[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okrywające ją gałęzie powstrzymywały deszcz, zbyt gwałtowny jednak, by zdołały powstrzymać go skutecznie.Narzuciła na głowę kaptur i słuchała dźwięku spadających nań kropel, bardzo podobnego do odgłosu deszczu uderzającego w dach samochodu.Dostrzegła wszechobecną chmurę muszek, pomachała przed oczami dłonią, ale w tym geście brakowało siły.“Nic ich nie odpędzi, zawsze są głodne, kłuły mnie w powieki, kiedy leżałam nieprzytomna, i nie pogardzą nawet moim martwym ciałem” - pomyślała i znów się rozpłakała, cicho, rozpaczliwie.Nie przestała jednak opędzać się od much, kurczyła się też za każdym grzmotem.Bez zegarka, nie widząc słońca, nie miała pojęcia, jak szybko mija czas.Wiedziała tylko tyle, że siedziała nieruchomo, skulona, mała postać w niebieskim płaszczyku, przytulona do zwalonego drzewa, póki huk grzmotów nie zaczął cichnąć na wschodzie niczym pokonany, lecz nadal agresywny byk.Deszcz ciągle padał.Komary bzyczały wokół niej, jeden nawet zabłąkał się pomiędzy jej głowę i kaptur.Przycisnęła kaptur kciukiem do głowy i jękliwe bzyczenie nagle umilkło.- a masz - powiedziała ponuro.- Załatwiłam cię, przerobiłam na marmoladę.Kiedy próbowała wstać, poczuła burczenie w żołądku.Przedtem nie była głodna, ale to zdążyło się już zmienić.Okropna była sama myśl o tym, że błądziła wystarczająco długo, by zgłodnieć.Zastanowiła się przelotnie, ile takich okropnych rzeczy jeszcze ją spotka, i doszła do wniosku, że lepiej nic nie widzieć, niczego nie przewidywać.“Może już żadna? - pomyślała.- Hej, dziewczyno, uśmiechnij się, może wszystkie okropne rzeczy są już za tobą”.Zdjęła płaszcz i nim otworzyła plecak, przyjrzała się sobie dokładnie.Wyglądała żałośnie, przemoczona do suchej nitki i od stóp do głów pokryta sosnowymi igłami, na które padła zemdlona.“Zemdlałam pierwszy raz w życiu - pomyślała.- Będę musiała powiedzieć o tym Pepsi, zakładając oczywiście, że kiedyś jeszcze ją zobaczę”.- Tylko nie zaczynaj - upomniała się głośno i odpięła klapę plecaka.Wyjęła z niego jedzenie i picie, układając je przed sobą w prostej linii.Widok papierowej torby z drugim śniadaniem sprawił, że żołądek zaburczał jej głośniej, bardziej natarczywie.Która właściwie może być godzina? Ukryty gdzieś głęboko umysłowy zegar, sterowany metabolizmem ciała, powiedział jej, że jest prawdopodobnie około trzeciej po południu, że od czasu, kiedy we wnęce śniadaniowej kuchni ich domu radośnie zajadała płatki kukurydziane, minęło osiem godzin, a od chwili, gdy zdecydowała się pójść po trzykroć przeklętym skrótem, pięć.Było około trzeciej.Może nawet bliżej czwartej.Na drugie śniadanie przygotowała sobie jajko na twardo (nadal w skorupce), kanapkę z tuńczykiem i kilka łodyg selera.Miała także małą torebkę chipsów, całkiem dużą butelkę wody, butelkę Surge, największą, dwudziestojednouncjową, bo bardzo lubiła Surge, oraz batoniki Twinkie.Na widok cytrynowo-limonowej oranżady Trisha poczuła nagle, że bardziej chce jej się pić niż jeść, a przede wszystkim jest szaleńczo wręcz spragniona cukru.Odkręciła zakrętkę, podniosła butelkę do ust i zawahała się.Pragnienie pragnieniem, ale nie byłoby najmądrzej wypić pół butelki jednym haustem.Nie jest przecież wykluczone, że pozostanie w lesie przynajmniej na jakiś czas.Nie miała ochoty w to uwierzyć, jęknęła, próbowała odsunąć od siebie tę głupią, wręcz szaleńczą myśl, ale jednocześnie doskonale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić.Kiedy wyjdzie wreszcie z tych lasów, znów będzie mogła myśleć jak dziecko, na razie jednak powinna zachowywać się jak dorosła, w każdym razie w miarę możliwości.“Przecież wiesz, co widziałaś - pomyślała.- Wielką dolinę, w której nie było nic oprócz drzew.Ani śladu drogi, ani śladu dymu.Więc musisz zachowywać się mądrze.Musisz oszczędzać zapasy.Mama udzieliłaby ci dokładnie takiej rady.Tata też” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl