Pokrewne
- Strona Główna
- Stephen King Pokochala Toma Gordona (2)
- Stephen King Pokochala Toma Gordona (4)
- Gordon Noah Rabin
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow smoczy spiewak
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Wylie Jonathan Słudzy Arki Tom 2 PoÂśrodku Kręgu
- May Karol Winnetou t.II
- Alistair MacLean Athabaska (2)
- Wojna i pokoj t.1 i 2 TOŁSTOJ
- Brida
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- opowiastki.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja.- musiał przerwać i odchrząknąć.- Sądzę, że nie ma takiego niebezpieczeństwa.Tylko tyle, iż nieprzewidziane okoliczności mogą zatrzymać mnie tak długo,że byłoby lepiej, abyście dalej działali sami.Upewniałem się tylko, że omówiliśmywszystkie możliwości z wyprzedzeniem.Doprawdy spodziewam się ujrzeć ciebie w Am-boise, ajeśli nie tam, to powinienem być w Blois dzień czy dwa dni po tym, jak się tam zatrzymasz.- Przynosi mi ulgę słyszeć, że tak uważasz - powiedział rycerz - doprawdy, przynosi ulgę.Jesteś szlachetnym panem, którego polubiłem i podziwiam, Jamesie!- I ja ciebie polubiłem i podziwiam - rzekł Jim.Przyszła mu na myśl powszechna drogaucieczki tego świata.- Wiesz, napijmy się szklaneczkę wina za to!- Z chęcią! - odpowiedział niemal gwałtownie Giles.Napełnili kubki i wypili, a do tegoczasu, kiedy kubki stały się puste, chwila wzruszenia minęła.- Wszystkie moje konie i sprzęt zostawię z tobą - kontynuował Jim.- Zabiorę tylkoubranie, pas, miecz i sztylet.I krótką linkę, dla której będę miał specjany użytek.- Ha! Linkę? - zapytał rycerz, a potem się pohamował.- Wybacz mi, Jamesie.To twojeodejście jest sekretne i nie powinienem wypytywać.Czy nie będziesz też potrzebował jakichśprowiantów?- Dzięki - powiedział Jim.- Prawdę mówiąc, sam o tym nie pomyślałem.Ale owszem,trochę mięsa, chleba i wina, to nie taki zły pomysł - ale tylko nieduża ilość.Rodzaj żelaznychracji, jakie rycerz mógłby zabrać ze sobą, żeby przetrwać całodzienne polowanie.- Tak mało - zamruczał sir Giles.- Ha! Wybacz, Jamesie, znów wtrącam się do czegoś, cojest wyłącznie twoją sprawą.Popatrzył na swój pusty kubek.Z tego, co zauważył Jim, wypił około półtorej flaszkiwina, jakie przynieśli ze sobą.- W takim razie najlepiej, żebyśmy położyli się wcześnie - powiedział rycerz.-Wyruszysz o świcie, Jamesie? Czy trochę pózniej?- Sądzę, że o świcie.Tak - odparł Jim.Wydało mu się, że przechwycił w zadumanymgłosie Gilesa rodzaj delikatnej sugestii, żeby nie wyruszał aż tak wcześnie.Ale obecnośćsmoków, którą wyczuł, nie była bliska.Może będzie musiał poświęcić cały dzień, żeby jeodnalezć.Był bardzo wdzięczny Carolinusowi za zmniejszenie worka klejnotów, które stanowiłyjego paszport, do rozmiarów nadających się do przełknięcia.Mógł zrobić tobołek z ubraniem,mieczem, sztyletem i całym jedzeniem i piciem, które brał ze sobą, i przywiązać to wszystkodookoła karku tak, żeby porządnie się trzymało podczas lotu.Ale wolał sobie nie wyobrażać, żemiałby dzwigać jeszcze klejnoty.Ułożył się po drugiej stronie ogniska, naprzeciw sir Gilesa, owinięty w parę zapasowychpłaszczy.Do tego stopnia przywykł do twardego życia tego świata i stulecia, że wkrótce równieżzasnął.Zbudzili się obaj o świcie, zjedli śniadanie, po czym Jim zgodził się, by rycerztowarzyszył mu do miejsca, gdzie mieli się rozstać.Sytuacja ta stwarzała świetne rozwiązanie dla problemu, o którym nie pomyślał aż doczasu, kiedy był gotów do wyruszenia.Przedtem wystarczało mu tylko odejść od ogniska, żebyzdjąć ubranie i w ciemnościach zmienić się w smoka.Ale teraz był dzień i nigdzie w pobliżu niebyło lasu, w którym mógłby dokonać przemiany.Mógł oczywiście zostawić tutaj Gilesa i zabierając swoje jedzenie, picie i linę,powędrować przez ugory, które otaczały dukt z obu stron, aż doszedłby do jakiegoś zagłębieniaczy innego miejsca, gdzie rycerz nie mógłby go zobaczyć w jego nowym wcieleniu.Z drugiej strony wędrowanie przez otwartą przestrzeń tylko z mieczem dla obrony - bonawet tarczę zostawił z Gilesem - stanowiło zagrożenie dla osobistego bezpieczeństwa.Po tychwszystkich latach wojny okoliczni wieśniacy byli tak samo skłonni napadać na bezbronnychpodróżnych jak ktokolwiek inny.Dwóch rycerzy na koniach, z bronią i tarczami, wystarczyłoby,żeby powstrzymać ich od takich prób.Ale samotny piechur byłby w niebezpieczeństwie.Nie było powodu, dla którego sir Giles nie mógł mu towarzyszyć do miejsca, gdzie byłbyzakryty od strony drogi, zostawić go tam i wrócić.Jim mógł poczekać, aż rycerz zniknie mu zoczu, i wtedy dokonać przemiany.Doszedł do tego punktu w swoich rozmyślaniach, gdy nagle poczuł wyrzuty sumienia.Onwidział, jak Giles zmienia się w silkie.Obaj byli towarzyszami broni.Ponadto rycerz nie tylkobył świadom, że Jim był czarodziejem, ale że znano go jako Smoczego Rycerza, słyszał takżehistorię o walce pod Twierdzą Loathly.Nie było powodu, żeby nie zmienić się w smoka od razu, na oczach sir Gilesa.Jedynymproblemem było, jak nie wystraszyć koni.Przypomniał sobie, jak Gruchot się zachował, kiedyniespodziewanie zamienił się w smoka w drodze do Carolinusa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Ja.- musiał przerwać i odchrząknąć.- Sądzę, że nie ma takiego niebezpieczeństwa.Tylko tyle, iż nieprzewidziane okoliczności mogą zatrzymać mnie tak długo,że byłoby lepiej, abyście dalej działali sami.Upewniałem się tylko, że omówiliśmywszystkie możliwości z wyprzedzeniem.Doprawdy spodziewam się ujrzeć ciebie w Am-boise, ajeśli nie tam, to powinienem być w Blois dzień czy dwa dni po tym, jak się tam zatrzymasz.- Przynosi mi ulgę słyszeć, że tak uważasz - powiedział rycerz - doprawdy, przynosi ulgę.Jesteś szlachetnym panem, którego polubiłem i podziwiam, Jamesie!- I ja ciebie polubiłem i podziwiam - rzekł Jim.Przyszła mu na myśl powszechna drogaucieczki tego świata.- Wiesz, napijmy się szklaneczkę wina za to!- Z chęcią! - odpowiedział niemal gwałtownie Giles.Napełnili kubki i wypili, a do tegoczasu, kiedy kubki stały się puste, chwila wzruszenia minęła.- Wszystkie moje konie i sprzęt zostawię z tobą - kontynuował Jim.- Zabiorę tylkoubranie, pas, miecz i sztylet.I krótką linkę, dla której będę miał specjany użytek.- Ha! Linkę? - zapytał rycerz, a potem się pohamował.- Wybacz mi, Jamesie.To twojeodejście jest sekretne i nie powinienem wypytywać.Czy nie będziesz też potrzebował jakichśprowiantów?- Dzięki - powiedział Jim.- Prawdę mówiąc, sam o tym nie pomyślałem.Ale owszem,trochę mięsa, chleba i wina, to nie taki zły pomysł - ale tylko nieduża ilość.Rodzaj żelaznychracji, jakie rycerz mógłby zabrać ze sobą, żeby przetrwać całodzienne polowanie.- Tak mało - zamruczał sir Giles.- Ha! Wybacz, Jamesie, znów wtrącam się do czegoś, cojest wyłącznie twoją sprawą.Popatrzył na swój pusty kubek.Z tego, co zauważył Jim, wypił około półtorej flaszkiwina, jakie przynieśli ze sobą.- W takim razie najlepiej, żebyśmy położyli się wcześnie - powiedział rycerz.-Wyruszysz o świcie, Jamesie? Czy trochę pózniej?- Sądzę, że o świcie.Tak - odparł Jim.Wydało mu się, że przechwycił w zadumanymgłosie Gilesa rodzaj delikatnej sugestii, żeby nie wyruszał aż tak wcześnie.Ale obecnośćsmoków, którą wyczuł, nie była bliska.Może będzie musiał poświęcić cały dzień, żeby jeodnalezć.Był bardzo wdzięczny Carolinusowi za zmniejszenie worka klejnotów, które stanowiłyjego paszport, do rozmiarów nadających się do przełknięcia.Mógł zrobić tobołek z ubraniem,mieczem, sztyletem i całym jedzeniem i piciem, które brał ze sobą, i przywiązać to wszystkodookoła karku tak, żeby porządnie się trzymało podczas lotu.Ale wolał sobie nie wyobrażać, żemiałby dzwigać jeszcze klejnoty.Ułożył się po drugiej stronie ogniska, naprzeciw sir Gilesa, owinięty w parę zapasowychpłaszczy.Do tego stopnia przywykł do twardego życia tego świata i stulecia, że wkrótce równieżzasnął.Zbudzili się obaj o świcie, zjedli śniadanie, po czym Jim zgodził się, by rycerztowarzyszył mu do miejsca, gdzie mieli się rozstać.Sytuacja ta stwarzała świetne rozwiązanie dla problemu, o którym nie pomyślał aż doczasu, kiedy był gotów do wyruszenia.Przedtem wystarczało mu tylko odejść od ogniska, żebyzdjąć ubranie i w ciemnościach zmienić się w smoka.Ale teraz był dzień i nigdzie w pobliżu niebyło lasu, w którym mógłby dokonać przemiany.Mógł oczywiście zostawić tutaj Gilesa i zabierając swoje jedzenie, picie i linę,powędrować przez ugory, które otaczały dukt z obu stron, aż doszedłby do jakiegoś zagłębieniaczy innego miejsca, gdzie rycerz nie mógłby go zobaczyć w jego nowym wcieleniu.Z drugiej strony wędrowanie przez otwartą przestrzeń tylko z mieczem dla obrony - bonawet tarczę zostawił z Gilesem - stanowiło zagrożenie dla osobistego bezpieczeństwa.Po tychwszystkich latach wojny okoliczni wieśniacy byli tak samo skłonni napadać na bezbronnychpodróżnych jak ktokolwiek inny.Dwóch rycerzy na koniach, z bronią i tarczami, wystarczyłoby,żeby powstrzymać ich od takich prób.Ale samotny piechur byłby w niebezpieczeństwie.Nie było powodu, dla którego sir Giles nie mógł mu towarzyszyć do miejsca, gdzie byłbyzakryty od strony drogi, zostawić go tam i wrócić.Jim mógł poczekać, aż rycerz zniknie mu zoczu, i wtedy dokonać przemiany.Doszedł do tego punktu w swoich rozmyślaniach, gdy nagle poczuł wyrzuty sumienia.Onwidział, jak Giles zmienia się w silkie.Obaj byli towarzyszami broni.Ponadto rycerz nie tylkobył świadom, że Jim był czarodziejem, ale że znano go jako Smoczego Rycerza, słyszał takżehistorię o walce pod Twierdzą Loathly.Nie było powodu, żeby nie zmienić się w smoka od razu, na oczach sir Gilesa.Jedynymproblemem było, jak nie wystraszyć koni.Przypomniał sobie, jak Gruchot się zachował, kiedyniespodziewanie zamienił się w smoka w drodze do Carolinusa [ Pobierz całość w formacie PDF ]