[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A gdybymteż je przyjęła? Tobyś pani uczyniła najszczęśliwszym człowieka, który od kilku dni nie ma snu i spo-koju  rzekł pan Michał z ożywioną twarzą. A gdyby się pokazało  rzekła znowu  żem tych ofiar niegodna? O! To być nie może  odpowiedział pan Michał. Ręczy mi za to pani twarz, mundur jejojca i ta gorąca modlitwa, którąś dziś posyłała do nieba. Dziękuję panu za to o mnie mniemanie  rzekła z wyrazem, który twarz jej zrobił dziw-nie piękną, wyciągnęła do niego drobną rączkę, tak że pan Michał mógł ścisnąć delikatne41 paluszki.Potem dodała, spuszczając oczy:  Nie odrzucam znajomości zacnego człowieka,jakim mi się pan wydajesz.Ale przyjmieszże jeden warunek? Każdy, choćby najcięższy  rzekł pan Michał. Dziś  rzekła z uśmiechem  musiałam przed panem uciekać.Nie rób mi pan nigdy tejprzykrości.Nie staraj się poznać naszego mieszkania ani mojego nazwiska.Czy zgoda? Wykonam święcie ten rozkaz pani, chociaż nie taję, ile mnie to będzie kosztować.Alegdzież i kiedy będę mógł panią widzieć? Jeżeli pani nie odrzucasz mojej znajomości, to zna-czy, że pozwalasz, abym cię kochał, abym ci to mówił.Nie jestem młodzik, nie jestem trzpiotniestały i zmienny.Zanadto serio patrzę na świat i brzydzę się wszelką płochością.Kłamliwei zimne grzeczności, które się mówi kobietom bez myśli lub w celu występnym, nie skalałydotąd ust moich.Pani pierwsza opanowałaś moje serce, a uczucia moje muszą być głębokie isilne, kiedy przy pierwszej zręczności odważyłem się je wyrazić.Daj się pani ubłagać.Przez cały ten czas patrzyła mu w oczy z uwagą i zajęciem.Po chwili dodała: O! Jaką mi pan boleść sprawiasz. Moim szczerym wyznaniem?  rzekł pan Michał. O! Nie  odpowiedziała prędko swoją prośbą. Umilkła, lecz postrzegłszy, że twarzpana Michała pobladła na te jej słowa, dodała ciszej:  We wtorek i w piątek o godzinie jede-nastej będę tu zawsze.A teraz idz pan; jak pan mnie lepiej poznasz, może nie będziesz miałochoty zabierać znajomości z moim ojcem, który się przybliża. Wracasz mi pani życie i spokój. Powstał, spojrzał raz jeszcze na tę twarz, której się niemógł napatrzeć, i poszedł.Gdy powracał do domu, był szczęśliwy i smutny razem.Jakieś wątpliwości zaczęły po-wstawać w jego sercu, jak lekkie mgły zaciemniające horyzont; lecz wkrótce śliczna twarz jejwynurzała się jak słońce i rozpędzała je zupełnie.Myślał dużo i o tym spotkaniu, i o swojej znią rozmowie, a rezultat tych myśli był zawsze korzystny dla Maryni; kontent był, że na jegootwartość i szczerość odpowiedziała otwartością i szczerością, że nie udawała niewiniątka idowiodła rozumu, poznawszy z jego twarzy i słów, że mówił serio i był przeniknionym.Za-kłopotała go cokolwiek obietnica przyjścia do ogrodu; lecz gdy przypomniał sobie, jak sięprzeraził jej odmówieniem, jak zapewne musiał poblednąć i zmięszać się, widział w tym jejprzyrzeczeniu dowód jej dobrego serca i litości nad swoim stanem.Jeden tylko szkopuł, októry okręt niosący piękne nadzieje pana Michała zadzierał się cokolwiek mocniej, to jest,dlaczego nie chciała mu pozwolić poznać się z ojcem i uczęszczać do ich domu.Wszakże podługim biedzeniu się i to zagadnienie rozwiązał.,,Muszą być bardzo biedni  pomyślał  iwstydzą się swego ubóstwa.Uradowany tym wynalazkiem, jak Archimedes, uspokoił siępan Michał i z biciem serca wyglądał wtorku.We wtorek o pół do pierwszej wracał z ogrodu, szedł krokiem śmiałym i pewnym, kape-lusz niósł w ręku, nie uważając, że słońce piekło jak ogniem.Piątek jeszcze mu więcej dałwesołości i dobrego humoru.Takim sposobem od wtorku do piątku, od piątku do wtorku,szczęście pana Michała podniosło się do wysokich potęg.A przecież nic szczególnego niezaszło.Chodzili z sobą po tej ulicy lub siedzieli na tej ławeczce, ale zawsze z daleka, z usza-nowaniem.Pan Michał nie śmiał się przysunąć, wziąć jej ręki i przycisnąć do piersi; ale panMichał kochał ją nad wszystko, ale widział w niej oznaki życzliwości, ale lubił jej skromność,jej wychowanie, jej rozum.Dość mu było widzieć ją i słyszeć, i mieć daleką nadzieję, którąona zręcznie więc coraz dalej odsuwać umiała.Gdy raz we wtorek pan Michał zaczął nibynarzekać, gdy chciał przynajmniej dowiedzieć się, jak się jej ojciec nazywa, Marynia rzekła:,,To ja już w piątek nie przyjdę ; i słowom tym towarzyszył wyraz twarzy tak miły, wejrzenietak słodkie, że panu Michałowi żal się zrobiło piątku; umilkł, nie nalegał i czekał dalej.Takprzeszło kilka tygodni.Nadszedł pazdziernik.A chociaż wtorki i piątki były jeszcze piękne,ale miałże złożyć swój los, swoje szczęście w ręce pogody jesiennej? Ta myśl przyprowa-dzała go czasem do rozpaczy.42 Jednego piątku, gdy się zeszli o samej jedenastej, Marynia uśmiechnąwszy się mile rzekła: Jak pan akuratny! Jeszczem ni razu nie czekała na pana ani chwili. Czyż to panią dziwi?  odpowiedział. Jeszczeż mi pani nie wierzysz, że ją kocham nadwszystko w świecie? Każdy ranek we wtorek i w piątek kosztuje mniej wiele zdrowia.Wstajęze świtem, chodzę, niecierpliwię się, wyglądam tej jedenastej i doczekać się jej nie mogę. A gdy nadejdzie?  rzekła, spojrzawszy nań z wdzięcznością. O! Gdy nadejdzie, gdy panią obaczę, gdy się uśmiechniesz, słowo wymówisz, spojrzysztylko, zapominam o wszystkim, com wycierpiał.Jestem szczęśliwym, ale. Ale  powtórzyła Marynia. Ale możeż to trwać długo?  dodał pan Michał. Jesień się przybliża, zima nadejdzie.Będzieszże pani mogła przychodzić jak dotąd? Ja sam wyrzeknę się tego szczęścia, jeżelimam je otrzymywać kosztem jej zdrowia.Jeżeli ręka pani wolna, jeżeli pani masz dla, mniechoć cokolwiek życzliwości, zechceszże mnie wystawić na taką męczarnię? Jakie mogą byćprzyczyny, które panią wstrzymują, pojąć nie mogę.Dlaczegoż nie znam dotąd nazwiska jejojca ani nazwiska pani, ani jej domowych okoliczności? Mogłaś pani mieć wstręt objawić toobcemu, ale godziż się kryć przede mną, którego majątek, ręka, imię i życie nawet poświęco-ne i oddane pani od tej chwili, gdym ją raz pierwszy obaczył? Ponieważ pani tego żądasz,szanuję i szanować będę jej sekret, wszakże pewny jestem, że on nie jest takim, za który byśmiała potrzebę się rumienić.Za to mi ręczy święty wyraz, który czytam w twarzy pani.Jeżelicała rzecz w tym, żeś pani biedna i wstydzisz się swego ubóstwa, jakże bolesną krzywdę wy-rządzasz memu sercu.To powiedziawszy, westchnął pan Michał i umilkł.Marynia milczała także: widać było wtwarzy walkę jej duszy.Czasem spojrzała na niego okiem pełnym życzliwości, to znowuschyliła je ku ziemi.Nareszcie zatrzymała się, wzięła jego rękę, ścisnęła w swojej i rzekła: We wtorek już nie przyjdę.Stanął pan Michał jak osłupiały; a gdy podniósł głowę, już była daleko.Dziwne uczuciapowstały w jego sercu; sam nie wiedział, czemu przypisać ten upór.Już mu nawet przycho-dziło do głowy, czy nie ma ona męża? Czy się nie kryje przed nim? Czy nie jest to intryganaganna, mogąca go doprowadzić do występku, którym się brzydził? Ale gdy sobie znowuprzypomniał anielski i czysty wyraz tej twarzy, wszystkie rozmowy pełne skromności, w któ-rych nie było najmniejszego śladu kokieterii; gdy mu przyszła na myśl ta niedziela i ta mo-dlitwa, wśród której ją odszukał, wszystkie podejrzenia znikały, miłość silniejsza niż pierwejopanowała jego serce i postanowił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl