[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na maszcie powiewał długi purpurowy proporzec.- Bęlit! - wrzasnął pobladły Tito.- Yare! Ster lewo na burt! Do ujścia tego potoku! Jeśli do brzegu dobijemy, nim nas dopadną, życie choć możemy unieść!Skręciwszy ostro, wystrzelił „Argus” w kierunku przyboju, tłukącego o usiany palmami brzeg, a Tito, biegając między ławkami, klątwą i groźbą zachęcał wioślarzy do większego wysiłku.Płonęły mu oczy, jeżyła się broda.- Dajcie mi łuk - zażądał Conan.- Nie mam go za oręż przystojny mężowi, alem się strzelania śród Hyrkańczyków niezgorzej wyuczył i licho by ze mną sprawy stały, gdybym zaś jednego czy dwóch z tego tam pokładu zdmuchnąć nie zdołał.Stojąc na rufie, obserwował, jak lekko sunie wężowy korab po falach, i jasne dlań było - choć o sprawach żeglarskich wielkiego nie miał pojęcia - że z tej pogoni „Argus” zwycięsko wyjść nie może.Słane przez piratów strzały z cichym sykiem pogrążały się w oceanie nie dalej niż dwadzieścia kroków za rufą galery.- Wolej by stawić im czoła - warknął Cymmeryjczyk - albo wszyscy zdechniemy ze strzałami w karkach, ciosu jednego nie zadawszy!- Mocniej, psy! - ryczał Tito, wymachując brązowym kułakiem.Brodaci wioślarze stęknęli, napierając na wiosła, aż mięśnie stężały w węzły z ogromnego wysiłku i kroplisty pot wystąpił im na skórze.Skrzypiały i trzeszczały wiązania małej galery, gdy sunęła ku brzegowi pchana tęgimi uderzeniami.Wiatr ucichł i żagiel zwisał bezwładnie, i coraz bliżej byli nieubłagani napastnicy.Przeszło mila dzieliła wciąż „Argusa” od plaży, gdy jeden ze sterników zachwiał się i jak kamień poleciał za burtę ze strzałą sterczącą z szyi.Tito skoczył, by zająć jego miejsce, zaś Conan, rozstawiwszy szeroko nogi na rozkołysanym pokładzie rufowym, uniósł łuk.Dokładnie widział teraz piracki statek.Wioślarzy chroniła uniesiona wysoko osłona z plecionki, ale tańczących na wąskim pokładzie wojowników miał jak na dłoni.Wymalowani, przyozdobieni piórami i w większości nadzy, wymachiwali włóczniami i kolorowymi tarczami.Na niewielkim mostku w dziobowej części okrętu stała smukła postać, której biała skóra kontrastowała oszałamiająco ze lśniącym hebanem ciał wojowników.Bęlit to była bez wątpienia.Conan aż do ucha naciągnął cięciwę - lecz rozmysł lubo wyrzut sumienia powstrzymał go od ubicia niewiasty i strzała pogrążyła się w piersi stojącego u jej boku rosłego pirata w pióropuszu.Piędź po piędzi rozbójnicza galera doganiała mniejszy korab.Deszcz strzał padał na pokład „Argusa” i coraz częściej słychać było jęki.Naszpikowani grotami legli już wszyscy sternicy i Tito, miotając najstraszliwsze przekleństwa, samotnie dzierżył ogromne wiosło, a skóra na jego nogach zdawała się pękać od naprężonych i dygoczących z wysiłku mięśni.A potem zakrztusił się i ze strzałą chyboczącą w mężnym sercu opadł na pokład.„Argus” zszedł z kursu i jął dryfować na fali.Zawrzaśli przerażeni żeglarze, lecz Conan objął dowództwo zwykłym sobie sposobem.- Śmiało, chłopcy! - ryknął, zwalniając cięciwę, która jęknęła jadowicie.- Oręż w garść i dajmy tym psom parę kuksańców, nim gardła nam poderżną.Po co się dłużej u wioseł męczyć, skoro dopadną nas w pięćdziesięciu krokach!Poniechali tedy zdesperowani żeglarze wioseł i chwycili za broń, co mężne było, choć bezcelowe.Raz jeno zdążyli z łuków wystrzelić, nim spadł na nich piracki okręt.Bosaki wgryzły się w burtę, a z wyniosłego pokładu czarni wojownicy obruszyli lawinę strzał, które przenikały przez pikowane kaftany skazanych na zagładę marynarzy.A potem, z włóczniami w dłoniach, skoczyli piraci na pokład „Argusa”, by rzezi dokończyć, zostawiając na swej galerze pół tuzina ciał, plon łuczniczej zabawy Conana.Krótka i krwawa była bitwa.Nie mogli krępi żeglarze sprostać rosłym barbarzyńcom i rychło w pień zostali wycięci.W jednym wszelako miejscu bój przybrał obraz niezwykły.Stojący na wysokiej rufie Conan na jednym był poziomie z pokładem pirackiej galery.Gdy jej okuty stalą dziób rozpłatał burtę „Argusa”, Cymmeryjczyk, odrzuciwszy łuk, zaparł się krzepko i nie postradał równowagi.Jego potężny miecz wystrzelił na spotkanie rosłego korsarza, co skakał przez burtę, i czyściutko rozpłatał go w pasie, aż tors w jedną poleciał stronę, nogi zaś w drugą.A potem, w bojowej furii, która pozostawiła u nadburcia stos porąbanych ciał, Conan przesadził okrężnicę i znalazł się na pokładzie „Tygrysicy”.W mgnieniu oka stał się centrum huraganu kłujących włóczni i walących maczug, ale poruszał się jak oślepiająca stalowa błyskawica.Groty pękały na jego zbroi lub przebijały puste powietrze, a ogromny miecz wciąż śpiewał pieśń śmierci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl