[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odruchowo sięgnął po papierosa.Zapalił i chciwie za­ciągnął się.- Już kopcisz! - upomniała go Aniołek.- Zaraz zabio­rę i schowam te papierosy.Aniołek uczyniła krok do przodu z nieodpartym zamia­rem uczynienia tego, ale Niuniek okazał się szybszy.Chwy­cił paczkę leżącą przed nim na stole i schował do kieszeni.- Włóż przynajmniej do cygarniczki tego papierosa i przestań mi grać na nerwach - ostrzegła go.Usłuchał.Osadził papierosa w srebrnej cygarniczce.- Palisz jak wariat.Jednego po drugim.- Przestań gderać i idź do kuchni.Tam twoje miejsce.- Popatrz na siebie! Jak ty wyglądasz! Stary dziad się z ciebie zrobił, zupełnie nie dbasz o siebie.Zobaczysz! Nie­długo wywiozą cię bramą gospodarczą z kartką u nogi.Prze­konasz się, ale będzie już za późno.- Raz kozie śmierć!- To zdychaj, tylko mnie przy sobie nie męcz - roz­złoszczona do ostateczności zniknęła w kuchni, a po kilku minutach postawiła przed Niuńkiem na stole talerz z gorą­cym jedzeniem.Obok położyła łyżkę i powiedziała:- Jedz! -A ty?- O mnie się nie martw.Ja sobie radę dam.- Jak w tej piosence.- Jestem już wykończona, ledwie dyszę.Przyprawy są już w środku.- Ja, Aniołku, mam inne podniebienie.Podaj mi sól i pieprz.- Jedz takie, jakie jest.Próbowałam.Siorbnął wrzątku z talerza.Skrzywił się.Z obrzydze­niem patrząc na talerz, powtórzył swą prośbę.Wbrew sobie, z pogardliwym uśmiechem, spełniła jego życzenie.Postawiła przed nim pieprz i sól.Niuniek, chcąc jej dokuczyć, przesolił i przepieprzył potrawę.Zamieszał łyżką w talerzu i zabrał się do jedzenia.-I jak ci smakuje? - spytała złośliwie.Pokiwał głową z uznaniem.- Może być, da się zjeść.Chcesz spróbować? - swą propozycją załamał Aniołka.- Głupi! - usłyszał w odpowiedzi.-Jesteś mój i ja za ciebie będę decydowała.Będę robiła to, na co będę miała ochotę.W pozornym zdenerwowaniu położył łyżkę na talerz i odsunął go na środek stołu.- Nie będę jadł! - krzyknął prawie.- Ciągle wypro­wadzasz mnie z równowagi! I jak tu żyć z tobą pod jed­nym dachem.- To wyprowadź się! Idź, dokąd cię oczy poniosą, do­staniesz jeszcze ode mnie błogosławieństwo na drogę.- Łatwo powiedzieć: idź sobie! Rozbijemy mieszka­nie, to sobie pójdę choćby jutro.Aniołek przyniosła dla siebie z kuchni talerz zjedze­niem.Usiadła naprzeciw Niuńka, który sięgnął po nowego papierosa.Zapalił go i zamyślił się.Jedząc spytała go:- Nad czym tak dumasz?Zanim odpowiedział na pytanie, przyjrzał się jej chwilę, zaciągnął się, odetchnął z ulgą, jakby zrzucił z sumienia jakiś ogromny ciężar.- Myślę o tobie, sobie i ludziach.Czasami nie mogę pojąć, jak to się stało, że akurat mnie przytrafiłaś się na żonę.A było i jest tylu innych facetów na świecie.Atrak­cyjnych, ustawionych, z samochodami, badylarzy, „cinkciarzy".Rozmaitych dyrektorów z willami.- Ale ja ciebie kocham - powiedziała.Aniołek, podobnie jak przed chwilą Niuniek, przesta­ła jeść.Łokciami wparła się w blat stołu, na splecionych dłoniach oparła podbródek i wpatrzyła się w Niuńka.- Kocham cię, wariacie - powtórzyła - inna na moim miejscu dawno wypięłaby się na ciebie.- Powinnaś to zrobić.- Ja nogi za próg, a ty wziąłbyś sobie drugą!- Oooo nie! - zawołał Niuniek.- Beze mnie zginąłbyś jak pies Pluto.Ja ci to mówię.- Do końca życia nie związałbym się już z żadną ko­bietą.Umiem gotować równie dobrze jak ty albo jeszcze lepiej, posprzątać po sobie też potrafię, przeprać.Więc do czego potrzebna mi jest kobieta? Po to tylko, żeby się z nią wiecznie kłócić? Rozumiem ludzi, którzy powiązani są ze sobą miotem.Wówczas facet jest rzeczywiście bez wyjścia i kobieta może robić z nim, co jej się podoba.- Głupi jesteś - podsumowała jego wywód.- A co do ludzi - przerwał jej Niuniek - to kiedy zja­wią się Gańkowie, miej ich na oku.Ukradkiem patrz im na ręce.Nie znamy ich na tyle, żeby im bezgranicznie ufać.Ludzie są rozmaici.Jednemu nagle spodoba się to, drugie­mu co innego.Wystarczy chwila nieuwagi.Ty pilnuj ją, a ja będę czuwał nad resztą.- Że też ja, cholera, zawsze pozwolę zrobić ci coś ta­kiego.- warknęła Aniołek.- Drogi Aniołku - zaczął Niuniek z perswazją.-Jeże­li zależy ci na urlopie spędzonym na wsi, to inaczej nie możemy postąpić.Musimy ich przyjąć jak najlepiej.Ba! Szczególnie ty powinnaś pokazać się z jak najlepszej stro­ny.Znasz tę zasadę: „Jak cię widzą, tak cię piszą."- Nie martw się! Już ja ich przyjmę odpowiednio -zapewniła Aniołek takim głosem, że Niuniek spojrzał na nią z niepokojem.- Ty mi nie zrób jakiegoś głupstwa.Gańkowie to lu­dzie wsiowi, w prostej linii od naszego praszczura Piasta Kołodzieja.Dla nich przeżycie jednego dnia w miliono­wej aglomeracji, to nie w kij dmuchał.- Jesteś jak dziecko, nie znasz ludzi.- Dałbym głowę za to, że do tego przyjazdu przygoto­wywali się kilka dni.- Tak Bogiem, a prawdą, to nie rozumiem - odezwała się w zamyśleniu Aniołek - po jaką cholerę oni tu przy­jeżdżają.Taki świat drogi tłuc się autobusem, pociągiem.Powinni siedzieć w siole i wąchać maciejkę.Czy oni nie rozumieją, że tym swoim przyjazdem nikomu nie robią przy­jemności, a wręcz przeciwnie?- Może przyjeżdżają po zakupy, a może chcą iść ra­zem do teatru? Wszystko jest możliwe.To nic, że Gankowie są ludźmi wsiowymi, ale swoje życie wewnętrzne też mają.Aniołek obrzuciła męża lekceważącym spojrzeniem, zebrała talerze ze stołu i przeszła do kuchni.Niuniek wykorzystał nieobecność żony.Jak tylko mógł najciszej podniósł się od stołu, podszedł do bieliźniarki i wy­jął z niej po jednej sztuce bielizny pościelowej, wyciągnął koszulę ze spodni, opasał się bielizną i na powrót wkasał koszulę w spodnie, dopiął mocniej paska, a potem znowu usiadł na swoim miejscu.Siedząc przy stole, z nieodłącznym papierosem osa­dzonym w srebrnej cygarniczce, słyszał kroki żony w przed­pokoju, skrzyp otwieranych drzwi szafy.Aniołek po raz drugi jakby zapomniała o obecności męża i zaczęła pod­śpiewywać znany sprzed lat szlagier: „Przeleć mnie".Aniołek stanęła w drzwiach pokoju z sukienką, którą zamierzała włożyć na siebie.- W tej mi będzie dobrze? - spytała.Niuniek popatrzył na żonę, a potem powiedział z uzna­niem:- Co byś nie założyła na siebie, to i tak będziesz wy­glądała jak.- Nie chciałabym wyglądać gorzej od Gankowej.- Lepiej od ciebie z pewnością nie będzie wyglądała.Masz tych szmat pełno w szafie, jest w czym wybierać.Nie to co ja.Jedno przedwojenne ubranie nabyte na ciuchachza psi grosz od handlarza starzyzną, w którym chodzę w świątek i piątek, na przyjęcia oficjalne i święta państwowe.- Nie narzekaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl