[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiara to wielkie nic! To dobre dla dzieci, tak samo jak Bóg.A na co On, do diabła, ma wpływ? Na co? No, na co?!!!Mac i Larkin wpatrywali się w Marlowe’a, jakby widzieli go po raz pierwszy w życiu.- Może uzdrawiać - odparł ksiądz Donovan wiedząc, że Marlowe ma gangrenę.Wiedział o wielu rzeczach, o których wolałby nie wiedzieć.Marlowe cisnął karty na stół.- Gówno! - krzyknął ogarnięty szałem.- Gówno prawda i ksiądz dobrze o tym wie.I jeszcze jedno, skoro już przy tym jesteśmy: Bóg! Chce ksiądz wiedzieć, co ja o Nim myślę? Bóg to maniak, sadysta, krwiopijca.- Czyś ty oszalał, Peter? - nie wytrzymał Larkin.- Bynajmniej.Przyjrzyjcie się temu Bogu! - krzyczał Marlowe z nieprzytomnie wykrzywioną twarzą.- Bóg to samo zło, jeśli rzeczywiście jest Bogiem.Pomyślcie o tym morzu krwi, które przelano w Jego imię.- Przysunął twarz do twarzy Donovana.- Inkwizycja.Przypomina sobie ksiądz? Te tysiące spalonych i zamęczonych na śmierć przez katolickich sadystów? W Jego imię.A czy chociaż przyjdą nam na myśl Aztekowie, Inkowie, miliony niewinnie wymordowanych Indian? A protestan­ci, palący na stosach i mordujący katolików? A katolicy, Żydzi, mahometanie i znów Żydzi, i jeszcze raz Żydzi, a mormoni, a kwakrzy i reszta tej hołoty? Bij, zabij, na tortury, na stos! Byle tylko w imię boże, a wszystko jest w porządku.Co za bezgraniczna hipokryzja! Niech mnie tu ksiądz nie namawia do wiary! Wiara to wielkie nic.- Mimo to wierzysz w Króla - rzekł cicho ksiądz Donovan.- Może jeszcze ksiądz powie, że jest on narzędziem Boga?- Być może tak.Nie wiem.- Muszę mu to powtórzyć - Marlowe roześmiał się histerycznie.- Uśmieje się jak wszyscy diabli.- Słuchaj no, Marlowe - powiedział Larkin i wstał, trzęsąc się z wściekłości.- Albo natychmiast przeprosisz księdza, albo wynoś się stąd!- Nie ma obawy, pułkowniku - odkrzyknął Marlo­we.- Już wychodzę.- Wstał i obrzucił ich nienawistnym spojrzeniem, czując przy tym nienawiść do samego sie­bie.- Posłuchaj, klecho.Jesteś niczym więcej jak tylko żartem.Tak samo jak twoja sukienka.I ty, i Bóg jesteście pośmiewiskiem z piekła rodem.Nie służysz Bogu, bo Bóg to diabeł.Jesteś sługą diabła.Powiedziawszy to, zgarnął ze stołu karty, cisnął je księ­dzu Donovanowi w twarz i wybiegł w ciemność.- W imię Ojca i Syna - powiedział ze współczuciem ksiądz Donovan.- Peter ma gangrenę.Muszą mu ampu­tować rękę, bo inaczej umrze.Nad łokciem ma wyraźne purpurowe pręgi.- Co?!Larkin spojrzał osłupiały na Maca, a potem obaj jed­nocześnie poderwali się i rzucili do wyjścia.Ale ksiądz Donovan przywołał ich z powrotem.- Stójcie, nic mu nie pomożecie.- Psiakrew, przecież musi być jakieś wyjście - rzekł Larkin stojąc w progu.- Biedny chłopak.a ja myśla­łem.biedny chłopak.- Nic nie możemy poradzić, tylko czekać.Czekać, modlić się i mieć nadzieje.Może Król coś pomoże, może jest w stanie pomóc - rzekł Donovan zmęczonym głosem i dodał: - On jeden może to zrobić.Potykając się Marlowe wszedł do baraku Ameryka­nów.- Idę po pieniądze - mruknął do Króla.- Czyś ty oszalał? Za dużo ludzi się tu jeszcze kręci.- Do diabła z ludźmi - zezłościł się Marlowe.- Chcesz mieć te pieniądze czy nie?- Siadaj.No, siadaj!Król zmusił go, żeby usiadł, poczęstował papierosem i dal filiżankę kawy.Chryste, co też ja muszę robić dla nędznego grosza, pomyślał.Cierpliwie przemawiał Marlowe’owi do rozsądku, obiecywał, że wszystko będzie dobrze, że leki są już w drodze, aż wreszcie po godzinie Peter uspokoił się trochę i można było się z nim porozu­mieć.Niemniej Król zdawał sobie sprawę, iż jego słowa nie docierają do Anglika.Widział, że Marlowe od czasu do czasu potakuje skinieniem głowy, lecz w głębi duszy był pewien, że nie słyszy, co się do niego mówi, a jeśli nie słyszy jego, Króla, to nikt nie jest w stanie z nim się poro­zumieć.- Już czas? - spytał Marlowe, niemal oślepły z bólu, czując, że jeśli w tej chwili nie pójdzie, to nie zrobi tego nigdy.Król zdawał sobie sprawę, że jest jeszcze za wcześnie i zbyt niebezpiecznie, ale wiedział też, że dłużej nie zatrzy­ma Marlowe’a w baraku.Wysłał więc na wszystkie strony czaty.Obstawiono całą okolicę.Max pilnował Greya, który leżał u siebie na pryczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl