[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przysiągł on, że wytnie serce Tytusa Sulli i zje je na surowo.Tak więc wódz ze swą nieodłączną gwardią ruszył na zachód, gdzie wznosiła się Wieża Trajana.Jej wojowniczego komendanta, Gajusa Kamillusa, nic nie mogło bardziej ucieszyć, niż zajęcie miejsca zwierzchnika w chwili, gdy czerwona fala wojny oblewa podnóże Muru.Pokrętne to były sposoby, lecz rzymski legat rzadko odwiedzał odległą wyspę, a Tytus Sulla ze swym bogactwem i zdolnością intrygowania stanowił najwyższą władzę w Brytania.Wiedząc to wszystko Bran cierpliwie czekał na jego przybycie w opuszczonej chacie, którą wybrał na swoją siedzibę.Pewnego wieczoru ruszył pieszo przez wrzosowiska - potężna postać rysująca się wyraźnie na tle zamglonego, purpurowego płomienia zachodzącego słońca.Czuł niezwykłą starożytność tej śpiącej krainy, gdy szedł, niby ostatni człowiek w dzień po skończeniu świata.Dostrzegł w końcu ślad ludzkiej obecności - brunatna chata z sitowia i gliny stała w porośniętym trzciną sercu moczarów.Z otwartych drzwi pozdrowiła go kobieta.Oczy Brana zwęziły się od nagłego podejrzenia.Nie była stara, a przecież w jej spojrzeniu kryla się złowroga mądrość wieków; jej strój, nędzny i podarty, jej włosy, splątane i nie uczesane, przydawały jej dzikości, tak dobrze pasującej do ponurego krajobrazu.Czerwone wargi uśmiechały się, ukazując ostre, spiczaste zęby; nie wesołość jednak, lecz szyderstwo wyrażał ten uśmiech.- Wejdź, panie - rzekła - jeśli nie lękasz się dzielić dach nad głową z czarownicą z wrzosowiska Dagona.Bran wszedł milcząc i siadł na popękanej ławie.Kobieta zajęła się skromnym posiłkiem, który gotowała na otwartym ogniu, płonącym w zaniedbanym palenisku.Przyglądał się jej płynnym, wężowym ruchom, uszom, niemal spiczastym, dziwnie skośnym żółtym oczom.- Czego szukasz wśród bagien, panie mój? - spytała, zwracając się ku niemu miękkim ruchem całego ciała.- Szukam Bramy - odrzekł, wspierając głowę na dłoni.– Mam pieśń, którą chcę odśpiewać robakom ziemi.Wyprostowała się gwałtownie.Garnek wyśliznął się z jej rąk i roztrzaskał o ziemię.- Nie trzeba tak mówić, nawet niechcący - stwierdziła.- Nie powiedziałem tego niechcący.Taki był mój zamiar - odparł.Pokręciła głową.- Nie wiem, o co ci chodzi.- Wiesz dobrze - odrzekł.- Tak, wiesz to dobrze! Moja rasa jest bardzo stara; władała tą wyspą, zanim jeszcze narody Celtów i Hellenów zrodziły się w łonie świata.Lecz lud mój nie był pierwszy w Brytanii.Na cętki na twej skórze, na twe skośne oczy, na skazy w twoich żyłach, mówię to z pełną świadomością.Stała przez chwilę nieruchomo; jej usta uśmiechały się, lecz oczy pozostały nieprzeniknione.- Człowieku, czyś oszalał - spytała w końcu - że w swym szaleństwie szukasz tego, przed czym w dawnych czasach potężni mężowie uciekali z krzykiem?- Chcę zemsty - wyjaśnił.- Zemsty, która może być spełniona tylko przez tych, których szukam.Pokręciła głową.- Słuchałeś pieśni ptaków, śniłeś puste sny.- Słyszałem, jak syczy żmija - warknął - i nie śnię.Dosyć słów.Przybyłem szukać ogniwa między dwoma światami.Znalazłem je.- Nie muszę już więcej kłamać, człowieku z północy - rzekła.- Ci, których szukasz, wciąż żyją pod sennymi wzgórzami.Zamieszkali na uboczu, wciąż oddalając się od świata, który znasz.- Lecz ciągle zakradają się nocą, by porywać kobiety, zabłąkane na wrzosowiskach- powiedział, patrząc w jej Skośne oczy.Zaśmiała się złośliwie.- Czego chcesz ode mnie?- Żebyś zaprowadziła mnie do nich.Odrzuciła głowę do tyłu, wybuchając wzgardliwym śmiechem.Bran schwycił lewą ręką, jak żelaznymi kleszczami, jej podartą suknię, prawą sięgnął do rękojeści miecza.Śmiała mu się w twarz.- Uderz i bądź przeklęty, mój północny wilku! Czy sądzisz, że moje życie jest tak słodkie, że będę czepiać się go jak niemowlę piersi matki?- Masz rację - opuścił ręce.- Groźby tu na nic.Kupię twoją pomoc.- Jak? - w rozbawionym głosie brzmiała drwina.Bran otworzył sakiewkę i sypnął na dłoń strumień złota.- To większy majątek, niż kiedykolwiek śnił się ludziom z bagien.- Czym jest dla mnie ten rdzawy metal? Zachowaj go dla rzymskich kobiet z białymi piersiami, które cię zdradzą.- Wyznacz cenę - naglił.- Głowa twego wroga.- Na krew w mych żyłach z jej dziedzictwem pradawnej nienawiści, któż może być moim wrogiem prócz ciebie? - wciąż się śmiała, gdy prostując się uderzyła miękko jak kot.Jej sztylet pękł jednak na ukrytym pod płaszczem pancerzu.Bran odepchnął ją gestem pełnym obrzydzenia.Przewróciła się na posłanie z trawy.Leżąc tam śmiała się z niego.- A więc podam ci cenę, mój wilku! I mogą nadejść dni, że będziesz przeklinał tę zbroję, co złamała sztylet Atli!Wstała i zbliżyła się.Jej niepokojąco długie ręce schwyciły jego płaszcz.- Powiem ci, Czarny Branie, królu Kaledonii! Och, poznałam cię, gdy wszedłeś do mej chaty, poznałam twe czarne włosy i zimne spojrzenie! Zaprowadzę cię do bram piekła, jeśli chcesz, lecz ceną będą królewskie pocałunki Co mam z tego przeklętego, gorzkiego życia ja, której śmiertelni boją się i nienawidzą? Nie zaznałam miłości mężczyzny, uścisku mocnego ramienia, gorących ludzkich pocałunków.Ja, Atla, czarownica z bagien! Cóż znam prócz zimnych wiatrów, posępnego płomienia samotnych zachodów słońca, szeptu traw? Twarze, co mrugają do mnie spod powierzchni wód, ślady nocnych istot, błysk czerwonych ślepi, przerażający warkot bezimiennych bestii wśród nocy! Przynajmniej w połowie jestem kobietą.Czyż nie znam zgryzot, tęsknoty, smutku, tępego bólu samotności? Daj, królu, daj mi swe gwałtowne pocałunki i raniący ciało uścisk barbarzyńcy.Wtedy, przez długie, puste lata, które nadejdą, daremna zazdrość wobec ludzkich kobiet nie pochłonie ze szczętem mojego serca.Będę miała wspomnienia, którymi niewiele z nich może się pochwalić - pocałunki króla! Jedna noc miłości, a zawiodę cię do bram piekła!Bran spoglądał na nią ponuro.Wyciągnął rękę i stalowym chwytem złapał jej ramię.Wolno skinął głową.Przyciągnąwszy ją do siebie z wysiłkiem opuścił głowę na spotkanie jej uniesionych ust.IIIJak wilgotna opończa spowijały króla Brana zimne, szare mgły świtu.Zwrócił się do kobiety, której skośne oczy lśniły w półmroku.- Teraz ty wypełnij swoją część umowy - powiedział szorstko.- Szukałem więzi pomiędzy światami i w tobie ją znalazłem.Szukam jedynej świętej dla nich rzeczy.To będzie klucz, otwierający Bramę, co stoi niewidzialna między nimi a mną.Powiedz, jak mam go zdobyć.- Powiem - czerwone wargi rozchyliły się w strasznym uśmiechu.- Idź na wzgórze, które ludzie nazywają Kurhanem Dagona.Odsuń głaz, który zamyka wejście i wkrocz pod kopułę.Podłoga komory to sześć kamiennych płyt, otaczających siódmą.Unieś środkowy kamień - wtedy zobaczysz!- Czy znajdę Czarny Kamień?- Kurhan Dagona to Brama do Czarnego Kamienia - odparła.- Jeżeli odważysz się pójść tą drogą.- Czy będzie strzeżony? - bezwiednie poluzował ostrze w pochwie.Szkarłatne wargi wykrzywiły się szyderczo.- Jeśli spotkasz kogokolwiek na tej drodze, umrzesz w sposób, w jaki od stuleci nie umierał żaden śmiertelnik.Oni nie strzegą Kamienia tak, jak ludzie swoich skarbów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl