[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem mówiÅ‚ on i byÅ‚o mi z tym lepiej, bowiÄ™cej rozumiaÅ‚am w tym jÄ™zyku niż potrafiÅ‚am wypowie­dzieć.Nagle rozpÅ‚akaÅ‚ siÄ™ nad zdjÄ™ciem mojej matki.I tobyÅ‚ mój pierwszy wieczór z Profesorem.ByÅ‚y potem kolej­ne, które zwykle spÄ™dzaliÅ›my w kawiarence Frau Trudi.PiliÅ›my czasem szampana i on uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ Å‚agodniepatrzÄ…c na mnie, a ja wiedziaÅ‚am, że widzi nie mnie, tylkomojÄ… matkÄ™.CofaÅ‚ siÄ™ o caÅ‚e dziesiÄ™ciolecia, nagle mam­rotaÅ‚ jej imiÄ™ i nieÅ›miaÅ‚o, prawie ukradkiem, gÅ‚askaÅ‚ mniepo rÄ™ce.BawiÅ‚o mnie to i wzruszaÅ‚o.Po trosze czuÅ‚am siÄ™też niezrÄ™cznie, ponieważ z sÄ…siedniego stolika zerkaÅ‚o kunam dwóch przystojnych, mÅ‚odych ludzi.- Pewnie myÅ›lÄ…,że jestem kochankÄ… Profesora - dumaÅ‚am smÄ™tnie.Wznie­Å›liÅ›my kolejny toast szampanem, tym razem za pomyÅ›l­ność mojego kraju, w którym kotÅ‚owaÅ‚o siÄ™ po raz kolejny.Starszy pan wygÅ‚osiÅ‚ ten toast dość gÅ‚oÅ›no, jak gdybychcÄ…c uzyskać aplauz szerszej widowni - rzeczywiÅ›ciekilka osób uÅ›miechnęło siÄ™ do mnie zachÄ™cajÄ…co wznoszÄ…ckieliszki.ZaczerwieniÅ‚am siÄ™ nieznacznie.Wtedy podeszlido nas ci dwaj przystojni mężczyzni z sÄ…siedniego stolika,coÅ› tam szybko zaszwargotali i uÅ›cisnÄ™li dÅ‚oÅ„ mojegorozmówcy.OkazaÅ‚o siÄ™, że byli studentami Profesoraprzed laty i że cieszÄ… siÄ™ ze spotkania, tym bardziej, że ichulubiony wykÅ‚adowca siedzi w towarzystwie tak uroczejosoby i to w dodatku z Polski, którÄ… obaj sÄ… zainteresowa­ni.Jeden z nich pisze nawet doktorat na ten temat - tuwyrzuciÅ‚ z siebie ogromnie dÅ‚ugie i skomplikowane zda­nie, którego nawet nie usiÅ‚owaÅ‚am zrozumieć.137 ByÅ‚am zmÄ™czona codziennÄ… bieganinÄ… po Wiedniu,szampan rozleniwiÅ‚ mnie, a po gÅ‚owie snuÅ‚y siÄ™ bezÅ‚adnemyÅ›li - przypominaÅ‚am sobie widok tamtejszego sklepumiÄ™snego.DosÅ‚ownie jÄ™knęłam na wspomnienie ogro­mnych pÅ‚atów polÄ™dwicy - pachnÄ…cych i różowych.Posta­nowiÅ‚am natychmiast kupić jutro taki wielki pÅ‚at.PoÅ‚knÄ™­Å‚am nerwowo Å›linÄ™.Panowie dyskutowali zawziÄ™cie.Coby byÅ‚o, gdyby wiedzieli, o czym myÅ›lÄ™? PoczuÅ‚am nagle,że to wszystko jest jakieÅ› niewspółmierne i nie przylega­jÄ…ce do siebie, jak nieudana ukÅ‚adanka.Ich problemy byÅ‚ytakie odlegÅ‚e od moich.SpojrzaÅ‚am z nagÅ‚Ä… niechÄ™ciÄ… nastarannie wygolone, pachnÄ…ce wodÄ… koloÅ„skÄ… policzki.Nieskazitelnie biaÅ‚e koszule.Nawet starość ProfesorabyÅ‚a estetyczna.Ponure zamyÅ›lenie szczelnie otoczyÅ‚o mnie ze wszy­stkich stron.ZnaÅ‚am jego smak - przechodziÅ‚o w dÅ‚gotrwa­Å‚Ä… depresjÄ™.WychyliÅ‚am resztkÄ™ szampana.Ten bardziejprzystojny blondyn spojrzaÅ‚ na mnie z zainteresowaniem.- Herr Profesor, ich bin mude - powiedziaÅ‚am zdecydowa­nie.Starszy pan zerwaÅ‚ siÄ™ z krzesÅ‚a.WyszliÅ›my na pustÄ…ulicÄ™, ci dwaj poszli gdzieÅ› w swojÄ… stronÄ™.ByÅ‚am z tegozadowolona, nie miaÅ‚am ochoty rozmawiać.Profesor szedÅ‚milczÄ…c i tylko wzdychaÅ‚ od czasu do czasu, spoglÄ…dajÄ…cna mnie z ukosa.WiedziaÅ‚am, o czym myÅ›li i on wiedziaÅ‚,że ja wiem.Nie potrzebowaliÅ›my słów.PrzypomniaÅ‚amsobie tamto zdjÄ™cie, które przysÅ‚aÅ‚ (byliÅ›my już oboje zbratem na Å›wiecie).PrzedstawiaÅ‚o pokój, widocznie jegogabinet, caÅ‚y obwieszony powiÄ™kszonymi zdjÄ™ciami mojejmatki.U doÅ‚u zdjÄ™cia napisaÅ‚ sÅ‚owa piosenki, która wtedybyÅ‚a modna i którÄ… wtedy siÄ™ Å›piewaÅ‚o.ZanuciÅ‚am naglena wiedeÅ„skiej ulicy przedwojenny szlagier.Starszy panzatrzymaÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie i rozjaÅ›niÅ‚ w uÅ›miechu.- Niel Panie profesorze, jestem zmÄ™czona.138 zapomniaÅ‚aÅ›? - zapytaÅ‚ cicho.Nie wiedziaÅ‚am, czy mówido mnie, czy do mojej matki.PostanowiÅ‚am taktowniemilczeć.To byÅ‚ mój drugi wieczór z Profesorem.Potem byÅ‚o ich jeszcze kilka.StaraÅ‚am siÄ™ wypeÅ‚nić jetym, co lubiÅ‚ - graniem Chopina, rozmowami o naszymdomu i opowieÅ›ciami o niej - bo tego oczekiwaÅ‚ najbardziej.WspominaÅ‚am różne zabawne wydarzenia z dzieciÅ„stwa,brak niemieckich słówek nadrabiaÅ‚am gestem i mimikÄ….Frau Amelia - siostra Profesora - zaÅ›miewaÅ‚a siÄ™ do Å‚ez.OkazaÅ‚o siÄ™, że ona też uwielbia psy, że ona też miaÅ‚amÅ‚odszego brata.Po policzkach Profesora pociekÅ‚y Å‚zy.byÅ‚am taka podobna do matki.Nie lubiÅ‚am, kiedy pÅ‚akaÅ‚.- Niech pan przestanie - powtarzaÅ‚am gorÄ…czkowo.BaÅ‚amsiÄ™ o jego ciÅ›nienie.Amelia wczoraj wyjawiÅ‚a mi, że odkilku dni ma podwyższone.- ZostaÅ„ tutaj - powiedziaÅ‚ nagle - ja już niedÅ‚ugopożyjÄ™.ZaprzeczyÅ‚am: och nie, pożyje pan jeszcze dÅ‚ugo,Å›wietnie pan siÄ™ trzyma Profesorze, może jeszcze odwiedzipan PolskÄ™, mama by siÄ™ ucieszyÅ‚a.plotÅ‚am, ale wiedzia­Å‚am, że nie sÅ‚ucha.- ZostaÅ„ - powtórzyÅ‚ - wiem, co siÄ™ uwas dzieje, możesz mieszkać tutaj, albo w mieszkaniuAmeli, miejsca jest dosyć.Starszy pan nerwowo dolaÅ‚sobie kawy.Nie odpowiedziaÅ‚am, nie chciaÅ‚am robić muprzykroÅ›ci.Moi znajomi zabijali siÄ™, żeby wyjechać naroboty do Austrii - mnie oferowano mieszkanie i utrzyma­nie tylko za obecność, wspomnienie niespeÅ‚nionej miÅ‚oÅ›ci.Ale i tak wiedziaÅ‚am, że nie zostanÄ™.Z góry o tymwiedziaÅ‚am.To nie wchodziÅ‚o w rachubÄ™.Moje rozmyÅ›la­nia dotyczyÅ‚y raczej ironii losu, który oferowaÅ‚ niewÅ‚aÅ›ci­we propozycje niewÅ‚aÅ›ciwym osobom.WyobrażaÅ‚am so­bie, co powiedzÄ… moi znajomi, ich miny, wymowny geststukania siÄ™ w czoÅ‚o.Ona zawsze byÅ‚a stukniÄ™ta - rozgorÄ…czkuje siÄ™ Elka,ginekolog, z trudem wiążąca koniec z koÅ„cem przy trójcedzieci.Raz tylko udaÅ‚o siÄ™ jej zaczepić na winobranie weFrancji.Chociaż spali po kilkanaÅ›cie osób w szopie, nie139 mogÅ‚a sobie tej eskapady nachwalić.Zaraz po powrocieEla kupiÅ‚a nowe meble i po dwie pary butów dzieciom.Nazapas.Jej mąż, naukowiec, którego szczerze nie lubiÅ‚am,po jej wyjezdzie nie oszczÄ™dzaÅ‚ grosza.Co rusz wydawaÅ‚huczne kolacje, a nastÄ™pnie zapaÅ‚aÅ‚ namiÄ™tnoÅ›ciÄ… do mojejprzyjaciółki Marii, nawet nudziÅ‚ mnie przez dwa popoÅ‚ud­nia, żeby zorganizować jakieÅ› spotkanie.OburzyÅ‚am siÄ™nie na żarty i od tamtej pory ledwie mi siÄ™ kÅ‚ania.BiednaEla, oczywiÅ›cie nic jej nie powiedziaÅ‚am.ZresztÄ… tak byÅ‚auszczęśliwiona meblami, że przez dÅ‚uższy czas i tak by todo niej nie dotarÅ‚o.PrzypominaÅ‚am sobie innych, dlaktórych taki wyjazd byÅ‚by jak gwiazdka z nieba.Rzeczy­wiÅ›cie los nie wie, co robi.SpojrzaÅ‚am na Profesora,uÅ›miechnęłam siÄ™.WiÄ™cej nie poruszaliÅ›my tego tematu.W nocy przyÅ›niÅ‚ mi siÄ™ mój przyjaciel Pies.Nie posiadaÅ‚imienia.ZamieszkiwaÅ‚ przydrożnÄ… szopÄ™, równie niczyjÄ…jak on.Przyodziany w brudno-żółte futro leżaÅ‚ przy drodzei wygrzewaÅ‚ siÄ™ na sÅ‚oÅ„cu.To byÅ‚o jego główne zajÄ™cie.ZimÄ… znikaÅ‚ gdzieÅ›, zapadaÅ‚ siÄ™ w jakieÅ› nieznane rejonymiasta, żeby wrócić z nadejÅ›ciem wiosny i zająć swojemiejsce obok krzaku dzikiego bzu, w zakolu drogi.Tamgdzie sÅ‚oÅ„ce grzaÅ‚o najmocniej.A nastÄ™pnego dnia poszliÅ›my z Profesorem do parku,pod pomnik Straussa.Wokół leniwie przechadzaÅ‚y siÄ™starsze panie, niektóre z pieskami na smyczy.Kilka zpsów miaÅ‚o starannie spiÄ™tÄ… nad czoÅ‚em grzywkÄ™ koloro­wÄ… spinkÄ….Ich lalkowate mordeczki nie miaÅ‚y w sobie tejtypowo psiej rzewnoÅ›ci spojrzenia.- Mam w Polsce takiego przyjaciela Psa - powiedziaÅ‚amdo Profesora.- Jak mu na imiÄ™? - zapytaÅ‚.- On nie ma imienia, nikt go nie zna, bo nikt go niepotrzebuje.Starszy pan byÅ‚ mocno zasapany.UsiedliÅ›my na Å‚awe­czce [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl