[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czarowne marzenia grobowiec ten budzić musiał w jej młodejgłowie.Nie śmiała prosić o nic tego nieznajomego człowieka, który ze swą pracowitąniezależnością i przeszłością pełną jakichś wielkich cierpień wydawał się jej dziwnie poważnymi surowym.Ale on prośbę wyczytał z jej oczu.Obejrzał się na słońce: poczerwieniało i dopołowy ukryło się za borem. Mało już dziś będzie roboty mojej! A wszystkie pustoty od młodych pochodzą! Wymyślają,pytają się, czas bałamucą, a tu i nic tak osobliwego do gadania nie ma!Nigdy jeszcze pod siwiejącym wąsem nie uśmiechał się tak łagodnie; mówił też wesoło iprawie z odcieniem filuterności.Czapkę nad głową podniósł. Dlaczegóż nie?  dodał  jeżeli pani żąda posłyszeć tę historię, to o moją fatygębynajmniej.Ja owszem.Nikt jej nie opisywał i w książkach nie drukował.Jeden człowiekopowiadał ją drugiemu i tak ona z daleka, jak rzeka przez różne kraje, przez przeddziadów,dziadów i ojców naszych przepłynęła aż do nas.Mnie jej nauczył stary Jakub, gdy jeszcze bosolatałem i cielęta pasłem, a jego uczył nie wiadomo kto, może dziadek, może przeddziadek, bo wich familii wszyscy długo żyją.Stolarskie narzędzie położył na stronie i na jednym z wgłębień olbrzymiego kamienia siedząc,uśmiechał się jeszcze. Gadaj gadkę! Bajki babom, a to, co ja powiem, nie bajka!Wysoki zrąb kamienia, siwym mchem w tym miejscu porosły, służył za oparcieprzygarbionym jego plecom, a na baranią czapkę i aż na ramiona opadały mu cienkie gałęzieożynowego krzaku. Było to w starych czasach, w sto lat albo może jeszcze i mniej potem, jak litewski naródprzyjął świętą chrześcijańską wiarę, kiedy w te strony przyszła para ludzi.Niewiadomego onibyli nazwiska, niewiadomej kondycji, i to tylko można było poznać i z mówienia ich, i z ubioru,że przyszli z Polszczy.Dla jakiej przyczyny porzucili oni swój kraj rodzony i aż tuprzywędrowali, zarówno niewiadomym było.Kiedy spotykający ich podczas ludzie pytali ich onazwisko, odpowiadali, że przy chrzcie świętym nadano im imiona: Jan i Cecylia.A kiedyktokolwiek chciał wiedzieć, dokąd i dla jakiej przyczyny wędrują, mówili:  Szukamy puszczy!86 Widać było ze wszystkiego, że bali się jakiegoś pościgu i żądali skryć się przed ludzmi, a żyćtylko pod boskim okiem.Całej pewności co do tego nie ma, ale takie o nich chodziły głosy, żekondycja ich była nierówna, bo on był ciemnej twarzy i bardzo w sobie silny, tak jak to rzadkopomiędzy panami, a najczęściej w pospólstwie bywa, a ona, czy to szła, czy to stała, czy mówiła,czy milczała, wydawała z siebie pańską wspaniałość i piękność.Ale jak tam było z ichpoczątkiem, wszystko jedno, dość że nietrudno znalezli to, czego szukali.Cały tutejszy krajzalegała podtenczas nieprzebyta puszcza, w której Pan Bóg nasiał co niemiara jezior błękitnych iłąk zielonych, a ludzie pobudowali troszkę osad, w których trudnili się sobie różnąprzemyślnością.W jednych miejscach, nad jeziorami lub nad rzeczułkami, siedzieli rybaki ibobrowniki; w inszych, tam gdzie stały lipowe lasy, pszczelniki miód i wosk pracowitymzwierzątkom odbierali; niektórym król nakazał, aby dla niego hodowali sokoły, i od tego poszło,że nazywali się sokolnikami, a inszych wolnością obdarował, aby tylko wszelkie posyłki jemusprawiali i dla tej przyczyny mieli oni nazwanie bojarów*, czyli ludzi wolnych.O uprawianieziemi było im bynajmniej*; ogrody mieli, ale najwięcej rzepę w nich sadzili i len w wielkiejobfitości sieli, bo owiec nie mając i wełny nie znając, odzieży płótnianej tylko używali.Zbożezaś rzadko gdzie zobaczyć można było, i to przy miastach, a w głębokiej puszczy jeszczegdzieniegdzie nikt i nie słyszał o nim.Ale za to byli tacy, co w dębowych lasach żyjąc, trzodyświń na żołędziach hodowali, i od tego dane im było brzydkie przezwisko świniarów, i tacy, coprzy łąkach mieszkając, bawoły obłaskawiali i dla tej przyczyny nazywali się bawolniki.Opieniądzach to jeszcze gdzieniegdzie i nic nie wiedzieli, a jak kto chciał co sobie potrzebnegokupić, dawał skóry zdarte z ubitych bobrów, niedzwiedzi, lisów, kun i inszych zwierząt albotroszkę miodu i wosku, albo przyswojonego bawoła, karmną świnię i co tam zresztą kto miał.Chaty ich nazywały się numy i były bardzo biedne i smrodliwe, bez pieców i kominów, bo tymleśnym ludziom nieznajoma jeszcze była mularka.W Boga chrześcijańskiego niby to wszyscyjuż uwierzyli, a jednakowoż w głębokościach puszczy wiele jeszcze kłaniało się bałwanom i żyłoz kilkoma żonami.Jan i Cecylia wzdłuż puszczę przeszedłszy poznali różne jeziora i łąki,zachodzili do rybaków, do bobrowników, do sokolników i do bojarów; zachodzili takoż doświniarów i do bawolników, ale nigdzie im nie podobało się tak, jak tutaj, nad brzegiem tegoNiemna, i na tym właśnie miejscu, gdzie teraz ten pomnik stoi.Widać zobaczyli, że tu najmniejludzie doścignąć ich mogą, a najlepiej im będzie pod jednym boskim okiem pozostawać.Możejuż tak im było przeznaczone, ażeby właśnie ten kawał ziemi zaludnić i nasz ubogi, aledługowieczny ród ufundować.Powolny i przyciszony głos opowiadającego brzmiał na wysokim stoku góry, monotonnościąswą podobny do mruczącego u dołu strumienia.Czasem jednak zatrzymywał się i szukał wpamięci wyrazu lub nazwy, których w życiu codziennym nie używał prawie, ale jak słowa zpacierza, ze starej gadki wyrzucić nie mógł.Teraz z widocznym naprężeniem rysów wiązałprzez chwilę w swej głowie wątek opowiadania, bojąc się splątać go albo część jego uronić. Podtenczas  zaczął znowu  nie było na tym miejscu żadnego kawałka zoranej ziemi aniżadnego ludzkiego plemienia.Z tej strony rzeki i z tamtej strony rzeki, na prawo i na lewo,naprzód i w tył, rosła jedna tylko puszcza.Jan i Cecylia upatrzyli sobie właśnie te miejsce, gdzieteraz ten pomnik stoi, a gdzie podtenczas stał dąb taki stary, co może i tysiąc lat miał wieku, bow jego wydrążeniu bawoła skryć byłoby można, i pod tym dębem zbudowali sobie najpierwejchatę, czyli takąż numę bez pieca i komina, nędzną i smrodliwą.Od razu inszej zbudować niemogli.Lepiej mówiąc, on zrąbywał drzewa, oprawiał kłody i budował, a ona zbierała orzechy idzikie jabłka, gotowała rybę, doiła bawolicę, którą on rychło sobie obłaskawił, naprawiałaodzież, a gdy wieczór przyszedł i on położył się pod dębem, z oszczepem i łukiem napiętym przyboku, by zawsze od dzikiego zwierza się obronić, siadała przy jego głowie śpiewając i grając na*B o j a r - szlachcic litewski lub ruski.*B y ć (komu) b y n a j m n i e j (gwar.)  nie dbać.87 harfie.Z wysokiego domu pewno była, bo po anielsku grała i śpiewała i ręce z początku miałatakie białe, by lilie.Ale krótko tego było, bo pracując ciężko, w niewygodach iniebezpieczeństwach straszliwych, prędko pociemniała na twarzy i rękach, wyrosła, zmężniała wsobie, że podobną stała się do płowej łani, której trudności i samotności leśne najmilsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl