[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fala niebezpieczeństw piętrzyła się coraz wyżej naokoło zaklętejfortecy.Zbrożkowi toż samo musiało przyjść do głowy, bo jakbyodpowiadając na owe myśli Millera rzekł:- To pewna, że wszystko burzy się w naszej Rzeczypospolitej.Niech jeno taki Kmicic krzyknie, a setki i tysiące go otoczą, zwłasz-cza po tym, co uczynił.- I co wskóra? - pytał Miller.- Wasza dostojność niech zechce pamiętać, że ten człowiek dodesperacji przywiódł Chowańskiego, a Chowański miał, liczącz Kozakami, sześć razy tyle ludzi, co my.Ani jeden transport nieprzyjdzie nam bez jego pozwolenia, a folwarki poniszczone i zaczynanam być głodno.Prócz tego Kmicic może się połączyć z %7łegockimi Kuleszą - wówczas kilka tysięcy szabel będzie miał na zawołanie.To ciężki człowiek i może stać się molestissimus.- A waszmość pewien jesteś swoich żołnierzy?- Więcej niż siebie samego - odpowiedział z szorstką otwartościąZbrożek.- Jak to więcej?- Bo, mówiąc prawdę, dość mamy wszyscy tego oblężenia!- Ufam, że ono wkrótce się skończy.324 Potop t.2- Tylko pytanie: jak? Zresztą, wziąść tę twierdzę jest teraz takąsamą klęską, jak od niej odstąpić.Tymczasem dojechali do stodółki.Miller zsiadł z konia, za nimwszyscy oficerowie, i weszli do wnętrza.Kuklinowskiego zdjęli jużżołnierze z belki i okrywszy kilimkiem położyli na wznak na reszt-kach słomy.Trzy ciała żołnierskie leżały wpodle, ułożone równoobok siebie.- Tych pomordowano nożami - szepnął Zbrożek.- A Kuklinowski?- Na Kuklinowskim ran nie masz, jeno bok ma spieczony i osma-lone wąsy.Musiał zmarznąć albo zatchnął się, bo własną czapkędotychczas w zębach trzyma.- Odkryć go!%7łołnierz podniósł róg kilimka i okazała się twarz straszna,nabrzmiała, z wytrzeszczonymi oczyma.Na resztkach osmalonychwąsów sople, powstałe ze zlodowaciałego oddechu, pomieszały sięz kopciem i utworzyły jakby kły sterczące z ust.Twarz to była takohydna, że Miller, lubo przyzwyczajony do wszelkiego rodzaju ok-ropności, wzdrygnął się i rzekł:- Zakryj co prędzej! Straszne! Straszne!Posępna cisza zapanowała w stodółce.- Po cośmy tu przyjechali? - pytał spluwając książę Heski - przezcały dzień nie tknę jedzenia.Nagle Millera opanowało nadzwyczajne jakieś rozdrażnienie gra-niczące prawie z obłędem.Twarz mu zsiniała, zrenice rozszerzyły się,zęby poczęły zgrzytać.Owładnęło go dzikie pragnienie krwi, zemstynad kimkolwiek, więc zwróciwszy się do Zbrożka, zakrzyknął:- Gdzie ów żołnierz, który widział, że Kuklinowski był w stodół-ce? Dawajcie go! to musi być wspólnik!- Nie wiem, czyli ten żołnierz tu jeszcze jest - odrzekł Zbrożek.-Wszyscy ludzie Kuklinowskiego rozbiegli się jak wyjarzmione byki!- To go łap! - zaryczał w furii Miller.325 Henryk Sienkiewicz- To go wasza dostojność sam łap! - krzyknął z równą furiąZbrożek.I znów straszliwy wybuch zawisnął, jakby na nici pajęczej,nad głowami Szwedów i Polaków.Ci ostatni poczęli się cisnąć doZbrożka, ruszać groznie wąsiskami i trzaskać w szable.Wtem gwar, echa strzałów i tętent kilku koni rozległ się na ze-wnątrz i do stodółki wpadł oficer szwedzkich rajtarów.- Jenerale! - krzyknął - wycieczka z klasztoru.Górnicy kopiącyminę wybici do nogi! Oddział piechoty rozproszony.- Oszaleję! - wrzasnął Miller chwytając się za włosy peruki - nakoń!Po chwili mknęli wszyscy jak wicher ku klasztorowi, aż grudyśniegu sypały się jak grad spod kopyt koni.Sto jazdy Sadowskiego,pod komendą jego brata, przyłączyło się do osoby Millera i biegłow pomoc.Po drodze widzieli oddziały piechoty, przerażone, ucie-kające w nieładzie i popłochu, tak bardzo upadły już serca niezrów-nanych skądinąd żołnierzy szwedzkich.Opuszczano nawet szańce,którym żadne nie groziło niebezpieczeństwo.Kilkunastu stratowalipędzący oficerowie i rajtarzy.Dopadli wreszcie o staję od fortecy,lecz po to tylko, by na wzniesieniu, widnym jak na dłoni, ujrzećwracających szczęśliwie do klasztoru napastników.Zpiewy, okrzykiradosne i śmiechy dochodziły od nich do uszu Millera.Pojedynczy przystawali nawet i grozili w stronę sztabu krwawy-mi szablami.Polacy, znajdujący się przy boku szwedzkiego jenerała,poznali samego Zamoyskiego, który osobiście przywodził tej wy-cieczce, a który teraz, dojrzawszy sztab, przystanął i kłaniał mu sięz powagą czapką.Nie dziwota! Czuł się już bezpieczny pod zasłonądział fortecznych.Jakoż na wałach zadymiło i żelazne ptastwo kul przeleciało zestraszliwym świstem między oficerami.Kilku rajtarów zachwiałosię na kulbakach i jęk odpowiedział świstowi.- Pod ogniem jesteśmy, cofać się! - zakomenderował Sadowski.326 Potop t.2Zbrożek chwycił za cugle Millerowego konia.- Jenerale, cofamy się! Tu śmierć!Miller był jakby odrętwiały, nie odrzekł ni słowa, pozwoliłwywieść się z promienia pocisków.Wróciwszy do swej kwateryzamknął się w niej i cały dzień nie chciał nikogo widzieć.Rozmyślał zapewne o swej sławie Poliocertesa.Tymczasem Wrzeszczowicz wziął w ręce całą władzę i z nie-zmierną energią począł czynić przygotowania do szturmu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl