[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ci pierwsi artyści, gdy rysunek był już gotów, uderzali długimi rękoma po udach, cmokali z zachwytu i zwoływali resztę, by go oglądała.Wtedy jeszcze Vitarowie wierzyli, że mogą ukształtować świat według własnych wzorów.Jakże byli rozczarowani ci, którzy przybyli na Ziemię wiele tysiącleci później.Zło jak wezbrana rzeka opływało glob, siejąc zniszczenie, strach i nienawiść.Bogowie zabijali bogów, królowie królów, brat podnosił rękę na brata, przyjaciel na przyjaciela, dzieci na swych ojców, a ojcowie na swoje dzieci.Zdegenerowana rasa żyła krótko, nie zaznając spokoju wśród rozpaczliwego pośpiechu uciekających dni i nocy.Vitarowie próbowali to odmienić.Zdani jednak na samotną walkę, przegrywali.Prześladowano ich, torturowano, zabijano.Podobnie było na wielu innych planetach, a na niektórych jeszcze gorzej.A później przyszła porażka groźniejsza od wszystkich dotąd zło dosięgło samej Aur.Prawdziwe nieszczęścia Vitarów zaczęły się od momentu, gdy ich wysłannik dotarł do planety Guor.Glob ten krążył wokół dogorywającej gwiazdy i pogrążony był w odwiecznych mrokach.Czerwony karzeł emitował energię jedynie w paśmie pod­czerwonym, ale równocześnie stanowił źródło tajemniczych promieni Q, dzięki którym mogło istnieć życie na planecie.Ciemność była żywiołem jej mieszkańców, światło niosło im śmierć.Surowe i ponure środowisko miało swój wpływ na rozwój osobowości żyjących na Guor istot.Ich egzystencją kierowały twarde, bezwzględne prawa.Byli zimni i okrutni, zaborczy i egoistyczni, nienawidzili świata, który pełen był zabójczej energii świetlnej.Należało go zniszczyć - ta idea wżarła się w ich umysły, trawiła je i pogrążała w szaleństwie.Stała się głównym celem istnienia, któremu podporządkowali wszelkie wysiłki.Przybycie Vitara uznali za początek nowej ery.Zabijając go, zabijali wszystko to, do czego czuli wstręt i pogardę; a równocześnie rzucali wyzwanie odległym gwiazdom.Jednak, zanim zabili w nim życie, torturowali długo, by wydobyć potrzebne informacje.Potem przez wiele lat budowali statki kosmiczne i okrywali je odpowiednimi osłonami, które miały chronić przed światłem.A gdy dzieło dobiegło końca, znów wiele lat lecieli przez pustkę kosmiczną, by dotrzeć do Planety Wiecznego Dnia.Wciąż podsycana nienawiść dodawała im sił.Ci, którzy pozostali na Guor, budowali następne statki i odlatywali na poszukiwanie innych globów.Synowie Ciemności wyruszyli na podbój wszechświata.Towarzyszył im mrok, pustka i chłód, które tak bardzo lubili.Byli pewni swej przewagi, gdyż nie trawiły ich żadne wątpliwości, a cele były jednoznaczne.Niszczyć zawsze jest najłatwiej.Gdy czarne statki pojawiły się na wielobarwnym niebie Aur, po raz pierwszy od wielu eonów Vitarami wstrząsnęła trwoga.Złowrogie cygara krążyły nieustannie po orbitach, nie zbliżając się do powierzchni globu.Rozsiewały jakieś substancje, które gęstniały natychmiast, w wyniku czego planetę zaczai ogarniać mrok.Światło czterech słońc z coraz większym trudem przebijało się przez burą zawiesinę i mieszkańcy z przerażeniem obserwowali, jak wieczny dzień gaśnie i zmienia się w znieruchomiałe przedpole nocy.Tak już miało pozostać.Wreszcie statki poczęły lądować.Wychodziły z nich istoty w szarych zbrojach i narzuconych na nie pelerynach.Nie starały się nawiązać żadnego kontaktu, nie stawiały też żadnych warunków.Próba telepatycznej penetracji ich umysłów spełzła na niczym.Psychika mieszkańców Guor była tak odmienna, tak przewrotna i zła, że wszelkie zabiegi, mające na celu inwigilację ich osobowości, kończyły się szokiem szaleństwa dla tego, kto je podejmował.Potwierdzała się prawda stara jak świat: jeżeli dobro zna swoje granice, zło ich nie zna.Na Aur nastał okres polowań.Kobiety brano do niewoli, mężczyźni byli zabijani na miejscu.Olbrzymie maszyny stawiały gigantyczne budowle.W nich zamykano mieszkanki planety, by w pokorze i poniżeniu usługiwały swoim nowym właścicielom.Gdy Vitarowie oprzytomnieli z pierwszego szoku, poczęli gromadzić się w grupy, by dać skuteczniejszy odpór.Niszczyli wrogów posługując się Mocą.Odpowiedzią ze strony Synów Ciemności była eskalacja okrucieństw.Już nie tylko zabijali, ale też stosowali coraz to wymyślniejsze tortury.Vitarowie na nowo odkryli w sobie uczucie, o którym dawno zapomnieli - nienawiść.A im więcej widzieli okrucieństw i im częściej musieli zabijać, tym bardziej nienawiść rozrastała się w nich i pożerała wszystko, czym dotąd żyli.Niszczyła ich.Pustosząc wnętrza osłabiała w nich Moc; osłabiając Moc, czyniła ich bezbronnymi.Przegrywali.Świadomość tę potęgował fakt, iż tak naprawdę nikt nie wiedział, z kim walczy.Nie znali psychiki wroga, żaden z nich też nie widział jego oblicza.Zbroje zabitych przeciwników okazywały się puste.Kim byli? Duchami?Przerażeniem napawała postać wodza najeźdźców, Władcy Zabijającego Uśmiechu.Krążyły na jego temat legendy.Zaledwie kilku Vitarów spośród tych, którzy znaleźli się w jego pobliżu, uszło z życiem.Władca Zabijającego Uśmiechu był zwalistej postaci, przewyższał wzrostem najtęższych spośród poddanych.Z tej części jego głowy, gdzie każda normalna istota ma twarz, emanowała zimna, srebrzysta poświata, która falując, dawała wrażenie skrzywionego w uśmiechu oblicza.Uśmiech ten przyciągał, przenikał i paraliżował wolę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl