[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pepsi i Moxie odwrócili oczy na widok tych okropności, daremnie walcząc z mdłościami.- Ho - ho - ho! Owczarze grają ostro!Moxie i Pepsi spojrzeli na las, szukając właściciela głosu, ale dopiero kiedy wielkie, zielone oko mrugnęło do nich, dostrzegli olbrzyma stojącego tuż przed nimi na tle ściany lasu.Opadły im szczęki na widok ogromnej, jedenastostopowej postaci, podpartej łobuzersko pod boki.Od stóp [rozmiar pięćdziesiąt sześć] do głów był jasnozielony.Szeroki, pastelowozielony uśmiech wykwitł mu na twarzy i potwór roześmiał się ponownie.Gdy chochliki za­mknęły paszczęki, zauważyły, że olbrzym jest nagi oprócz mini - slipek koloru natki pietruszki oraz kilku liści kapusty wplecionych w zmierzwione włosy.W obu rękach trzymał paczkę mrożonych szparagów, a zielona szarfa na jego piersi głosiła: OFERTA DNIA, KUKURYDZA ZA PIĘĆ CENTÓW.- Nie, nie - jęknął Pepsi.- To.to niemożliwe!- Ho - ho - ho! A jednak - zahuczał olbrzym, pół człowiek, pół warzywo.- Jestem Birdseye, Pan Vee - Ates, często nazywa­ny we.- Nie mów! - krzyknął przerażony Moxie, zatykając sobie uszy.- Nie bójcie się - uśmiechnęło się uprzejmie warzywo.- Jestem pokojowo usposobiony.- Nie, nie! - jęczał Pepsi, nerwowo skubiąc spinkę krawata.- Dobrze, dobrze - rzekł olbrzym.- Chodźcie i spotkajcie moich poddanych, którzy mieszkają w lesie.Usychają z niecierp­liwości.Ho - ho - ho!Zielona postać zgięła się wpół ze śmiechu, rozbawiona swoim bon motem.- Proszę, proszę - błagał Pepsi.- Nie zniesiemy tego.Nie po tym wszystkim, co nas spotkało.- Muszę nalegać, przyjaciele - rzekł olbrzym.- Mój lud wyrusza na wojnę ze złym Serutanem, pożeraczem celulozy i sprzy­mierzeńcem czarnych chwastów, które z każdym dniem duszą nas coraz mocniej.Wiemy, że i wy też jesteście jego wrogami, więc musicie pójść z nami i pomóc nam zwyciężyć tego zabójcę wa­rzyw.- No cóż, dobrze - westchnął Pepsi - jeśli musimy.- Musimy - westchnął Moxie.- Nie wzdychaj - pocieszył go olbrzym, zarzucając sobie oba chochliki na jaskrawozielone ramię.- Być panem Vee - Ates także nie jest łatwo, szczególnie w niektórych porach.Ho!Chochliki wierzgały i krzyczały, usiłując uciec ogromnemu nudziarzowi.- Nie opierajcie się - rzekł uspokajająco - znam dwie dziewczyny jak rzepy, w sam raz dla was, chłopcy.Spodobają się wam, są.- Niewinne jak lilie - mruknął Pepsi.- Hej! - zawołał olbrzym - to naprawdę dobre.Szkoda, że nie ja to powiedziałem!- Jeszcze powiesz - załkał Moxie.- Powiesz.Arrowroot, Legolam i Gimlet rozmasowali obolałe mięśnie w cienistym gaju, podczas gdy Roi - Tannerzy poili swoje spienione wierzchowce i wyszukiwali najsłabsze z nich na wieczerzę.Przez trzy dni jechali tędy i owędy przez skalny płaskowyż ku straszliwej fortecy Serutana Gauche'a i wzajemne stosunki między towarzyszami uległy pewnej zmianie.Legolam i Gimlet niestrudzenie drwili z siebie, tak że kiedy elf uśmiał się z krasnoluda, który pierwszego dnia spadł z konia i został powleczony po ziemi.Gimlet zrewanżował mu się, ukradkiem podając wierzchowcowi Legolama silny środek przeczyszczający.Na drugi dzień chore zwierzę zaczęło krążyć i zataczać się, unosząc spanikowanego elfa, który jeszcze tej nocy zemścił się, skracając prawą tylną nogę merynosa Gimleta, w wyniku czego podczas wielogodzinnej jazdy następnego dnia krasnolud cierpiał na chorobę lokomocyjną.Nie była to spokojna podróż.W dodatku zarówno Gimlet, jak Legolam mieli wrażenie, że coś dziwnego stało się z Arrowrootem, od czasu gdy spotkali Roi - Tannerów, bo siedział apatycznie w siodle, pogrążony w rozpaczy, wciąż zerkając ukradkiem na przywódczynię owczarzy, która odrzucała jego awanse.Ostatniej nocy Legolam zbudził się i stwierdził, że Strażnika nie ma w jego namiocie, a pobliskie krzaki trzęsą się podejrzanie.Zanim elf zdążył zdjąć siateczkę do włosów i przypasać miecz, Arrowroot wrócił, bardziej przygnę­biony niż zwykle, rozcierając wykręconą rękę i podsiniaczone oczy.- Wpadłem na drzewo - wyjaśnił zwięźle.Jednak teraz Isinglass i forteca Serutana były już blisko i prze­rwano jazdę, żeby udać się na wieczorny odpoczynek.- Auu! - jęknął boleśnie Gimlet, zwijając się na posłaniu z mchu - od jazdy na tym przeklętym czworonogu na pewno pękła mi kość ogonowa.- To jedź na głowie - rzekł złośliwie Legolam - jest miękka i nie tak cenna.- Odczep się, fryzjerze.- Żaba.- Dupek.- Świr.Brzęk ostróg i trzaskanie bata przerwało tę dyskusję.Trzej towarzysze zobaczyli toczącą się ku nim po mchu Eorache.Otrze­pała nabijane ćwiekami oficerki z kurzu i lanoliny, z powątpiewa­niem potrząsając głową.- Fy dfaj dalej mófycz der brzydkie sofa? Pogardliwie ominęła spojrzenie okrągłych, psich oczu Arrowroota i roześmiała się.- F nasza ojczysna my nie tolerofacz sporuf - napomniała ich, wyciągając dwa sztylety dla podkreślenia swoich słów.- Chłopcy są bardzo zmęczeni po długiej jeździe - łagodził zgnębiony Strażnik, żartobliwie trzaskając obcasami - ale rwą się do walki, a ja chcę dowieść mojej waleczności w twoich lazurowych oczach.Eorache zakrztusiła się lekko i splunęła pod wiatr dużą kulą brązowego tytoniu.Z obrzydzeniem tupnęła nogą.- Masz pecha - rzeki Gimlet.- Nie martw się - pocieszał Legolam, obejmując nazbyt przyjacielskim gestem Arrowroota - wszystkie baby są takie same, słodkie jak trucizna.Arrowroot wyrwał się, łkając jak dziecko.- Trochę pomieszacz mu sze f głofa - rzekł krasnolud, pukając się w czoło.Zapadła noc i zamigotały obozowe ogniska Roi - Tannerów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl