[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak szybko zmieniają się obyczaje - mruknął Tan, który właśnie niedawno wrócił z kolejnej podróży.- Królowa na to pozwala?- Nawet zachęca - powiedziała nagle poważna lady Lyst.Dźwignęła się na nogi.- Nie zdarzyło się to od czasu zniknięcia księżnej Scaith.Wszyscy bolejemy nad jej odejściem.- A dokąd ona odeszła? - dopytywał się Tan.- Może do jakiejś innej sfery -mruknął Wheldrake.- Nigdzie jej nie ma.Oubacha Khan jej szukał i stwierdził, że najpewniej księżna Scaith przebywa wciąż gdzieś w pałacu.- Jakim sposobem?- W podziemiach - wyjaśniła lady Lyst.- Ale gdzie konkretnie, nie wiadomo.- Montfallcon myśli, że to ona zabiła Perrotta - dodał doktor Dee.- Nie Perrotta - stwierdziła lady Lyst.- Nikogo nie zamordowała - zaznaczył jej kochanek.- Właśnie, nikogo.- Lady Lyst potarła zaczerwienione oczy.- To nas podejrzewa się o usunięcie krewnego Lady Mary.Wheldrake’a i mnie.- Westchnęła.- Montfallcon sądzi też, że Quire przyszedł właśnie spomiędzy murów - głos Dee był suchy.- Po prostu, on z reguły nie wierzy prawdzie.Montfallcon i Kansas naradzali się dzisiaj i mają zorganizować wyprawę.Nie po to, by odnaleźć księżnę, ale dowieść pochodzenia Quire’a.- Tych dowodów musieliby szukać znacznie dalej.- Kapitan Quire rozporządza potęgą, która nie jest z tego świata - mruknął Dee.- To wspaniały alchemik.- Niczego nam o sobie nie powiedział.- Lady Lyst włączyła się do’ rozmowy, bowiem tylko dwie rzeczy interesowały ją w życiu: wino oraz filozofia przyrody.- Jest bardzo skromny - zaznaczył Tan tonem aprobaty.- Będzie służył Królowej dobrymi radami.- Niemniej niektórzy oskarżają go o próżność - powiedział Wheldrake.- Mylą się.- Tan był pewien swego.- Zresztą, jeśli nawet - dodał Dee zauważając, że Królowa i Montfallcon, idąc wciąż ramię w ramię, wynurzyli się z labiryntu - to ma po temu powód i dba o naszą Glorianę.Montfallcon wyglądał na trochę uspokojonego.Tom Ffynne wyszedł zza żywopłotu, ujrzał dawnego przyjaciela i zawrócił, zagarniając po drodze parę dam.Kansas, Hawes i Quire nadal tkwili w zieleni.- A zatem zobaczymy się dziś wieczorem, pani? - spytał Montfallcon.- Dobrze - obiecała i odwróciła się do Wheldrake^.- Gdzie jest kapitan Quire?- Tam, Wasza Wysokość - wskazał Wheldrake.- Poszedł za wami.Glorianie wyraźnie nie podobało się tak długie rozstanie z ukochanym.- Czy ktoś mógłby go poszukać?Tan ruszył ku wysokim żywopłotom, ale doszedłszy do wejścia zatrzymał się z okrzykiem, gdy spomiędzy listowia wypadł ścigany przez spoconego mistrza Wallisa rozchichotany Starling.Rozmazany makijaż Phila nadawał mu zawadiacki wygląd rozpustnego wyżła.Tan raz jeszcze spróbował wejść i tym razem mu się udało.Przez chwilę widać było jeszcze jego bonnet.Phil i Wallis, obaj zdyszani, podbiegli do gromadki, wśród której wyróżniał się rozzłoszczony Montfallcon.- Mistrzu Wallisie!Florestan Wallis zatrzymał się zjedna dłonią na smukłym ramieniu wciąż uśmiechniętego chłopca i odchrząknął.- Tak, mój panie?- Ogłoszono zebranie Rady.- Będę, mój panie.- Wallis opuścił rękę, a Phil wpatrywał się śmiało i lubieżnie w Montfallcona.Uśmiechał się do niego jak kurwa do potencjalnego klienta.To było już za wiele dla Gloriany.Znowu władcza, odprawiła obu skinieniem dłoni.- Bezbożność narasta - syknął Montfallcon niczym kobra.- Można zrozumieć troskę, którą Królowa otacza swój burdel.Ostatecznie czuje się zań odpowiedzialna.Miejmy nadzieję, że któregoś dnia to się skończy.- urwał z rozmysłem i na chwilę zapadła cisza -.ale jeśli postanawia wietrzyć od czasu do czasu zawartość seraju, wystawiając towarzystwo na widok publiczny, można się zastanawiać, czy to mądrze ze strony Królowej ulegać tego rodzaju pokusom.To, co było sprawą osobistą i prywatną, staje się przedmiotem powszechnej, bezmyślnej zabawy! Czy dwór Albionu upodobni się do dekadenckiego dworu spasionego paszy? Czy też może Albion stanie się znów Albionem Heraa, gdzie ani żadna dziewka, ani młodzieniec nie mogli umknąć infamii?- Spotkamy się, mój panie, na naradzie - powiedziała chłodno Gloriana.- Gdzie kapitan Quire? Zgubił się?Nikt nie odpowiedział.Lord Montfallcon nie mógł lub nie chciał odejść bez przyjaciół, którzy wciąż pozostawali wraz z Quire’em w labiryncie.Królowa zauważyła sir Amadisa, który dziwnie posmutniały wlókł się szeroką ścieżką.Zamachała na niego.- Sir Amadisie! -Ten spojrzał, starając się ze wszystkich sił rozpogodzić rysy.Alys Finch zlekceważyła go tego dnia po raz trzeci czy czwarty, padając w ramiona lorda Goriusa, i to w chwili, gdy tamten flirtował z dwoma damami Królowej.Odwrócił się do nich plecami wiedząc, że wróci, gdy tylko zostanie wezwany.Był bezradny w niewoli lubieżnej nimfy.- Sir Amadisie!- Wasza Wysokość? - W końcu dołączył do towarzystwa.- Ciekawa jestem, czy masz jakieś wiadomości od krewnych twej żony.Czy dostałeś jakiś list?To okrucieństwo, pomyślał, wypominać mu niestałość w chwili, gdy tak bolał nad płochością Alys.- Nie dostałem żadnego listu, pani.Czując na sobie palące spojrzenie Montfallcona, zaczął bawić się nerwowo paciorkami.- Jej bracia nie pozwolą, by kontaktowała się z kimkolwiek na dworze-mówił dalej zdenerwowany, pragnąc uwolnić się z tej podwójnej opresji.- A ty nie chciałbyś przyłączyć się do nich, sir? - Montfallcon nie wiedział nic o uwikłaniach sir Amadisa, zatem jego pytanie nie było złośliwe.- Służę Królowej, mój panie.Lord Montfallcon chrząknął.- Jak i my wszyscy, sir Amadisie.Tajna Rada się zbiera.Wszystkie inne sprawy należy odłożyć aż do końca obrad.- Jaka jest tego przyczyna? - Sir Amadis niemal całkiem oprzytomniał.Lord Montfallcon nie chciał omawiać tego w obecności osób, które nie należały do Rady [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl