Pokrewne
- Strona Główna
- Moorcock Michael Gloriana (SCAN dal 1065)
- Nad Niemnem Orzeszkowa E
- Addison Wesley The Lean Mindset, Ask the Right Questions (2014)
- Science Fiction (31) pazdziernik 2003
- Hogan James P Najazd z przeszlosci
- Friedmann Anthony
- Dav
- Conrad Joseph Zlota strzala (SCAN dal 767)
- APPB (2)
- IQ A.Chojecki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oh-seriously.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby nie uszanowanie należne dla damy z takim stanowiskiemw świecie, tak ładnej i gościnnej, powiedziałbym, że była wściekła.Mój Boże! Taka ładna,majętna, rozsądna kobieta i - wściekłość! To po prostu zepsuta linia! Szkoda, ale cóż ro-bić, skoro doskonale prostych linii pomiędzy ludzmi znalezć niepodobna.Zciana będzieprostą, drzewo czasem będzie prostym, drożyna w ogrodzie, gdy ją ogrodnik pod sznurwytknie, prościutko przerżnie murawę.A człowiek - nie! %7łeby tam nie wiem jak był roz-sądny, zastanawiający się, unikający fikcji, zawsze znalezć się musi coś takiego, co jegolinię w jedną lub drugą stronę wykrzywi.A najwięcej namiętność, najwięcej, panie dobro-dzieju, namiętność.Tak i tu było: wbiła sobie kobieta ćwiek w głowę: tego pana Sewery-na, który jak nie przyjeżdżał, tak nie przyjeżdżał, i drugi jeszcze ten, a to, że panna Różatemu winna, bo ją przed nim ogadała.tam, wtedy, po kasztanowej alei z nim chodząc,ostatecznie ogadała.Przy tym Idalcią szepnęła mi przy sposobności, że Izi czułości panaJanuarego okropnie się już przykrzą.- Czuli się do mnie coraz więcej - opowiadała po-wiernicy - a ja o tamtym myślę! Więc mnie wszystkie złości i desperacje ogarniają!No, naturalnie, ale z drugiej strony było w tym trochę kobiecego marzycielstwa.Czuło-ści przykrzą się? - dobrze; a Dworki z przyległościami? Jakkolwiek bądz, pózno w wie-czór po wieczerzy, gdyśmy skończyli ostatniego na dziś roberka, pani Januarowa oddaliłasię z salonu i po kilku minutach powróciwszy cała w ogniu i śmiechu przed nami stanęła.Zmiała się, a z oczu i nawet ze śmiechu iskry sypać się zdawały.- Chcecie, państwo, literatkę zobaczyć? Prawdziwą literatkę? %7łeby jej nad uchem wy-strzelić, nie usłyszy: taka zaczytana! Dlatego to przekąski dotąd nam nie podano.Kome-dia! Chodzcie państwo, chodzcie tylko zobaczyć.196Tak bardzo prosiła, żeśmy wszyscy wstali i poszli.Pan January mruknął zrazu:- Dajżeż pokój tylko! Co tam ciekawego?Ale ona odpowiedziała:- Mój Janusiu, tylkoż bez tych kaprysów! - Więc także wstał i poszedł.Przeszliśmy ja-dalną salę, inny jeszcze pokój i inny jeszcze, aż znalezliśmy się przed otwartymi drzwiamipokoju panny Róży.- Nic osobliwego.Zciany oklejone pstrym obiciem, łóżko biało zasła-ne pod ścianą, skrzynka pełna kluczy na komodzie, w kątku oszklona szafka z książkami.ta sławna! - i tylko jedna rzecz uderzająca: głęboka cisza.W tym domu gwarnym, od ranado wieczora rozlegającym się brzękiem szkła i talerzy, rozmowami, śmiechami, gościn-nymi powitaniami, wintowymi wykrzyknikami, pokój ten wydawał się oazą takiej ciszy, żesłychać było, jak za oknem stara topól w wietrze nocnym liśćmi szeleściła.W tej ciszy i wtym szeleście jak raz naprzeciw drzwi, w których stanęła wesoła nasza kompania, wisiał naścianie sporej wielkości portret Mickiewicza i przy stole, w łagodnym od błękitnawej za-słony świetle lampy siedziała panna Róża.Profilem ku nam zwrócona, z łokciem o stółopartym i czołem trochę na dłoń pochylonym, oczy miała utkwione w leżącej przed niąksiążce.Drobne jej wargi, były spokojnie zamknięte, profil z wypukłością bladej kameiodrzynał się na tle błękitnawego światła, które pogłębiało czarność włosów i dawało srebr-ny połysk wijącym się wśród nich białym niciom.Była tak zatopioną w czytaniu, że nadej-ścia i szeptów naszych zrazu nie usłyszała.Prawda, że szeptaliśmy bardzo po cichu.- A co? nieprawdaż, że dla malarza model na literatkę!- I jaką! o bożym świecie, czytając, zapomniała!- A jakie księżycowe światło u siebie urządza!- Już księżyc zaszedł, psy się uśpiły.- Tylko że Pilon to już pewnie żaden nie klaśnie za borem!- Kto wie! Ja może coś w tym rodzaju wiem!- Ciekawość, co ona takiego czyta?- Pewno coś czułego!- Mario, czy ty mię kochasz, bo masz taką postać!.- A może Darwina o pochodzeniu człowieka od małpy?.Autorem ostatniego konceptu był szwagier pani Januarowej, która parsknęła śmiechem;ktoś inny zaśmiał się też głośno.Wtedy dopiero panna Róża, jak ze snu obudzona, drgnęła,ku nam twarz obróciła, a ujrzawszy trzódkę baranów we drzwiach stłoczoną, szybko zkrzesła powstała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Gdyby nie uszanowanie należne dla damy z takim stanowiskiemw świecie, tak ładnej i gościnnej, powiedziałbym, że była wściekła.Mój Boże! Taka ładna,majętna, rozsądna kobieta i - wściekłość! To po prostu zepsuta linia! Szkoda, ale cóż ro-bić, skoro doskonale prostych linii pomiędzy ludzmi znalezć niepodobna.Zciana będzieprostą, drzewo czasem będzie prostym, drożyna w ogrodzie, gdy ją ogrodnik pod sznurwytknie, prościutko przerżnie murawę.A człowiek - nie! %7łeby tam nie wiem jak był roz-sądny, zastanawiający się, unikający fikcji, zawsze znalezć się musi coś takiego, co jegolinię w jedną lub drugą stronę wykrzywi.A najwięcej namiętność, najwięcej, panie dobro-dzieju, namiętność.Tak i tu było: wbiła sobie kobieta ćwiek w głowę: tego pana Sewery-na, który jak nie przyjeżdżał, tak nie przyjeżdżał, i drugi jeszcze ten, a to, że panna Różatemu winna, bo ją przed nim ogadała.tam, wtedy, po kasztanowej alei z nim chodząc,ostatecznie ogadała.Przy tym Idalcią szepnęła mi przy sposobności, że Izi czułości panaJanuarego okropnie się już przykrzą.- Czuli się do mnie coraz więcej - opowiadała po-wiernicy - a ja o tamtym myślę! Więc mnie wszystkie złości i desperacje ogarniają!No, naturalnie, ale z drugiej strony było w tym trochę kobiecego marzycielstwa.Czuło-ści przykrzą się? - dobrze; a Dworki z przyległościami? Jakkolwiek bądz, pózno w wie-czór po wieczerzy, gdyśmy skończyli ostatniego na dziś roberka, pani Januarowa oddaliłasię z salonu i po kilku minutach powróciwszy cała w ogniu i śmiechu przed nami stanęła.Zmiała się, a z oczu i nawet ze śmiechu iskry sypać się zdawały.- Chcecie, państwo, literatkę zobaczyć? Prawdziwą literatkę? %7łeby jej nad uchem wy-strzelić, nie usłyszy: taka zaczytana! Dlatego to przekąski dotąd nam nie podano.Kome-dia! Chodzcie państwo, chodzcie tylko zobaczyć.196Tak bardzo prosiła, żeśmy wszyscy wstali i poszli.Pan January mruknął zrazu:- Dajżeż pokój tylko! Co tam ciekawego?Ale ona odpowiedziała:- Mój Janusiu, tylkoż bez tych kaprysów! - Więc także wstał i poszedł.Przeszliśmy ja-dalną salę, inny jeszcze pokój i inny jeszcze, aż znalezliśmy się przed otwartymi drzwiamipokoju panny Róży.- Nic osobliwego.Zciany oklejone pstrym obiciem, łóżko biało zasła-ne pod ścianą, skrzynka pełna kluczy na komodzie, w kątku oszklona szafka z książkami.ta sławna! - i tylko jedna rzecz uderzająca: głęboka cisza.W tym domu gwarnym, od ranado wieczora rozlegającym się brzękiem szkła i talerzy, rozmowami, śmiechami, gościn-nymi powitaniami, wintowymi wykrzyknikami, pokój ten wydawał się oazą takiej ciszy, żesłychać było, jak za oknem stara topól w wietrze nocnym liśćmi szeleściła.W tej ciszy i wtym szeleście jak raz naprzeciw drzwi, w których stanęła wesoła nasza kompania, wisiał naścianie sporej wielkości portret Mickiewicza i przy stole, w łagodnym od błękitnawej za-słony świetle lampy siedziała panna Róża.Profilem ku nam zwrócona, z łokciem o stółopartym i czołem trochę na dłoń pochylonym, oczy miała utkwione w leżącej przed niąksiążce.Drobne jej wargi, były spokojnie zamknięte, profil z wypukłością bladej kameiodrzynał się na tle błękitnawego światła, które pogłębiało czarność włosów i dawało srebr-ny połysk wijącym się wśród nich białym niciom.Była tak zatopioną w czytaniu, że nadej-ścia i szeptów naszych zrazu nie usłyszała.Prawda, że szeptaliśmy bardzo po cichu.- A co? nieprawdaż, że dla malarza model na literatkę!- I jaką! o bożym świecie, czytając, zapomniała!- A jakie księżycowe światło u siebie urządza!- Już księżyc zaszedł, psy się uśpiły.- Tylko że Pilon to już pewnie żaden nie klaśnie za borem!- Kto wie! Ja może coś w tym rodzaju wiem!- Ciekawość, co ona takiego czyta?- Pewno coś czułego!- Mario, czy ty mię kochasz, bo masz taką postać!.- A może Darwina o pochodzeniu człowieka od małpy?.Autorem ostatniego konceptu był szwagier pani Januarowej, która parsknęła śmiechem;ktoś inny zaśmiał się też głośno.Wtedy dopiero panna Róża, jak ze snu obudzona, drgnęła,ku nam twarz obróciła, a ujrzawszy trzódkę baranów we drzwiach stłoczoną, szybko zkrzesła powstała [ Pobierz całość w formacie PDF ]