[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie-wiastom nie wolno było wprawdzie wydalać się z granic lipkowskiego majdanu, gdyż pozatymi granicami porwano by je niezawodnie, ale w samym majdanie mogły wszędy chodzićbezpiecznie i zajmować się obozową gospodarką.Mimo ciężkiej pracy było to dla Zosi nawet pewną pociechą wyjść po drwa lub ku rzece,do  poiska z końmi, z wielbłądami, bo w namiocie bała się płakać, a przez drogę mogła daćfolgę łzom bezkarnie.Raz, idąc z naręczem drzew, spotkała matkę, którą był Azja Halimowidarował.Padły sobie w objęcia i siłą je trzeba było rozrywać, a choć Azja wysmagał potemZosię nie szczędząc uderzeń puhy nawet po głowie, jednak było to słodkie spotkanie.Drugiraz, piorąc chusty i onuce Azjowe u brodu, ujrzała Zosia z daleka Ewkę idącą z wiadramiwody.Ewka stękała pod ciężarem wiader; postać jej była już mocno zmieniona i ociężała, alerysy, lubo przysłonięte jaszmakiem; przypomniały Zosi Adama  i taki ból chwycił jej serce,że przytomność opuściła ją na chwilę.Wszelako nie mówiły do siebie nic ze strachu.Strach ów przytłumiał i opanowywał stopniowo wszystkie uczucia Zosi, aż wreszcie zostałsam jeden na miejsce pragnień, nadziei, pamięci.Nie być bitą  to stało się jej celem.Basiana jej miejscu byłaby zabiła Azję jego własnym nożem pierwszego dnia, bez względu na to,co by ją potem spotkać mogło; lecz bojazliwa Zosia, półdziecko jeszcze, nie miała Basinejdzielności.I oto przyszło w końcu do tego, że uważała za łaskę, gdy straszny Azja pod wpływemchwilowej żądzy zbliżał czasem swoją zeszpeconą twarz do jej ust.Siedząc w namiocie, niespuszczała oczu ze swego pana, pragnąc poznać, czy gniewny, czy nie gniewny, śledząc jegoruchy, starając się odgadnąć chęci.A gdy, bywało, odgadła zle i gdy mu spod wąsów, jak ongi staremu Tuhaj bejowi, po-czynały błyskać kły, wówczas bezprzytomna prawie z przerażenia czołgała mu się u nógprzyciskając zbladłe wargi do jego butów, obejmując konwulsyjnie kolana i krzycząc jakgnębione dziecko: Nie bij mnie, Azja! nigdy nie będę! daruj, nie bij! On nie przebaczał prawie nigdy, pa-stwił się zaś nad nią nie tylko z tego powodu, że nie była Basią.Oto była niegdyś narzeczonąNowowiejskiego.Azja miał duszę nieulęknioną  jednak tak straszne były między nim a No-wowiejskim rachunki, że na myśl o tym olbrzymie z zapiekłą w sercu zemstą ogarniał młode-go Lipka pewien niepokój.Miała być wojna, mogli się spotkać i było prawdopodobnym, żesię spotkają.Azja nie mógł tego dokazać, żeby o tym nie myśleć, że zaś myśli owe przycho-dziły mu do głowy na widok Zosi, więc się mścił na niej za to, jakby własny niepokój chciałrazami puhy rozpędzić.Nadeszła wreszcie chwila, że sułtan wydał rozkaz pochodu.Oczywiście Lipkowie, a zanimi cała ćma Tatarów Tobrudzkich i białogrodzkich miała iść w przedniej straży.Było toułożone między sułtanem, wezyrem i kajmakanem.Lecz z początku, zwłaszcza do Bałkanów,szli wszyscy razem.Pochód był wygodny, bo dla rozpoczynających się upałów szli tylko wnocy, po sześć godzin od postoju do postoju.Beczki smolne płonęły po ich drodze, a mas-sał dziłarowie przyświecali barwnymi kagankami sułtanowi.Mrowie ludzkie płynęło nakształt fali przez nieprzejrzane równiny, napełniało jak szarańcza wgłębienia dolin, pokry-wało całe góry.Za zbrojnym ludem szły tabory, w nich haremy, za taborem nieprzeliczonestada.250 Tymczasem w przedbałkańskich mokradłach złocisty i purpurowy wóz Kasseki ugrzązłtak, że dwadzieścia bawołów nie mogło go z błota wyciągnąć. Zła to wróżba, panie, i dlaciebie, i dla całego wojska!  rzekł sułtanowi najwyższy mufty. Zła wróżba!  jęli powta-rzać w obozie półobłąkani derwisze.Więc sułtan zląkł się i postanowił wszystkie niewiastywraz z cudną Kasseką wyprawić z obozu.Rozkaz został ogłoszony wojskom.Ci z żołnierzy, którzy nie mieli gdzie wyprawić nie-wolnic, a z miłości nie chcieli ich na rozkosz obcym przedawać, woleli je wyścinać.Inne ku-powali na tysiące bazarnicy z Karawanseraju, by potem przedawać na rynkach Stambułu iwszystkich miast pobliskiej Azji.Trzy dni z rzędu trwał jak gdyby wielki jarmark.Azja wy-stawił bez wahania na sprzedaż Zosię, którą wnet i za dobre pieniądze kupił bogaty a starystambulski kupiec bakalij dla swego syna.Był to człowiek dobry, bo na łzy i zaklęcia Zosi kupił także od Halima  prawda, że zabezcen  jej matkę.Na drugi dzień powędrowały obie w stronę Stambułu wraz z czeredą in-nych niewiast.W Stambule los Zosi nie przestając być haniebnym poprawił się.Nowy wła-ściciel pokochał ją i po upływie kilku miesięcy do godności małżonki podniósł.Matka nierozłączała się z nią więcej.Wiele ludzi, między nimi wiele niewiast, po długiej nawet czasem niewoli wracało dokraju.Był podobno ktoś, co wszelkimi sposoby, przez Ormian, przez kupców Greków, przezsługi posłów Rzeczypospolitej, szukał i Zosi, ale bezskutecznie.Potem szukania te urwały sięnagle i Zosia nie obaczyła nigdy ni rodzinnego kraju, ni twarzy drogich.%7łyła do śmierci w haremie.251 ROZDZIAA XLVIIJeszcze przed wyruszeniem Turków spod Adrianopola ruch wielki uczynił się we wszyst-kich naddniestrzańskich stannicach.Szczególniej do najbliższego od Kamieńca Chreptiowaprzybiegali raz wraz hetmańscy gońcy przywożąc rozmaite rozkazy, które mały rycerz albosam wykonywał, albo, o ile go nie dotyczyły, dalej przez pewnych ludzi rozsyłał.Wskutektych rozkazów zmniejszyła się znacznie załoga chreptiowskiej fortalicji.Pan Motowidło po-szedł ze swymi semenami aż pod Humań w pomoc Haneńce, któren z garścią wiernych Rze-czypospolitej Kozaków dużał się jak mógł z Doroszem i połączoną z nim ordą krymską.PanMuszalski, łucznik niezrównany, pan Snitko, herbu Miesiąc Zatajony, pan Nienaszyniec i panHromyka powiedli towarzyską chorągiew i linkhauzowskich draganów do nieszczęsnej pa-mięci Batoha, gdzie stał pan Aużecki mający wraz z Haneńką dawać baczenie na Doroszeń-kowe obroty.Pan Bogusz dostał rozkaz, aby dotrzymywał w Mohilowie dopóty, dopóki go-łym okiem nie będzie mógł dojrzeć czambułów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl