem, że już po mnie, że to bydlę mnie załatwi, do diabła, jeszcze nigdy tak się nie bałem.– Jego głos zdradzał szarpiące nim emocje: przerażenie i złość na samego siebie.– No, Jimmy – powiedział Martin – jeśli w końcu zdecydowałeś, żeby czegoś naprawdę się przestraszyć, to nieźle wybrałeś.Spójrz tylko na szczęki i zęby tej bestii.Jimmy zadygotał.– Wszyscy się czasem boimy, chłopcze – powiedział Arutha.– W sumie to dosyć proste, trafiła kosa na kamień.W końcu spotkałeś coś, czego rzeczywiście trzeba się było obawiać.Jimmy pokiwał głową.– Mam tylko nadzieję, że to świństwo nie ma tu starszego brata.– Odniosłeś jakieś rany, Jimmy?Chłopak szybko obmacał się po całym ciele.– Tylko zadrapania i siniaki.– Skrzywił się boleśnie.– Dużo siniaków.– Wąż skalny – odezwał się Baru.– I to całkiem spory.Doskonale się spisałeś, zabijając go nożem, książę Martin.W jasnym świetle pochodni bestia wyglądała dosyć groźnie, ale nawet nie umywała się do tego, co Jimmy wyobrażał sobie w ciemności.– To jest ów „zły”?– Najprawdopodobniej – potwierdził Martin.– Skoro ciebie tak przestraszył, wyobraź sobie tylko, jak musiał był przerażony mały gwali, który nie ma nawet metra.– Podniósł wyżej pochodnię.– No, czas rozejrzeć się.Co my tu mamy?Znajdowali się w dość wąskiej, wysoko sklepionej komorze skalnej.Sądząc po wyglądzie, ściany jej zbudowane były głównie z wapienia.Od szczeliny wejściowej posadzka wznosiła się lekko ku górze.Jimmy, mimo że był cały poobijany i zmaltretowany, ruszył przodem, zabierając po drodze pochodnię od Martina.– Nadal jestem ekspertem od wspinania się tam, gdzie nikt mnie nie prosił.Szybko posuwali się ciągiem komór skalnych, przy czym każda następna była nieco większa i wyżej usytuowana od poprzedniej.Wygląd połączonego łańcucha podziemnych sal wskazywał na ich wielowiekową historię.Wszyscy odnosili podobne, dziwne wrażenie, jakiś niepokój.Płaskowyż był na tyle duży, że przez dłuższy czas maszerowali nie czując, że wchodzą coraz wyżej i wyżej.W pewnej chwili Jimmy zatrzymał się.– Idziemy po spirali.Głowę daję, że w tej chwili znajdujemy się dokładnie nad miejscem, gdzie Martin zabił gada.Ruszyli dalej.Po pewnym czasie dotarli do ślepego końca.Jimmy rozejrzał się uważnie dookoła i po chwili wskazał ku górze.Jakiś metr ponad ich głowami, w sklepieniu jaskini czerniał otwór.– Komin – powiedział Jimmy.– Wchodzimy, opierając się plecami o jedną ścianę, a stopami o przeciwną.– A co będzie, jeśli komin zbytnio się rozszerzy? – spytał Laurie.– Wtedy zazwyczaj spada się na dół.Prędkość spadania zależy od spadającego.Osobiście sugeruję, abyś raczej starał się robić to bardzo powoli.– Jeśli gwali potrafią się tu wspiąć, to dlaczego nie my? – powiedział Martin.– Hm.upraszam Waszą Wysokość o wybaczenie, ale czy Książę chce przez to powiedzieć, że potrafi śmigać po drzewach jak one? – spytał Roald z uśmiechem.Martin zignorował go i spojrzał na chłopca.– Jimmy?– Tak, idę pierwszy.Nie chcę zakończyć żywota tylko dlatego, że któryś z was poluźni uchwyt i zwali mi się na łeb.Trzymajcie się z dala od otworu, dopóki nie zawołam.Przy niewielkiej pomocy Martina Jimmy bez trudu wcisnął się w komin.Było dosyć ciasno, ale w sam raz, by wspinać się bez większego trudu.Dla innych, szczególnie dla Martina i Baru, będzie trochę za wąsko, ale powinni jakoś przejść.Jimmy szybko pokonał dziesięciometrowy komin i znalazł się w kolejnej komorze skalnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl