Pokrewne
- Strona Główna
- Christian Apocrypha and Early Christian Literature. Transl. By James
- James Shore, Shane Warden agile development. filozofia programowania zwinnego pełna wersja
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- Wallance James Bill Gates i jego imperium Micr
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Amanda Garret 4 Podwójny cel Cobb James
- Tiptree James Jr Jasnosc splywa z powietrza
- Chen James Essentials Of Foreign Exchange Trading
- Reymont Chlopi III (2)
- Robert Jordan Spustoszone Ziemie FWFBSUY45OEH
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anndan.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dałam je sierżantowi, efendi majorze.- Dała mu pani fiński paszport.Chcę zobaczyć pani irańskie papiery.Major wyciągnął rękę.Kiedy Azadeh ociągała się, sierżant dał krok do przodu, złapał jej torebkę i wysypał zawartość na stół.W tym czasie drugi policjant podszedł do Erikkiego, trzymając dłoń na kolbie rewolweru, i dał mu znak, żeby stanął w kącie.Major strzepnął jakiś pyłek z krzesła, usiadł i wziął od sierżanta jej irański dowód osobisty.Przeczytał go uważnie, a potem sprawdził to, co leżało na stole.Kiedy otworzył woreczek z biżuterią, zaświeciły mu się oczy.- Skąd pani to ma?- To moje.Odziedziczyłam po rodzicach.- Coraz bardziej się bała.Nie miała pojęcia, co major o nich wie, widziała jednak, jak jej się przypatruje.Erikki też to zauważył.- Czy mój mąż mógłby skorzystać z telefonu? Chciałby.- W swoim czasie! Mówiono to pani już kilkakrotnie.W swoim czasie to znaczy w swoim czasie.- Major zapiął torebkę i położył ją przed sobą na stole.Jego oczy powędrowały ku jej piersiom.- Pani mąż nie mówi po turecku?- Nie, nie mówi, efendi majorze.- W Tabrizie wydano nakaz aresztowania pana - oznajmił poprawną angielszczyzną major, zwracając się do Erikkiego.- Za usiłowanie zabójstwa i porwanie.Azadeh zbladła.Erikki starał się nie wpadać w panikę.- Kogóż to miałem porwać?Major skrzywił się poirytowany.- Niech pan nie próbuje ze mną żartować.Porwał pan tę panią.Azadeh, siostrę Hakima, chana Gorgonów.- Jest moją żoną.Jak może mąż.- Wiem, że jest pańską żoną i, na Boga, niech pan lepiej mówi prawdę.W nakazie piszą, że porwał ją pan wbrew jej woli i odleciał irańskim helikopterem.- Azadeh chciała coś powiedzieć, ale major nie dopuścił jej do głosu.- Pytałem jego, nie panią.No więc?- Porwałem ją wbrew jej woli, ale helikopter jest brytyjski, nie irański.Major wlepił w niego wzrok, a potem odwrócił się do Azadeh.- Co pani na to?- Porwał mnie wbrew mej woli.- odparła cicho.- Ale?Azadeh zrobiło się niedobrze.Bolała ją głowa i była zdesperowana.Turecka policja znana była z szerokich prerogatyw i bezwzględności.- Proszę, efendi majorze, czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? Czy mogłabym to wyjaśnić na osobności?- Rozmawiamy na osobności, proszę pani - stwierdził oschle major.- Możemy mówić po angielsku, nie po turecku - zaproponował, widząc jej udrękę i podziwiając urodę.Zacinając się i starannie dobierając słowa, opowiedziała mu więc o złożonej Abdollah-chanowi przysiędze, o Hakimie i dylemacie, który Erikki w swojej mądrości przeciął z własnej inicjatywy niczym węzeł gordyjski.Łzy płynęły jej po policzkach.- Owszem, zrobił to bez mojej zgody, ale w pewnym sensie za zgodą mojego brata, który mu po.- Skoro stało się to za zgodą Hakim-chana - przerwał jej z niedowierzaniem major - dlaczego wyznaczył on tak wielką nagrodę za głowę tego człowieka, żywego lub umarłego, i kazał wydać nakaz aresztowania, domagając się, w razie gdyby zaszła taka potrzeba, natychmiastowej ekstradycji?Wstrząśnięta Azadeh omal nie zemdlała.Erikki bez namysłu skoczył ku niej, ale w tej samej chwili w brzuch wbiła mu się lufa rewolweru.- Chciałem jej tylko pomóc - wysapał.- Więc niech pan nie rusza się z miejsca - warknął major.- Nie zabijaj go - powiedział po turecku do policjanta.- Słucham panią.Dlaczego to zrobił? - zwrócił się do Azadeh po angielsku.Nie potrafiła odpowiedzieć na jego pytanie.Poruszyła ustami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.- A co innego mógł uczynić chan, majorze? - odparł za nią Erikki.- Chodzi o jego honor, o zachowanie twarzy.Publicznie musiał to zrobić bez względu na to, na co zgodził się prywatnie.- Być może, ale na pewno nie tak szybko.Na pewno nie tak szybko.Nie angażowałby do pościgu myśliwców i helikopterów.dlaczego miałby to robić, skoro chciał, żebyście uciekli? To cud, że nie musieliście przymusowo lądować i że was nie zestrzelili.Dla mnie to stek kłamstw.może ona tak się pana boi, że nic nie powie.Wróćmy teraz do waszej rzekomej ucieczki z pałacu: co się tam dokładnie wydarzyło?Erikki opowiedział mu.Nic innego mi nie pozostało, myślał, muszę powiedzieć prawdę i nie tracić nadziei.Obserwował uważnie Azadeh, widząc, jaki przeszła szok.A przecież Hakim zareagował tak, jak można się było po nim spodziewać: chciał mnie żywego lub umarłego.Czyż w jego żyłach nie płynie krew ojca?- A broń?Po raz kolejny Erikki opowiedział z detalami, jak zmuszono go, żeby latał dla KGB, jak porwał go dla okupu szejk Bajazid, jak górale zaatakowali pałac, a potem, kiedy ich odwoził, złamali przysięgę i musieli zginąć.- Ilu zabił pan ludzi?- Nie pamiętam dokładnie.Pół tuzina, może więcej.- Chyba pan lubi zabijać?- Nie, majorze, nienawidzę tego, ale proszę mi wierzyć, wpadliśmy w sieć, którą zastawił ktoś inny.Chcieliśmy tylko, by pozwolono nam wyjechać.Niech pan pozwoli mi zadzwonić do mojej ambasady.oni mogą za nas poręczyć.nie stanowimy zagrożenia dla nikogo.Major zmierzył go wzrokiem.- Nie zgadzam się, pańska opowieść jest zbyt naciągana.Jest pan poszukiwany za porwanie i usiłowanie zabójstwa.Proszę iść z sierżantem - oznajmił i powtórzył to samo po turecku.Erikki nie poruszył się i zacisnął pięści.Był bliski wybuchu.Sierżant natychmiast wyciągnął broń.- Niezastosowanie się do poleceń policji jest w tym kraju ciężkim wykroczeniem.Proszę iść z sierżantem! W tej chwili! - warknął major.Azadeh chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie.Erikki odsunął wyciągniętą rękę sierżanta, opanował bezradną wściekłość i uśmiechnął się, żeby dodać jej otuchy.- W porządku - mruknął i wyszedł razem z sierżantem.Azadeh sparaliżował lęk.Drżały jej ręce i kolana, ale za wszelką cenę starała się zachować godność wiedząc, że jest bezbronna, zdana na łaskę majora, który siedział naprzeciwko, świdrując ją wzrokiem.Inszallah, pomyślała mierząc go nienawistnym spojrzeniem.- Nie ma się pani czego obawiać - oznajmił z dziwnym wyrazem twarzy.A potem sięgnął przez stół i zabrał woreczek z biżuterią.- Schowam to w bezpiecznym miejscu - stwierdził bez przekonania w głosie.Mała i brudna cela w końcu korytarza bardziej przypominała klatkę niż normalne pomieszczenie: kraty w małym okienku, łańcuch przymocowany do wystającego ze ściany uchwytu, prycza i cuchnący kubeł w kącie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Dałam je sierżantowi, efendi majorze.- Dała mu pani fiński paszport.Chcę zobaczyć pani irańskie papiery.Major wyciągnął rękę.Kiedy Azadeh ociągała się, sierżant dał krok do przodu, złapał jej torebkę i wysypał zawartość na stół.W tym czasie drugi policjant podszedł do Erikkiego, trzymając dłoń na kolbie rewolweru, i dał mu znak, żeby stanął w kącie.Major strzepnął jakiś pyłek z krzesła, usiadł i wziął od sierżanta jej irański dowód osobisty.Przeczytał go uważnie, a potem sprawdził to, co leżało na stole.Kiedy otworzył woreczek z biżuterią, zaświeciły mu się oczy.- Skąd pani to ma?- To moje.Odziedziczyłam po rodzicach.- Coraz bardziej się bała.Nie miała pojęcia, co major o nich wie, widziała jednak, jak jej się przypatruje.Erikki też to zauważył.- Czy mój mąż mógłby skorzystać z telefonu? Chciałby.- W swoim czasie! Mówiono to pani już kilkakrotnie.W swoim czasie to znaczy w swoim czasie.- Major zapiął torebkę i położył ją przed sobą na stole.Jego oczy powędrowały ku jej piersiom.- Pani mąż nie mówi po turecku?- Nie, nie mówi, efendi majorze.- W Tabrizie wydano nakaz aresztowania pana - oznajmił poprawną angielszczyzną major, zwracając się do Erikkiego.- Za usiłowanie zabójstwa i porwanie.Azadeh zbladła.Erikki starał się nie wpadać w panikę.- Kogóż to miałem porwać?Major skrzywił się poirytowany.- Niech pan nie próbuje ze mną żartować.Porwał pan tę panią.Azadeh, siostrę Hakima, chana Gorgonów.- Jest moją żoną.Jak może mąż.- Wiem, że jest pańską żoną i, na Boga, niech pan lepiej mówi prawdę.W nakazie piszą, że porwał ją pan wbrew jej woli i odleciał irańskim helikopterem.- Azadeh chciała coś powiedzieć, ale major nie dopuścił jej do głosu.- Pytałem jego, nie panią.No więc?- Porwałem ją wbrew jej woli, ale helikopter jest brytyjski, nie irański.Major wlepił w niego wzrok, a potem odwrócił się do Azadeh.- Co pani na to?- Porwał mnie wbrew mej woli.- odparła cicho.- Ale?Azadeh zrobiło się niedobrze.Bolała ją głowa i była zdesperowana.Turecka policja znana była z szerokich prerogatyw i bezwzględności.- Proszę, efendi majorze, czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? Czy mogłabym to wyjaśnić na osobności?- Rozmawiamy na osobności, proszę pani - stwierdził oschle major.- Możemy mówić po angielsku, nie po turecku - zaproponował, widząc jej udrękę i podziwiając urodę.Zacinając się i starannie dobierając słowa, opowiedziała mu więc o złożonej Abdollah-chanowi przysiędze, o Hakimie i dylemacie, który Erikki w swojej mądrości przeciął z własnej inicjatywy niczym węzeł gordyjski.Łzy płynęły jej po policzkach.- Owszem, zrobił to bez mojej zgody, ale w pewnym sensie za zgodą mojego brata, który mu po.- Skoro stało się to za zgodą Hakim-chana - przerwał jej z niedowierzaniem major - dlaczego wyznaczył on tak wielką nagrodę za głowę tego człowieka, żywego lub umarłego, i kazał wydać nakaz aresztowania, domagając się, w razie gdyby zaszła taka potrzeba, natychmiastowej ekstradycji?Wstrząśnięta Azadeh omal nie zemdlała.Erikki bez namysłu skoczył ku niej, ale w tej samej chwili w brzuch wbiła mu się lufa rewolweru.- Chciałem jej tylko pomóc - wysapał.- Więc niech pan nie rusza się z miejsca - warknął major.- Nie zabijaj go - powiedział po turecku do policjanta.- Słucham panią.Dlaczego to zrobił? - zwrócił się do Azadeh po angielsku.Nie potrafiła odpowiedzieć na jego pytanie.Poruszyła ustami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.- A co innego mógł uczynić chan, majorze? - odparł za nią Erikki.- Chodzi o jego honor, o zachowanie twarzy.Publicznie musiał to zrobić bez względu na to, na co zgodził się prywatnie.- Być może, ale na pewno nie tak szybko.Na pewno nie tak szybko.Nie angażowałby do pościgu myśliwców i helikopterów.dlaczego miałby to robić, skoro chciał, żebyście uciekli? To cud, że nie musieliście przymusowo lądować i że was nie zestrzelili.Dla mnie to stek kłamstw.może ona tak się pana boi, że nic nie powie.Wróćmy teraz do waszej rzekomej ucieczki z pałacu: co się tam dokładnie wydarzyło?Erikki opowiedział mu.Nic innego mi nie pozostało, myślał, muszę powiedzieć prawdę i nie tracić nadziei.Obserwował uważnie Azadeh, widząc, jaki przeszła szok.A przecież Hakim zareagował tak, jak można się było po nim spodziewać: chciał mnie żywego lub umarłego.Czyż w jego żyłach nie płynie krew ojca?- A broń?Po raz kolejny Erikki opowiedział z detalami, jak zmuszono go, żeby latał dla KGB, jak porwał go dla okupu szejk Bajazid, jak górale zaatakowali pałac, a potem, kiedy ich odwoził, złamali przysięgę i musieli zginąć.- Ilu zabił pan ludzi?- Nie pamiętam dokładnie.Pół tuzina, może więcej.- Chyba pan lubi zabijać?- Nie, majorze, nienawidzę tego, ale proszę mi wierzyć, wpadliśmy w sieć, którą zastawił ktoś inny.Chcieliśmy tylko, by pozwolono nam wyjechać.Niech pan pozwoli mi zadzwonić do mojej ambasady.oni mogą za nas poręczyć.nie stanowimy zagrożenia dla nikogo.Major zmierzył go wzrokiem.- Nie zgadzam się, pańska opowieść jest zbyt naciągana.Jest pan poszukiwany za porwanie i usiłowanie zabójstwa.Proszę iść z sierżantem - oznajmił i powtórzył to samo po turecku.Erikki nie poruszył się i zacisnął pięści.Był bliski wybuchu.Sierżant natychmiast wyciągnął broń.- Niezastosowanie się do poleceń policji jest w tym kraju ciężkim wykroczeniem.Proszę iść z sierżantem! W tej chwili! - warknął major.Azadeh chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie.Erikki odsunął wyciągniętą rękę sierżanta, opanował bezradną wściekłość i uśmiechnął się, żeby dodać jej otuchy.- W porządku - mruknął i wyszedł razem z sierżantem.Azadeh sparaliżował lęk.Drżały jej ręce i kolana, ale za wszelką cenę starała się zachować godność wiedząc, że jest bezbronna, zdana na łaskę majora, który siedział naprzeciwko, świdrując ją wzrokiem.Inszallah, pomyślała mierząc go nienawistnym spojrzeniem.- Nie ma się pani czego obawiać - oznajmił z dziwnym wyrazem twarzy.A potem sięgnął przez stół i zabrał woreczek z biżuterią.- Schowam to w bezpiecznym miejscu - stwierdził bez przekonania w głosie.Mała i brudna cela w końcu korytarza bardziej przypominała klatkę niż normalne pomieszczenie: kraty w małym okienku, łańcuch przymocowany do wystającego ze ściany uchwytu, prycza i cuchnący kubeł w kącie [ Pobierz całość w formacie PDF ]