[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdaje mi się także, że od tego dnia Swaffer zaczął mu płacić stałąpensję.Nie mogę opowiadać jego historii krok za krokiem.Obciął sobie włosy; widywano go wewsi i na drodze, krzątającego się przy robocie jak wszyscy ludzie.Dzieci przestały za nimwołać.Z czasem zdał sobie sprawę z różnic społecznych, ale przez długi czas dziwiło go na-gie ubóstwo kościołów wśród takiego bogactwa.Nie mógł także zrozumieć, dlaczego ko-ścioły w powszedni dzień są zamknięte.Nie ma tam przecież nic do ukradzenia.Czy chodzi oto, żeby ludzie za często się nie modlili? Probostwo bardzo się interesowało rozbitkiem wtych czasach i zdaje mi się, że młode panie z plebanii starały się przygotować grunt dla jegonawrócenia.Nie mogły go jednak odzwyczaić od żegnania się znakiem krzyża, choć posunąłsię do tego, że zdjął z szyi tasiemkę z paru miedzianymi medalikami wielkości sześciopen-sówki, malutkim metalowym krzyżykiem i czymś w rodzaju czworokątnego szkaplerza.Po-wiesił to wszystko na ścianie obok łóżka i co wieczór słyszano, jak odmawia Ojcze nasz nie-zrozumiałymi słowami, powolnym, żarliwym tonem, jak to robił jego ojciec staruszek, klę-cząc na czele wszystkich członków rodziny, dorosłych i dzieci, każdego wieczoru w życiu.Choć nosił teraz przy robocie welwetowe spodnie, a w niedzielę ciemnopopielate tandetneubranie, nieznajomi spotykający go na drodze oglądali się za nim.Jego cudzoziemskość miałaszczególne i niezatarte piętno.W końcu ludzie oswoili się z jego widokiem.Z nim jednak nieoswoili się nigdy.Szybki, sprężysty krok, smagła cera, kapelusz zsunięty na lewe ucho, zwy-czaj noszenia podczas ciepłych wieczorów kurtki zarzuconej na jedno ramię, na kształt huzar-skiego dolmana; sposób, w jaki skakał przez kładki, nie dla popisywania się zręcznością, alepo prostu, aby posuwać się naprzód %wszystkie te dziwactwa ściągały nań pogardę i byłykamieniem obrazy dla mieszkańców wsi.Oni nie leżeliby w trawie w obiadowej porze, wy-ciągnięci na wznak i zapatrzeni w niebo.Nie wałęsali się również po polach, wykrzykującponure melodie.Ileż razy słyszałem jego wysoki głos zza grzbietu jakiegoś pochyłego pastwi-ska, lekki i bijący w górę jak u skowronka % głos o rzewnym ludzkim brzmieniu % nad na-szymi polami, które słyszą tylko śpiew ptaków.I sam bywałem wstrząśnięty.Ach! Niepo-dobny był do nikogo; serce miał niewinne, pełne dobrej woli, której nie potrzebował nikt, i %jakby go przeniesiono na inną planetę % był oddzielony niezmierną przestrzenią od swej prze-szłości i zupełną niewiedzą od przyszłości.Jego szybki, żarliwy sposób mówienia po prostukażdego raził. Podnietliwy diabeł % mówiono o nim.Pewnego wieczoru w oberży  PodCzwórką Koni napił się trochę whisky i wyprowadził wszystkich z równowagi śpiewaniemjakiejś pieśni miłosnej ze swego kraju.Zakrzyczeli go, i to mu sprawiło przykrość; ale cóż,kiedy kulawy kołodziej Preble i tłusty kowal Vincent, a także i inne znakomitości, chcielipopijać wieczorne piwo w spokoju.Innym znów razem usiłował pokazać im, jak się tańczy.Kurz wznosił się kłębami z posypanej piaskiem podłogi, a on wyskakiwał prosto w góręwśród drewnianych stołów, uderzał obcasem o obcas, kucał przed starym Preblem, wyrzuca-jąc nogi na zmianę przed siebie, wydawał dzikie i radosne okrzyki, zrywał się znów i wirował62 na jednej nodze, strzelając z palców nad głową, tak że jakiś obcy woznica, który popijał sobiecoś w oberży, zaczął kląć i wyniósł się do baru, trzymając w ręce swój półkwaterek.Ale gdyprzybłęda wskoczył nagle na stół i tańczył w dalszym ciągu wśród szklanek, oberżysta siętemu sprzeciwił.Nie potrzebował żadnych  cyrkowych sztuk w swojej gospodzie.Obezwład-nili go.Cudzoziemiec pana Swaffera był już po paru kieliszkach i usiłował protestować; zo-stał wyrzucony przemocą, podbito mu oko.Zdaje mi się, że odczuwał wrogość swego otoczenia.Ale był twardy zarówno na ciele, jaki na duchu.Tylko wspomnienie morza przejmowało go strachem % tą nieokreśloną grozą,którą zostawia po sobie zły sen.Jego rodzinny dom był daleko, do Ameryki już mu się jechaćnie chciało.Tłumaczyłem mu często, że nie ma takiego miejsca na świecie, gdzie by możnaznalezć złoto leżące na ziemi i zbierać, po prostu schyliwszy się po nie.Więc jakżeby mógłwracać do domu z pustymi rękoma, pytał, kiedy tam sprzedali krowę, dwa kuce i kawał ziemi,żeby zapłacić za jego podróż? Oczy napełniały mu się łzami; odwracał wzrok od olbrzymie-go, iskrzącego się morza i rzucał się twarzą na trawę.Ale czasem ze zwycięską miną prze-krzywiał zawadiacko kapelusz na głowie i lekceważył sobie moją mądrość.Znalazł swą grud-kę szczerego złota.Było to serce Amy Foster  złote serce, czułe na ludzką biedę , mawiałtonem niewzruszonego przekonania.Nazywał się Janko.Wyjaśnił nam, że to znaczy mały John; a ponieważ powtarzał bardzoczęsto, że jest mieszkańcem gór, używając przy tym słowa brzmiącego w jego języku coś jak góral , więc też dostał to słowo za przydomek.Jedyny to po nim ślad, który następne wiekimogą odnalezć w spisie małżeństw parafii.Stoi tam Janko Góral wypisane ręką proboszcza.Koślawy krzyżyk, postawiony przez rozbitka, krzyżyk, którego nakreślenie wydało mu się zpewnością najbardziej uroczystą chwilą z całej ceremonii, oto wszystko, co pozostało, abyuwiecznić pamięć jego imienia.Konkury trwały przez jakiś czas, począwszy od chwili, gdy zdobył niepewny punkt oparciaw naszym społeczeństwie.Zaczęło się od tego, że kupił w Darnford dla Amy Foster zielonąjedwabną wstążkę.Taki był zwyczaj w jego ojczyznie.Kupowało się wstążkę w żydowskimkramie w dzień świąteczny.Nie sądzę, aby dziewczyna wiedziała, co ma z tym począć, aleJanko zdawał się myśleć, że jego uczciwe intencje muszą być oczywiste.Dopiero kiedy ujawnił swój zamiar ożenienia się, zrozumiałem w pełni, jak dalece był %jak tu powiedzieć? % wstrętny dla całej okolicy z tysiąca błahych i nieuchwytnych powodów.Pogłoska o jego małżeństwie wzburzyła wszystkie stare baby we wsi.Smith, natknąwszy sięna niego w pobliżu farmy, obiecał, że mu łeb rozwali, jeśli go znowu tam spotka.Ale Jankopodkręcił czarnego wąsika tak wojowniczo, a jego wielkie czarne oczy zmierzyły Smitha takgroznym spojrzeniem, że się skończyło na niczym.Smith powiedział jednak dziewczynie, żechyba straciła rozum, żeby się wiązać z człowiekiem, który z pewnością ma zle w głowie.Mimo to, gdy rozległ się o zmierzchu głos Janka, gwiżdżący za sadem nuty dziwacznej i po-nurej melodii, Amy rzucała, cokolwiek jej się zdarzyło mieć w ręku, odchodziła od paniSmith w połowie zdania i biegła na jego wezwanie.Pani Smith wymyślała jej od bezwstyd-nych dziewek.Amy nic nie odpowiadała.W ogóle nie mówiła nic do nikogo i robiła swoje,jak gdyby była głucha.Zdaje mi się, że tylko ona i ja na całą okolicę umieliśmy ocenić istotnąpiękność Janka.Był bardzo przystojny, miał obejście pełne niezmiernego wdzięku i coś dzi-kiego w wyglądzie, jakby był leśnym stworzeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl