[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapelusik oddała wielbłądowi, \ebyzostawił ją w spokoju.Głowę nakryła gazowym szalem.Nagle, gdzieś na granicy jawy i snu, zabrzmiał glos, którywyraznie i ze smutkiem powiedział:  Nie zdą\ysz".Duszę Poliny Andriejewny przeszył ostry niepokój.Podró\-niczka otrząsnęła się.Senne otumanienie zniknęło bez śladu,umysł oprzytomniał. Chyba całkiem wyzbyłam się rozumu  powiedziała dosiebie Pelagia. Turystka się znalazła: kolej jej nie odpo-wiada! A dzień stracony na pró\no.Jaka\ niewybaczalna,wręcz karygodna głupota!"Trzeba się spieszyć.Ach, \eby ju\ szybciej była Jerozolima!Podniosła głowę, strząsnęła z rzęs resztki snu i w oddali, nawzgórzu, zobaczyła zawieszone w lekkiej mgiełce miasto.168 Niebiański GródOto ona, Jerozolima, zrozumiała Pelagia i uniosła się nasiedzeniu.Ręka podskoczyła jej do gardła, zupełnie jakbypodró\niczka bała się, \e straci oddech.Natychmiast poszły w zapomnienie i kurz, i upał, i tajem-niczy, nie wiadomo skąd płynący głos, który wyrwałpątniczkę z sennego odrętwienia.Salach wyjaśniał w dwóch językach, \e celowo zjechał zszosy, \eby pokazać Jerozolimę w całej krasie; Amerykaniecoś wrzeszczeli, konie strzygły uszami, wielbłąd kończyłprze\uwać kapelusik, a Pelagia jak zaczarowana patrzyła nadrgające niczym mira\ miasto.Z pamięci same wypłynęływersety z Objawienia świętego Jana Apostoła: A ja, Jan, widziałem święte miasto Jeruzalem nowe, zstę-pujące z nieba od Boga, zgotowane, jako oblubienicę ubranąmę\owi swemu (.) A miało mur wielki i wysoki; mającybram dwanaście, a na bramach dwanaście Aniołów (.) Afundamenty muru miasta, ozdobione wszelakim kamieniemdrogim.Pierwszy fundament Jaspis, wtóry Szafir, trzeciChalcedon, czwarty Szmaragd.Piąty Sardonyx, szóstySaryusz, siódmy Chrysolit, ósmy Beryllus, dziewiąty Topa-zyusz, dziesiąty Chrysopras, jedenasty Hiacynt, dwunastyAmethyst.A dwanaście bram są dwanaście pereł, ka\da zosobna, a ka\da brama była z jednej perły: a ulica miastazłoto czyste, jako szkło przezroczyste".W staro-cerkiewno-słowiańskim ostatnie zdanie brzmiało jeszcze piękniej: Istogny grada zlato czisto, jako stiekło prieswietło.Oto ono, najwa\niejsze miejsce na Ziemi.I dobrze, \edroga do niego jest tak trudna i ucią\liwa.Do tego widokutrzeba dotrzeć przez cierpienie, wszak światło jaśnieje mocnotylko dla oczu udręczonych ciemnością.Mniszka zeszła na ziemię, uklękła i wyrecytowała radosnypsalm:  Błogosław, duszo moja! Panu: i wszystko, co we mniejest, imieniowi świętemu jego", ale zakończyła modlitwę dziw-nie, nie wedle kanonu:  I poucz mnie, Panie, jak zrobić to, conale\y".Chantur ruszył na spotkanie Jerozolimy.Miasto począt-kowo zniknęło, zasłonięte przez najbli\sze wzgórza, a potem169 pojawiło się ponownie, ale ju\ bez śladu mgiełki i bez podo-bieństwa do grodu niebiańskiego.Ciągnęły się ponure ulice, zabudowane parterowymi i pię-trowymi domami.To nie był nawet Wschód, tylko jakaś za-padła Europa, i gdyby nie arabskie napisy na szyldach i fezyna głowach przechodniów, z łatwością mo\na byłoby sobiewyobrazić, \e jest się gdzieś w Galicji albo w Rumunii.Przed Bramą Jafską Starego Miasta Polina Andriejewnacałkowicie zwątpiła.Có\ to w istocie jest! Fiakry, bank CreditLyonnaise, francuska restauracja, a nawet  o zgrozo! kiosk z gazetami!Amerykańska para wysiadła przed hotelem  Lloyd", prze-kazawszy wielbłąda szwajcarowi w czerwonej liberii.Pani Li-sicyna została jedyną pasa\erką chantura. Czy świątynia Grobu Pańskiego jest tam?  zapytała zdr\eniem, wskazując na zębate mury. Tam, ale my tam nie jedziemy.Jak jesteś Rosjanka, totrzeba ci do Migrasz a-rusim, do rosyjskiej misji. Salachmachnął ręką gdzieś w lewo.Wóz pojechał wzdłu\ warownych murów i po kilku minu-tach podró\niczka znalazła się na niedu\ym placu, który jak-by za dotknięciem czarodziejskiej ró\d\ki przeniósł się tutajprosto z Moskwy.Wzrok mniszki, znękany górami i pusty-nią, objął z miłością kopuły prawosławnej świątyni, nieomyl-nie rosyjskie budynki urzędowe, tabliczki z napisami:  Pie-karnia",  Grzanie wody",  Jadalnia ludowa",  Pielgrzymidom gościnny dla kobiet",  Siedziba Sergiusza". Do widzenia pani  pokłonił się Salach, który przypo\egnaniu stał się bardzo uprzejmy; zapewne liczył na bak-szysz. Tutaj sami nasi, Rosjanie.Zechcesz na powrót Jaf-fo jechać albo gdzie indziej, idz Brama Damasceńska, pytajSalach.Tam wszyscy wiedzą.Bakszyszu Polina Andriejewna mu nie dala  nie zasłu-\ył, ale po\egnała się z nim przyjaznie.Kanciarz, to pewne,mimo wszystko jednak przywiózł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl