[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musimy przedostać się przez rzekę.Skręciwszy na zachód, pospieszył przez gęstwinę, nie czyniąc najmniejszej próby, bysię skryć.Balthus podążył za nim, po raz pierwszy czując ukłucia bólu w barku i piersi, gdzieporaniły go dzikie zęby Pikta.Przedzierał się przez gęste zarośla obrastające brzeg, gdyConan odciągnął go do tyłu.Potem usłyszał rytmiczny plusk i wyjrzawszy przez listowie,dostrzegł prącą w górę rzeki dłubankę.Jedyny płynący nią mąż krzepko napierał na wiosło,walcząc z nurtem.Był to tęgo zbudowany Pikt z czaplim piórem wetkniętym za miedzianąopaskę, podtrzymującą prosto przystrzyżoną grzywę. - Człek z Gwaweli - wymamrotał Conan.- Wysłannik Zogara.Białe pióro o tymświadczy.Zaniósł słowo pokoju plemionom z dołu rzeki, a teraz próbuje dotrzeć z powrotem,by łapę do rzezi przyłożyć.Samotny emisariusz był już niemal na wysokości ich kryjówki, gdy nagle Balthusnieomal wyskoczył ze skóry.Oto bowiem tuż koło ucha usłyszał szorstkie, gardłowe gadaniePikta.A potem zrozumiał, że to Conan wzywa wioślarza w jego własnym języku.Człek ówdrgnął, omiótł wzrokiem zarośla, krzyknął coś w odpowiedzi, niepewne spojrzenie posłałprzez rzekę i pochyliwszy się nisko, skierował czółno ku zachodniemu brzegowi.Niepojmując, co się dzieje, ujrzał Balthus, że Conan wyjmuje mu z ręki łuk, podjęty na polanie, izakłada nań strzałę.Pikt podprowadził czółno blisko brzegu i wpatrując się w zarośla, coś wykrzyknął.Odpowiedz nadeszła w jęku cięciwy i błyskawicowym locie strzały, co po pióra ugrzęzła wjego szerokiej piersi.Ze zdławionym sapnięciem pochylił się na bok i runął do płytkiej wody.W okamgnieniu zsunął się Conan z brzegu i wkroczył do wody, by pochwycić dryfująceczółno.Balthus pokusztykał za nim i w niejakim oszołomieniu wdrapał się do łodzi.Conanteż się wgramolił i chwyciwszy wiosło, skierował czółno ku wschodniemu brzegowi.Zpełnym zazdrości podziwem śledził Balthus grę potężnych mięśni pod spaloną od słońcaskórą.Zdawał się być Cymmeryjczyk żelaznym mężem, któremu obce było znużenie.- Coś rzekł do Pikta? - spytał Balthus.- %7łeby przybił do brzegu, bo po drugiej stronie czyha biały tropiciel, co szykuje się goustrzelić.- Nie było to uczciwe - zgłosił zastrzeżenie Balthus.- Mniemał, że to przyjaciel dońgada.Naśladowałeś Pikta wybornie.- Trza nam było jego łodzi - mruknął Conan, nie przestając wiosłować.- Jedynysposób, by go zwabić do brzegu.Co gorsze - ołgać Pikta, który rad by nas obu żywcem zeskóry obedrzeć, czy zawieść ludzi za rzeką, których żywoty zależą od tego, czy się przez niąprzepchamy?Przez parę chwil dumał Balthus nad tym delikatnym problemem etycznym, bywreszcie wzruszyć ramionami i spytać:- Jakeśmy daleko od fortu?Conan ukazał strumyk wpadający ze wschodu do Czarnej Rzeki, o strzelenie z łuku wdół.- Oto Strumień Południowy; dziesięć jest mil od jego ujścia do fortu.To południowagranica Conajohary.Za nią moczary na wiele mil szerokie.Napaść z owej strony nie grozi. Dziewięć mil powyżej fortu Strumień Północny drugą tworzy granicę.I za nim też bagniska.Oto czemu atak z zachodu iść musi zza Czarnej Rzeki.Conajohara jest jak włócznia o grociena dziewiętnaście mil szerokim wrażonym w piktyjską puszczę.- Czemuś zaś nie ostaniemy w łodzi i nie uczynimy reszty drogi wodą?- A dlatego, że z nurtem musielibyśmy walczyć i zakręty pokonywać.Szybciej będziepieszo.Poza tym pamiętaj, że Gwawela na południe jest od fortu; jeśli Piktowie przeprawiająsię przez rzekę, wpadlibyśmy wprost na nich.Zmierzchać poczynało, gdy stanęli na wschodnim brzegu.Bez zatrzymania Conanruszył na północ krokiem, który o ból przyprawiał krzepkie Balthusowe nogi.- Valannus pragnął forty wznieść przy ujściu Północnego i Południowego Strumienia.Tym sposobem można by strzec rzeki nieustannie.Ale Rząd zgody nie dał.Spaśni głupcyusadowieni na aksamitnych poduchach, którym nagie dziewki na klęczkach wino podająsłodzone.znam ten rodzaj.Nie patrzą dalej niż do ścian swych pałaców.Dyplomacja.piekło! Chcą pokonać Piktów teoriami o ekspansji terytorialnej.Valannus i ludzie mu podobnimuszą słuchać rozkazów bandy przeklętych głupców! Tak im się uda zagrabić więcejpiktyjskich ziem, jak odbudować kiedykolwiek Venarium! I czas może nadejdzie, kiedy ujrząbarbarzyńców rojących się na murach wschodnich grodów!Tydzień wcześniej roześmiałby się Balthus może na podobnie niedorzeczneprzepowiednie.Ale teraz nic nie odrzekł.Widział nieopanowaną dzikość luduzamieszkującego u granic.Zadrżał, rzucając spojrzenie na posępną rzekę, ledwie widoczną wśród zarośli, nakolumnadę drzew skupionych u brzegów.Wciąż pamiętał, że Piktowie mogli się jużprzeprawić przez rzekę i uczynić zasadzkę między nimi a fortem.Szybko zapadały ciemności.Ledwie słyszalny odgłos gdzieś z przodu sprawił, że jego serce podskoczyło do gardła,a miecz Conana zalśnił w powietrzu.Opadł powoli, gdy pies, wielka, wychudła i pokrytabliznami bestia, wychynął z krzaków i stał, wpatrując się w nich.- Ten pies należał do osadnika, co próbował zbudować chatę na brzegu rzeki parę milna południe od fortu - mruknął Conan.- Piktowie, rzecz jasna, przekradli się, ubili go i chatępuścili z dymem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl