[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W głosie pana Jana było tyle siły i woli, że pachołek od razu stracił wszelką nadzieję, więc tylko rzekłpłaczliwym głosem: Jak on zdrów, to on i dwóm takim jak ja dałby rady, a jak chory, to mi się mścić nie przystoi  kiedyż ja mu zaswoje zapłacę? Zemstę zostaw Bogu  rzekł Skrzetuski.Pachołek usta otworzył, chciał jeszcze coś mówić, o coś się pytać, ale pan Jan odwrócił się i poszedł kunamiotom, przed którymi liczne zebrało się towarzystwo.W środku siedziała pani Witowska, a obok niejkniaziówna, naokół zaś rycerze.Przed nimi nieco pan Zagłoba, stojąc bez czapki, opowiadał tym, którzy byli tylkopod Zborowem, oblężenie Zbaraża.Słuchali go wszyscy dech w piersiach tamując; twarze mieniły się odwzruszenia i ci, co tam nie byli, z żalem myśleli o tym, że nie byli.Pan Jan siadł koło kniaziówny i wziąwszy jejrękę, do ust przycisnął, a potem wsparli się o siebie ramionami i siedzieli cicho.Słońce schodziło już z nieba i zwolna czynił się wieczór.Skrzetuski zasłuchał się także  jakby czegoś nowego dla siebie słuchając.Pan Zagłobaobcierał czuprynę  i głos jego rozbrzmiewał coraz silniej.Rycerzom świeża pamięć lub imaginacja przywodziłaprzed oczy te krwawe dzieje: więc widzieli okop jakoby morzem otoczony i wściekłe szturmy; słyszeli wrzaski iwycia, i huk armat i samopałów, widzieli kniazia w srebrnych blachach na okopie  wśród gradu kul.Potem nędzę,głód, owe noce czerwone, w których śmierć krążyła jak złowrogi, wielki ptak nad okopem.wyjście panaPodbipięty, Skrzetuskiego.I słuchali wszyscy, czasem oczy wznosząc do góry lub za głownie szabel chwytając, apan Zagłoba tak kończył: Jedna to teraz mogiła, jeden kopiec olbrzymi, a że pod nim nie leży sława Rzeczypospolitej i kwiat rycerstwa, iksiążę wojewoda, i ja, i my wszyscy, których lwami zbaraskimi sami Kozacy nazywają  on to sprawił!To rzekłszy pan Zagłoba wskazał Skrzetuskiego. Jako żywo, tak jest!  wykrzyknęli Marek Sobieski i pan Przyjemski. Sława mu! cześć, dziękowanie!  poczęły wołać silne głosy rycerskie. Vivat Skrzetuski! Vivat młoda para!Niech żyje bohater!  wołano coraz silniej.Uniesienie ogarnęło wszystkich zebranych.Jedni biegli po kielichy, drudzy rzucali czapki w górę.%7łołnierzepoczęli dzwięczeć szablami  i wkrótce uczynił się jeden ogólny gromki okrzyk: Sława! sława! niech żyje! niech żyje!Skrzetuski jak prawdziwy rycerz chrześcijański spuścił pokornie głowę  ale kniaziówna wstała, strząsnęławarkocze, rumieńce biły jej na twarz, a z oczu strzelała duma, bo ten rycerz miał być jej mężem, a sława męża padana żonę jak światło słońca na ziemię.* * *Pózną już nocą rozjechali się zgromadzeni w dwie strony.Państwo Witowscy, pan Przyjemski i starostakrasnostawski pociągnęli z pułkami w stronę Toporowa, a Skrzetuski z kniaziówną i chorągwią Wołodyjowskiego do Tarnopola.Noc była tak pogodna jak i dzień.Roje gwiazd świeciły na niebie.Księżyc zeszedł i oświecił pokrytepajęczyną pola.%7łołnierze poczęli śpiewać; potem wstały białe opary z łąk i uczyniły z okolicy jakby jednoolbrzymie jezioro oświecone blaskiem księżyca.W taką to noc wychodził niegdyś Skrzetuski ze Zbaraża i w taką noc teraz czuł bicie serca Kurcewiczówny przyswoim. EPILOGLecz tragedia dziejowa nie zakończyła się ani pod Zbarażem, ani pod Zborowem, a nawet nie zakończył się tamjej akt pierwszy.W dwa lata pózniej zerwała się znów cała Kozaczyzna do boju z Rzecząpospolitą.WstałChmielnicki silniejszy niż kiedykolwiek, a z nim szedł chan wszystkich ord  i ciż sami wodze, którzy już podZbarażem stawali: więc dziki Tuhaj-bej i Urum-murza, i Artim-Girej, i Nuradyn, i Gałga, i Amurat, i Subagazi.Słupy pożarów, jęki ludzkie szły przed nimi  tysiące wojowników pokrywały pola, napełniały lasy, pół miliona ustwydawało okrzyki wojenne  i zdawało się ludziom, że przyszedł ostatni kres na Rzeczpospolitą.Lecz i Rzeczpospolita przebudziła się już z odrętwienia, zerwała z dawną polityką kanclerza, z układami, zpaktowaniem.Już było wiadomo, że tylko miecz dłuższy spokój zapewnić może, więc gdy król ruszył przeciwnieprzyjacielskiej powodzi, szło z nim sto tysięcy wojska i szlachty prócz mrowia ciurów i czeladzi.Nikogo nie brakło z osób wchodzących do niniejszego opowiadania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl