[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Splecione na brzuchu dłonie Trishy rozłączyły się, zsunęły i płasko opadły na ziemię.Uniesienie ich i ponowne złączenie wydawało się dziewczynce pracą zbyt ciężką, by mogła jej podołać, więc niech leżą tam, gdzie spoczęły.“Niesłyszalne co, skarbie? o co ci właściwie chodzi?”- No cóż.- powiedziała powoli sennym, pełnym namysłu głosem -.to nie tak, żeby nie było niczego, prawda?Twarda ślicznotka nie odpowiedziała.Trishę bardzo to ucieszyło.Była śpiąca, najedzona, czuła się doskonale.Jednak nie zasnęła i nawet później, kiedy wiedziała, że przecież musiała zasnąć, nie wydawało jej się, by spała.Pamiętała, że myślała o ogrodzie za nowym, mniejszym domem taty, gdzie trawa wymaga przycięcia.krasnale wyglądają tak chytrze.jakby wiedziały coś, czego ty nie wiesz.i o tym, jak tata nagle wydał jej się stary, smutny.jego oddech i skórę stale teraz czuć było piwem.Uświadomiła sobie, że życie może być smutne i że przeważnie jest bardzo smutne.Wszyscy udają, że nie jest, kłamią dzieciom (żaden film i żaden program telewizyjny nie przygotował jej na przykład do utraty codziennego świata i do siadania we własnej kupie), pewnie po to, by ich nie straszyć, nie onieśmielać, ale tak naprawdę życie rzeczywiście potrafi być smutne.Życie to zębaty stwór, gotów gryźć cię, kiedy tylko zechce.Tę prawdę zdążyła już poznać bardzo dobrze.Miała zaledwie dziewięć lat, ale poznała tę prawdę i - co więcej - była chyba zdolna ją zaakceptować, w końcu niedługo zacznie dziesiąty rok i jest wysoka jak na swój wiek.“Nie wiem, dlaczego mam płacić za wasze błędy”.Te słowa usłyszała z ust Petera ostatnie i zaraz potem zabłądziła.Pomyślała, że teraz zna odpowiedź na to pytanie.Nieprzyjemną odpowiedź, ale prawdopodobnie prawdziwą: dlatego, a jeśli nie smakuje ci ta odpowiedź, proszę bardzo, wyjdź z kolejki i zrób miejsce innym.Trisha przypuszczała, że pod wieloma względami jest teraz starsza od Petera.Powiodła wzrokiem wzdłuż biegu strumienia i dostrzegła, że mniej więcej czterdzieści metrów dalej wpływa do niego inny strumień, spadając niewielkim wodospadem, i doskonale.Tak właśnie powinno to wyglądać.Ten drugi strumień będzie większy, coraz większy i w końcu doprowadzi ją do ludzi.No i.Spojrzała na polankę po drugiej stronie swojego strumyka.Dostrzegła na niej trzy przyglądające się jej postacie.To znaczy założyła, że się jej przyglądają, tak naprawdę bowiem nie widziała ich twarzy.Nie była w stanie dojrzeć także ich stóp, gdyż postacie miały na sobie długie szaty, niczym mnisi z filmów o dawnych czasach (“W czasach wieczornych pacierzy, w czasach dzielnych rycerzy, gdy damy pokazywały to, czego nie należy” - podśpiewywała czasem Pepsi Robichaud, kiedy skakały przez skakankę).Długimi płaszczami zamiatały okrywające polanę sosnowe igły.Kaptury naciągnęły na twarze.Trisha przyglądała się im lekko zaskoczona, lecz bez strachu.no, przynajmniej na razie bez strachu.Postać stojącą pośrodku okrywał czarny płaszcz, dwie pozostałe miały płaszcze białe.- Kim jesteście? - spytała.Spróbowała się wyprostować i stwierdziła, że nie może.Za bardzo się najadła.Po raz pierwszy w życiu odkryła, że można oszołomić się jedzeniem.- Czy mogłybyście mi pomóc? Zabłądziłam.Błąkam się w lesie od.- Nie pamiętała, od kiedy.Od dwóch dni, może od trzech.-.od bardzo dawna.- Proszę, czy mogłybyście mi pomóc?Trzy postacie stały, milcząc, i tylko wpatrywały się w mą (w każdym razie przypuszczała, że się w nią wpatrują), tak że i w tym momencie Trisha naprawdę się przestraszyła.Skrzyżowały ramiona na piersiach, nie widziała nawet ich dłoni, zasłoniętych długimi rękawami płaszczy.- Kim jesteście? Powiedzcie mi, kim jesteście?!Postać stojąca po lewej wysunęła się o krok naprzód, a kiedy podniosła ręce do kaptura, rękawy szaty zsunęły się z jej dłoni o długich palcach.Pod kapturem kryła się inteligentna, choć nieco końska twarz z cofniętym podbródkiem.Przypominała pana Borka, nauczyciela biologii ze szkoły podstawowej w Sanford, który uczył ich o zwierzętach i roślinach Nowej Anglii.w tym, oczywiście, o światowej sławy buczynie.Większość chłopaków i niektóre dziewczyny (na przykład Pepsi Robichaud) nazywały go oczywiście Borkiem Rozporkiem.Postać ta spojrzała na nią poprzez strumień oczyma ukrytymi za małymi okularkami w złotej oprawie.- Jestem posłańcem Boga Toma Gordona - powiedziała.- Tego Boga, na którego Tom wskazuje palcem, kiedy uda mu się uratować wynik meczu.- Doprawdy? - spytała uprzejmie Trisha.Nie bardzo wiedziała, czy powinna zaufać temu facetowi.Gdyby powiedział, że jest Bogiem Toma Gordona, wiedziałaby z całą pewnością, że nie wolno jej zaufać.Była skłonna uwierzyć w wiele rzeczy, lecz nie w to, że Bóg wygląda dokładnie tak, jak nauczyciel biologii z czwartej klasy.- To bardzo.bardzo interesujące.- Niestety, nie mogę ci pomóc - powiedział Bork.- Mieliśmy dziś bardzo ciężki dzień.Weźmy na przykład trzęsienie ziemi w Japonii, i to silne, a w ogóle Bóg rzadko interweniuje w sprawy ludzi, jakkolwiek muszę przyznać, że jest zapalonym kibicem.Choć niekoniecznie kibicem Czerwonych Skarpet.Cofnął się o krok i ukrył twarz pod kapturem.Po chwili wystąpiła druga postać w białym kapturze.i Trisha tego właśnie się spodziewała.Wszystko, co się działo, odbywało się w zgodzie z pewnym rytuałem: trzy życzenia, skrzyżowanie trzech dróg, trzy siostry, trzy szansę odgadnięcia imienia złego czarodzieja.By już nie wspomnieć o trzech jeleniach jedzących buczynę.- Czy ja śnię? - zadała sobie pytanie, podnosząc rękę i dotykając opuchlizny po ukąszeniu os na lewym policzku.Opuchlizna pozostawała na swoim miejscu i choć nie dokuczała już tak jak przedtem, jej dotknięcie nadal bolało, a więc to nie był sen.Lecz kiedy druga postać w białym płaszczu odrzuciła kaptur i okazała się podobna do jej ojca -nie dokładnie, w takim stopniu, w jakim pierwsza przypominała Borka Rozporka - pomyślała, że tak właśnie powinno być a skoro było, nie przypominało żadnego z jej snów.- Tylko nic nie mów - powiedziała.- Jesteś posłańcem Niesłyszalnego, prawda?- No, właściwie to jestem samym Niesłyszalnym - powiedziała przepraszająco postać, do złudzenia przypominająca jej ojca.- Musiałem przybrać obraz kogoś, kogo znasz, żeby ci się pojawić, bo w gruncie rzeczy jestem bardzo słaby.Nie mogę nic dla ciebie zrobić, Trisho.Bardzo mi przykro.- Jesteś pijany? - spytała Trisha i nagle się rozgniewała.- Jesteś pijany, prawda? Czuję ten zapach, o rany!Niesłyszalny uśmiechnął się do niej zawstydzony, nie odpowiedział nic, tylko cofnął się o krok i ukrył twarz pod kapturem.Przyszedł czas na postać w czarnym płaszczu i Trisha nagle się przestraszyła.- Nie - powiedziała.- Tylko nie ty.- Próbowała wstać, ale nie była w stanie się poruszyć.- Tylko nie ty, odejdź, daj mi spokój.Ramiona okryte czarnym płaszczem uniosły się jednak, obnażając żółte szpony.szpony, które pozostawiły ślady na korze, szpony, które oderwały łeb jelonka, a potem rozdarły jego ciało.- Nie - szepnęła Trisha.- Nie, proszę, nie.Nie chcę tego widzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl