[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Właśnie!" - pomyślał, nieruchomiejąc nagle, całym ciałem przyległszy do zimnej i wilgotnej skały.Czuł, jak szkolenie Bene Gesserit przejmuje władzę nad jego świadomością, by rzucić ja­skrawe światło wizji na Sabihę i jej współtowarzyszy Wygnańców.Pradawna nauka Bene Gesserit była jednoznaczna: "Języki rozra­stają się, by wprowadzić specjalizację w sposobie życia.Każdą spe­cjalizację rozpoznać można przez słowa - przez założenia i strukturę zdań.Zważcie na luki w słownictwie: specjalizacje reprezentują ob­szary, w których życie zostaje powstrzymane, gdzie ruch ulega zaha­mowaniu i następuje zastój".Zobaczył Sabihę jako twórczynię wizji w całym tego słowa zna­czeniu i dowiedział się, że każdy człowiek ma identyczną moc.Dziewczyna odnosiła się lekceważąco do wizji powstałych w czasie trwania orgii przyprawowych.Budziły niepokój, więc rozmyślnie o nich zapomniano.Lud modlił się do Szej-huluda, ponieważ czerw dominował w wielu ich wizjach.Modlili się o rosę na skraju pusty­ni, bo wilgoć wpływała na sposób życia społeczeństwa.A przecież tarzali się w bogactwie przyprawy i zwabiali piaskopływaki do otwartych kanatów.Sabiha zmuszała go do przyszłowidczych wi­zji, ale w jej słowach wyczuwał pewne oznaki, iż opierała się na absolutach i szukała skończonych granic tylko dlatego, że nie mogła sobie poradzić z rygorami przerażających decyzji.Przylgnęła do monistycznej wizji wszechświata, scalając ją i odrzucając wszystkie inne, ponieważ bała się alternatyw.Dla odmiany Leto rozumiał zachodzące zmiany.Był membra­ną, odtwarzającą nieskończone wymiary, a ponieważ widział je, mógł podejmować przerażające decyzje."Tak robił kiedyś mój ojciec".- Zjedz to - powtórzyła Sabina rozdrażnionym głosem.Leto ujrzał skończony zarys wizji.Teraz widział, której nici mu­siał się trzymać."Ta skóra nie jest moją własną".Bosymi stopami stanął na sfilcowanym włóknie przyprawo­wym, wyczuwając pod palcami naniesiony piach.- Co chcesz zrobić? - zapytała z naciskiem Sabiha.- Tu jest złe powietrze.Wychodzę.- Nie możesz uciec - powiedziała.- W każdym wąwozie czyha czerw.Jeżeli przejdziesz przez kanat, wyczują cię po zapachu wo­dy.Uwięzione czerwie są bardzo agresywne.Poza tym.- w jej głosie zabrzmiał tryumf -.nie masz filtrfraka.- No to czym się przejmujesz? - zapytał, zastanawiając się, czy mógł już wywołać w niej właściwą reakcję.- Bo nie jadłeś.- A ty zostaniesz ukarana?- Tak!- Jestem dostatecznie przesiąknięty przyprawą - odparł.- Każ­da chwila wydaje mi się wizją.- Wskazał bosą stopą miskę.- Wylej to.Kto się dowie?- Obserwują nas - szepnęła.Potrząsnął głową, pozbywając się wizji.Czuł, jak nadchodzi no­wa wolność.Nie musiał zabijać Sabihy.Była pionkiem.Tańczyła w takt obcej muzyki, nie znając nawet kroków.Leto podszedł do grodzi i oparł o nią dłoń.- Kiedy Muriz przyjdzie - stwierdziła - będzie zły.- Muriz jest handlarzem pustką - przerwał Leto.- Moja ciotka go osuszyła."Pamięta, że raz już uciekłem - pomyślał.Wie, jak kruchą wła­dzę ma nade mną.Podświadomość ją ostrzega, ale nie usłucha podświadomości.Czerwie w ciasnych wąwozach i niemożność przeżycia w Tanzerouft bez filtrfraka to wystarczająco mocne ar­gumenty".- Muszę być sam na sam ze swoimi wizjami - wyjaśnił.- Zosta­niesz tutaj.- Dokąd pójdziesz?- Nad kanat.- W nocy wyroją się piaskopływaki.- Nie pogryzą mnie.- Czasami czerwie przychodzą prawie nad wodę - powiedziała.- Jeżeli przejdziesz przez kanat.- Urwała, starając się, by w jej słowach wyczuł ostrzeżenie.- Czy mógłbym schwytać czerwia bez haków? - zapytał, zasta­nawiając się, czy kiedy dziewczyna mu uwierzy, zdoła zachować choć część swych wizji.- Zjesz zaraz po powrocie? - zapytała, raz jeszcze mieszając bulion.- I na to przyjdzie czas - odparł, wiedząc, że Sabiha nie wykryje subtelnego tonu Głosu.- Przyjdzie Muriz i sprawdzi, czy miałeś wizję - ostrzegła.- Poradzę sobie z Murizem po swojemu - rzekł, zauważając, jak powolne i ociężałe stały się jej ruchy.W zachowaniu dziewczyny odzwierciedlał się naturalny charakter aktywności wszystkich Fremenów.Byli nadzwyczaj energiczni o świcie, ale z nadejściem nocy opanowywała ich często głęboka, letargiczna melancholia.Sabiha już teraz pragnęła zatonąć we śnie i marzeniach.Leto wyszedł na zewnątrz - sam.Wysoko migotały gwiazdy, a na ich tle książę dostrzegł bryłę otaczających go skał.Poszedł w stronę palm nad kanatem.Przez jakiś czas siedział przykucnięty na skraju wody, słuchając nieustannego świstu piasku w wąwozie za plecami.Sądząc po dźwięku, gdzieś w pobliżu krył się niewielki czerw.Leto pomyślał o schwytaniu go: łowcy otępiali zwierzęta mgłą wodną, stosując tradycyjny sposób ze starych przekazów.Ale ten czerw nie umrze na Diunie.Prawdopodobnie galeon Gildii przewiezie go do jakie­goś pełnego nadziei nabywcy na planetę, której pustynia okaże się zbyt wilgotna.Niewielu ludzi z innych światów uświadamiało so­bie stan absolutnej suchości, utrzymywanej na Arrakis przez pia­skopływaki.Utrzymywany.Albowiem nawet tu, do Tanzero­uft, wiatr przynosił wielokrotnie więcej wody, aniżeli zaznał jej jakikolwiek czerw, któremu udało się nie zginąć we fremeńskim zbiorniku.Usłyszał Sabihę krzątającą się w chacie.Była niespokojna, tra­wiły ją lęki zrodzone w podświadomości.Stara fremeńska maksy­ma mówiła: "Pocałunek w siczy wart jest dwóch w mieście".Tradycyjna sicz charakteryzowała się pomieszaniem dzikości z płochliwością.W Dżekaracie i Szulochu pozostały zaledwie ślady tej nieśmiałości.Żal go ogarnął na myśl, jak wiele Fremeni już utracili.Powoli, tak powoli, że Leto zagubił poczucie upływu czasu, do jego świadomości dotarł fakt obecności wokół wielu stworzeń.Piaskopływaki.Fremeni od pokoleń żyli w symbiozie z tym dziwnymi zwierzę­tami, wiedząc, że można je zwabić w zasięg ręki, poświęciwszy tro­chę wody na przynętę.Wielu umierających z pragnienia Fremenów wykorzystywało w ten właśnie sposób ostatnie krople wody, zmuszając piaskopływaka do wydzielenia słodkiego, zielonego sy­ropu, dającego niewielki energetyczny zysk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl