Pokrewne
- Strona Główna
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- Frank Cass Britain and Ballistic Missile 1942 2002
- Dikotter Frank Wielki głód
- Frank Herbert Dune 6 Chapterhouse Dune
- Frank Herbert Dune 5 Heretics of Dune
- Michael Judith ÂŚcieżki kłamstwa 01 ÂŚcieżki kłamstwa
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W
- Andre Norton Swiat Czarownic w pulapce
- Clancy Tom Suma wszystkich strachow t.1
- Aleksander Scibor Rylski Czlowiek z Zelaza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- opowiastki.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla obu mężczyzn jej zachowanie było jednoznaczne."Przestań, Lucillo" - rzekł kategorycznie Duncan.Tylko głos zdradzał, że jest wściekła:"Jak długo, według ciebie, mam jeszcze zwlekać z wykonaniem rozkazów?""Tak długo, aż wreszcie ty czy ktokolwiek inny powie mi, co.""Taraza chce od ciebie czegoś, o czym żadne z nas tutaj nie ma zielonego pojęcia!" - przerwała.Teg starał się załagodzić coraz bardziej wybuchową sytuację:"Proszę was.Czy nie wystarczy, że Duncan nadal doskonali swe umiejętności? Za parę dni zacznę regularnie patrolować okolicę.Będziemy mogli.""Mógłbyś przestać mi przeszkadzać, do jasnej cholery!" - warknęła Lucilla, obróciła się na pięcie i oddaliła dumnie.Teg widział w twarzy Duncana twarde jak granit zdecydowanie.Równocześnie we wnętrzu baszara zaczęła się budzić furia.Czuł, że ta przymusowa izolacja wywiera na niego trudną do zniesienia presję.Jego intelekt, ten fantastycznie czuły instrument mentata, był tu odcięty od psychicznego zgiełku, do którego dostrajał się na zewnątrz.Zdawało mu się, że gdyby tylko mógł uciszyć własny mózg, uspokoić go, wszystko stałoby się dla niego jasne.- Dlaczego wstrzymujesz oddech, baszarze?Głos Duncana przebił otaczający go chaos.Musiał zdobyć się na najwyższy wysiłek woli, żeby odzyskać panowanie nad oddechem.Emocje swoich dwojga współtowarzyszy odbierał jako przypływ i odpływ, odizolowane czasowo od wszelkich innych sił.Inne siły.Mentacka świadomość mogła okazać się idiotyczna w obecności innych sił, które przenikały wszechświat.Być może we wszechświecie żyli ludzie, których losy były zdeterminowane przez moc, jakiej ci nawet sobie nie wyobrażali.W obliczu takich sił on sam był słomką, rzuconą w kipiel wzburzonego nurtu.Kto mógłby pogrążyć się w takim zamęcie i wynurzyć się z niego bez szwanku?- Co może zrobić Lucilla, jeżeli nadal będę się jej opierał? - spytał Duncan.- Próbowała na tobie Głosu? - Tegowi zdawało się, że jego własny głos dobiega do niego z oddali.- Raz.- Oparłeś się? - Gdzieś we wnętrzu Tega zamigotała odległa iskierka zdziwienia- Nauczyłem się tego od samego Paula Muad'Diba.- Jest zdolna sparaliżować cię i.- Myślę, że jej rozkazy zabraniają użycia przemocy.- A co to jest przemoc, Duncanie?- Idę wziąć prysznic, baszarze.Idziesz ze mną?- Przyjdę za parę minut.Teg zaczerpnął głęboki oddech, czując, że jest na skraju omdlenia.To popołudnie na sali treningowej i to, co stało się później, wyczerpało go.Spojrzał za odchodzącym Duncanem.Gdzie jest Lucilla? Co planuje? Jak długo zechce jeszcze czekać? To było najistotniejsze pytanie, które podkreślało ich szczególne wyobcowanie z Czasu we wnętrzu pozaprzestrzennej kuli.Znów poczuł przypływ i odpływ, który kołysał życiem ich trojga."Muszę porozmawiać z Lucillą - pomyślał.- Dokąd ona poszła? Do biblioteki? Nie! Jest jeszcze coś, co muszę zrobić najpierw."Lucilla siedziała w pokoju, który wybrała dla siebie.Było to niewielkie pomieszczenie z niszą w ścianie, mieszczącą bogato zdobione łoże.Rozmaite znaki mówiły jej, że niegdyś była to komnata ulubionej harkonneńskiej metresy.Tkaniny utrzymane były w pastelowym błękicie z ciemniejszymi akcentami.Oprócz rzeźb zdobiących łoże, alkowę i sufit - tu Lucilla omiotła wzrokiem pomieszczenie - oraz każdy przenośny mebel, wszystko inne dało się usunąć ze świadomości, kiedy tylko chciała tutaj odpocząć.Lucilla położyła się na wznak na łóżku i przymknęła oczy, żeby nie patrzeć na wyuzdane ludzkie postacie na suficie alkowy."Trzeba będzie coś zrobić z Tegiem."Musiała działać tak, by nie obrazić Tarazy i nie osłabić gholi.Pod wieloma względami Teg w ogóle stanowił osobny problem, zwłaszcza że jego procesy myślowe mogły sięgać do głębszych źródeł, podobnych tym, z których korzystały Bene Gesserit."To przez tę Wielebną Matkę, która go urodziła!"Coś przenikało z takiej matki do takiego dziecka.Proces rozpoczynał się w łonie i nie kończył się nawet wtedy, gdy byli już ostatecznie rozdzieleni.Teg nie przeszedł owego niszczącego przeobrażenia, które zmieniało człowieka w potwora.Nie, to nie to.Ale miał w sobie rzeczywistą i trudną do określenia moc.Zrodzeni z Wielebnych Matek uczyli się rzeczy niemożliwych.Teg dokładnie znał poglądy Lucilli na miłość we wszystkich jej przejawach.Wyczytała to z jego twarzy wtedy, w jego pokoju w Twierdzy:"Wyrachowana wiedźma!"Równie dobrze mógł powiedzieć to głośno.Zapamiętała, jak kusiła go łaskawym, władczym uśmieszkiem.To był błąd.Ta metoda poniżała ich oboje.Przy okazji takich rozmyślań odkrywała w sobie tajoną sympatię dla Tega.Mimo starannego wychowania Bene Gesserit w jej zbroi były szczeliny.Nauczycielki wiele razy ostrzegały ją przed tym:"Aby móc wzbudzać prawdziwą miłość, sama musisz ją odczuć, ale tylko przez chwilę.I raz wystarczy!"Stosunek Tega do gholi Idaho był czytelny.Młody podopieczny zarówno pociągał go, jak i odstręczał."Podobnie jak mnie" - pomyślała.Może błędem było, że jednak nie uwiodła Tega.Jej edukacja seksualna kładła nacisk na to, by czerpała ze stosunków siłę, a nie traciła ją.Instruktorki podsuwały jej analizy i porównania historyczne, często zapisane w Innych Wspomnieniach Wielebnych Matek.Skupiła myśli na emanującej z Tega męskości.W takich chwilach czuła swoją kobiecą reakcję.Jej pobudzone ciało pragnęło, by był blisko niej, gotowe na ów tajemniczy moment.W świadomość Lucilli cienką strużką wsączyło się rozbawienie.Nie: "orgazm".Żadnych naukowych określeń! Typowy żargon Bene Gesserit: "tajemniczy moment", specjalność Imprinterek.Samo pojęcie wyłaniało się z wiekowej tradycji Bene Gesserit.Nauczono ją głębokiej wiary w dwoistość: istniała wiedza naukowa, w oparciu o którą układały swe plany genetyczki, ale równocześnie istniał ten tajemny moment, który podważał wszelką wiedzę.Historia zakonu i prowadzone przez niego badania dowodziły, że instynkt rozrodczy jest nierozerwalnie zrośnięty z psychiką.Nie można go usunąć, nie niszcząc gatunku.Siatka asekuracyjna.Lucilla zebrała wokół siebie całą energię seksualną tak, jak potrafiły to robić tylko Imprinterki.Powoli skoncentrowała myśli na Duncanie.Teraz na pewno jest pod prysznicem i duma o wieczornych zajęciach ze swoją Wielebną - nauczycielką."Zaraz pójdę do mojego ucznia - postanowiła.- To ważna lekcja, której się musi nauczyć, jeśli ma być w pełni przygotowany na Rakis."Takie było polecenie Tarazy.Teraz już myślała tylko o Duncanie.Nieomal widziała go nagiego pod prysznicem.Jak mało pojmował z tego, czego można się nauczyć!Duncan siedział samotnie w przebieralni przyległych do sali treningowej natrysków.Pogrążony był w głębokim smutku, na nowo rozdrapującym stare rany, których nigdy nie zaznało to młode ciało.Są rzeczy, które w ogóle się nie zmieniają! Zakon żeński nadal uprawia swoje stare, stareńkie gierki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Dla obu mężczyzn jej zachowanie było jednoznaczne."Przestań, Lucillo" - rzekł kategorycznie Duncan.Tylko głos zdradzał, że jest wściekła:"Jak długo, według ciebie, mam jeszcze zwlekać z wykonaniem rozkazów?""Tak długo, aż wreszcie ty czy ktokolwiek inny powie mi, co.""Taraza chce od ciebie czegoś, o czym żadne z nas tutaj nie ma zielonego pojęcia!" - przerwała.Teg starał się załagodzić coraz bardziej wybuchową sytuację:"Proszę was.Czy nie wystarczy, że Duncan nadal doskonali swe umiejętności? Za parę dni zacznę regularnie patrolować okolicę.Będziemy mogli.""Mógłbyś przestać mi przeszkadzać, do jasnej cholery!" - warknęła Lucilla, obróciła się na pięcie i oddaliła dumnie.Teg widział w twarzy Duncana twarde jak granit zdecydowanie.Równocześnie we wnętrzu baszara zaczęła się budzić furia.Czuł, że ta przymusowa izolacja wywiera na niego trudną do zniesienia presję.Jego intelekt, ten fantastycznie czuły instrument mentata, był tu odcięty od psychicznego zgiełku, do którego dostrajał się na zewnątrz.Zdawało mu się, że gdyby tylko mógł uciszyć własny mózg, uspokoić go, wszystko stałoby się dla niego jasne.- Dlaczego wstrzymujesz oddech, baszarze?Głos Duncana przebił otaczający go chaos.Musiał zdobyć się na najwyższy wysiłek woli, żeby odzyskać panowanie nad oddechem.Emocje swoich dwojga współtowarzyszy odbierał jako przypływ i odpływ, odizolowane czasowo od wszelkich innych sił.Inne siły.Mentacka świadomość mogła okazać się idiotyczna w obecności innych sił, które przenikały wszechświat.Być może we wszechświecie żyli ludzie, których losy były zdeterminowane przez moc, jakiej ci nawet sobie nie wyobrażali.W obliczu takich sił on sam był słomką, rzuconą w kipiel wzburzonego nurtu.Kto mógłby pogrążyć się w takim zamęcie i wynurzyć się z niego bez szwanku?- Co może zrobić Lucilla, jeżeli nadal będę się jej opierał? - spytał Duncan.- Próbowała na tobie Głosu? - Tegowi zdawało się, że jego własny głos dobiega do niego z oddali.- Raz.- Oparłeś się? - Gdzieś we wnętrzu Tega zamigotała odległa iskierka zdziwienia- Nauczyłem się tego od samego Paula Muad'Diba.- Jest zdolna sparaliżować cię i.- Myślę, że jej rozkazy zabraniają użycia przemocy.- A co to jest przemoc, Duncanie?- Idę wziąć prysznic, baszarze.Idziesz ze mną?- Przyjdę za parę minut.Teg zaczerpnął głęboki oddech, czując, że jest na skraju omdlenia.To popołudnie na sali treningowej i to, co stało się później, wyczerpało go.Spojrzał za odchodzącym Duncanem.Gdzie jest Lucilla? Co planuje? Jak długo zechce jeszcze czekać? To było najistotniejsze pytanie, które podkreślało ich szczególne wyobcowanie z Czasu we wnętrzu pozaprzestrzennej kuli.Znów poczuł przypływ i odpływ, który kołysał życiem ich trojga."Muszę porozmawiać z Lucillą - pomyślał.- Dokąd ona poszła? Do biblioteki? Nie! Jest jeszcze coś, co muszę zrobić najpierw."Lucilla siedziała w pokoju, który wybrała dla siebie.Było to niewielkie pomieszczenie z niszą w ścianie, mieszczącą bogato zdobione łoże.Rozmaite znaki mówiły jej, że niegdyś była to komnata ulubionej harkonneńskiej metresy.Tkaniny utrzymane były w pastelowym błękicie z ciemniejszymi akcentami.Oprócz rzeźb zdobiących łoże, alkowę i sufit - tu Lucilla omiotła wzrokiem pomieszczenie - oraz każdy przenośny mebel, wszystko inne dało się usunąć ze świadomości, kiedy tylko chciała tutaj odpocząć.Lucilla położyła się na wznak na łóżku i przymknęła oczy, żeby nie patrzeć na wyuzdane ludzkie postacie na suficie alkowy."Trzeba będzie coś zrobić z Tegiem."Musiała działać tak, by nie obrazić Tarazy i nie osłabić gholi.Pod wieloma względami Teg w ogóle stanowił osobny problem, zwłaszcza że jego procesy myślowe mogły sięgać do głębszych źródeł, podobnych tym, z których korzystały Bene Gesserit."To przez tę Wielebną Matkę, która go urodziła!"Coś przenikało z takiej matki do takiego dziecka.Proces rozpoczynał się w łonie i nie kończył się nawet wtedy, gdy byli już ostatecznie rozdzieleni.Teg nie przeszedł owego niszczącego przeobrażenia, które zmieniało człowieka w potwora.Nie, to nie to.Ale miał w sobie rzeczywistą i trudną do określenia moc.Zrodzeni z Wielebnych Matek uczyli się rzeczy niemożliwych.Teg dokładnie znał poglądy Lucilli na miłość we wszystkich jej przejawach.Wyczytała to z jego twarzy wtedy, w jego pokoju w Twierdzy:"Wyrachowana wiedźma!"Równie dobrze mógł powiedzieć to głośno.Zapamiętała, jak kusiła go łaskawym, władczym uśmieszkiem.To był błąd.Ta metoda poniżała ich oboje.Przy okazji takich rozmyślań odkrywała w sobie tajoną sympatię dla Tega.Mimo starannego wychowania Bene Gesserit w jej zbroi były szczeliny.Nauczycielki wiele razy ostrzegały ją przed tym:"Aby móc wzbudzać prawdziwą miłość, sama musisz ją odczuć, ale tylko przez chwilę.I raz wystarczy!"Stosunek Tega do gholi Idaho był czytelny.Młody podopieczny zarówno pociągał go, jak i odstręczał."Podobnie jak mnie" - pomyślała.Może błędem było, że jednak nie uwiodła Tega.Jej edukacja seksualna kładła nacisk na to, by czerpała ze stosunków siłę, a nie traciła ją.Instruktorki podsuwały jej analizy i porównania historyczne, często zapisane w Innych Wspomnieniach Wielebnych Matek.Skupiła myśli na emanującej z Tega męskości.W takich chwilach czuła swoją kobiecą reakcję.Jej pobudzone ciało pragnęło, by był blisko niej, gotowe na ów tajemniczy moment.W świadomość Lucilli cienką strużką wsączyło się rozbawienie.Nie: "orgazm".Żadnych naukowych określeń! Typowy żargon Bene Gesserit: "tajemniczy moment", specjalność Imprinterek.Samo pojęcie wyłaniało się z wiekowej tradycji Bene Gesserit.Nauczono ją głębokiej wiary w dwoistość: istniała wiedza naukowa, w oparciu o którą układały swe plany genetyczki, ale równocześnie istniał ten tajemny moment, który podważał wszelką wiedzę.Historia zakonu i prowadzone przez niego badania dowodziły, że instynkt rozrodczy jest nierozerwalnie zrośnięty z psychiką.Nie można go usunąć, nie niszcząc gatunku.Siatka asekuracyjna.Lucilla zebrała wokół siebie całą energię seksualną tak, jak potrafiły to robić tylko Imprinterki.Powoli skoncentrowała myśli na Duncanie.Teraz na pewno jest pod prysznicem i duma o wieczornych zajęciach ze swoją Wielebną - nauczycielką."Zaraz pójdę do mojego ucznia - postanowiła.- To ważna lekcja, której się musi nauczyć, jeśli ma być w pełni przygotowany na Rakis."Takie było polecenie Tarazy.Teraz już myślała tylko o Duncanie.Nieomal widziała go nagiego pod prysznicem.Jak mało pojmował z tego, czego można się nauczyć!Duncan siedział samotnie w przebieralni przyległych do sali treningowej natrysków.Pogrążony był w głębokim smutku, na nowo rozdrapującym stare rany, których nigdy nie zaznało to młode ciało.Są rzeczy, które w ogóle się nie zmieniają! Zakon żeński nadal uprawia swoje stare, stareńkie gierki [ Pobierz całość w formacie PDF ]