[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co to wam?.Nie odrzekła, głos jej odebrało, stanęła jak wryta, rumieńce pokryły twarz, potem zbladła kiej ściana,oczy się przyćmiły łzami, rozwiedła ręce i z ciężkiem westchnieniem jak długa rymnęła na twarz przedobrazami.Rocho się wyniósł cichuśko, siedział na ganku i czytając jeszcze ten papier uśmiechał się zarównorozradowany, zaś po jakimś czasie znowu zajrzał do izby.Hanka klęczała na środku modląc się całą duszą, że dziw się jej serce nie rozpękło z radości i z onegożaru dziękczynień; krótkie, rwane westchnienia i szepty gorące zdały się całą izbę wypełniać błyskami,biły kiej słupy serdecznego ognia pod stopy Częstochowskiej, żywą krwią spływały.Umierała prawie zeszczęścia, łzy ciekły strumieniami a wraz z nimi ściekała pamięć wszyćkich bolów dawnych, pamięćkrzywd wszelkich.Podniesła się wreszcie i ocierając łzy powiedziała Rochowi:- Jużem teraz gotowa na nowe, bo choćby przyszło najgorsze, to już takie złe nie będzie.Aż się zdziwił, tak nagle się przemieniła: oczy się zaiskrzyły, krew zagrała na bladych policzkach,prostowała się, jakby jej z dziesięć lat ubyło. - Uwińcie się ze sprzedażą, zróbcie, co potrzeba, pieniędzy i pojedziemy po Antka, choćby jutro albo wewtorek.- Antek wraca! Antek wraca! - powtarzała bezwolnie.- Nie rozpowiadajcie! Powróci, to się i tak dowiedzą, zaś potem trzeba mówić, co go puścili przezzastawu: kowal nie będzie się was czepiał.Nauczał cicho.Obiecała uroczyście, tylko jednej Józce zawierzając tajemnicę, jeno co ledwie jużzdzierżała tę straszną radość; chodziła kiej opita, całowała cięgiem dzieci, gadała do zrebaka, gadała domaciory, przedrzezniała się z boćkiem, a Aapie, któren chodził za nią ze skamleniem i w oczy zaglądał,jakby cosik miarkując, szepnęła w same ucho niby człowiekowi:- Cicho, głupi, gospodarz przeciek wracają!I śmiała się, popłakując na przemian, Maciejowi długo o tym rozpowiadała, jaże oczy trzeszczyłwystrachane i cosik mamlał językiem.Zabaczyła już o całym świecie, że Józka musiała przypominać, iżczas już się szykować do kościoła.Hej, ponosiło ją szczęście, ponosiło, że chciało się jej śpiewać,chciało się lecieć we świat i krzykać zbożom, co się do nóg kłaniały ze chrzęstem, drzewinom, ziemiwszystkiej:- Gospodarz wracają! Antek wróci!Jaże z onej radości Jagnę jęła zapraszać, bych razem poszły, ale Jagna nie chciała, wolała pozostać.Nikto jej o Antku nie powiedział, ale domyśliła się łacno wszystkiego z półsłówek i z tego, co Hankawyprawiała.Poniesła i ją ta wiadomość i rozkołysała jakąś radosną, cichą nadzieją, że nie bacząc na nicpoleciała do matki.Nie w porę przyszła, trafiając akuratnie na srogą kłótnię.Szymek bowiem zaraz po śniadaniu zasiadł pod oknem z papierosem w zębach, strzykał śliną na izbę,długo medytował, długo się ważył spoglądając na brata, aż w końcu rzekł:- A to, matko, dajcie mi pieniędzy, bo na zapowiedzi muszę zanieść.Ksiądz pedział, bych przednieszporami przyjść na pacierze.- Z kimże się to żenisz? - spytała z urągliwym prześmiechem.- Z Nastusią Gołębianką.Nie odezwała się, krzątając się pilnie kole garnków i komina.Jędrek podkładał drewek i choć się ogieńbuzował; dmuchał w niego ze strachu, zaś Szymek przeczekawszy z pacierz ozwał się znowu, jenojakoś pewniej:- Całe pięć rubli mi dacie, bo i zmówiny trza wyprawić.- Posyłałeś to już z wódką, co? - pytała tak samo.- Chodził Kłąb z Płoszką.- I przyjęła cię, co? - aż się jej broda trzęsła ze śmiechu.- Jakże!.przyjęła, juści.- Trafiło się ślepej kurze ziarno: jeszcze by nie, taka wywłoka!Szymek się zmarszczył, ale czekał, co powie więcej.- Przynieś wody ze stawu, a ty, Jędrek, wieprzka wypuść, bo kwiczy. Zrobili to prawie bezwolnie, a kiej znowu Szymek rozparł się na ławce i młodszy jął majdrować cosikpod blachą, stara rozkazała twardym głosem:- Szymek, picie zanieś jałówce!- Wynieście se sami, za dziewkę służył wama nie będę! - burknął hardo, rozpierając się na ławiejeszcze szerzej.- Słyszałeś?! Nie doprowadzaj me do złości przy świętej niedzieli.- Wyście też słyszeli, com rzekł: dajcie pieniędzy, a żywo!.- Nie dam i żenić ci się nie przyzwolę! - buchnęła.- I przez waszego przyzwoleństwa się obędę!- Szymek, pomiarkuj się i ze mną nie zadzieraj!Pochylił się naraz przed nią i pokornie podjął za nogi.- Dyć was proszę; matko, dyć skamlę jak ten pies!.Azy mu zalały gardło.Jędrek też ryknął i dalejże matkę całować po ręku; obłapiać za nogi a molestować wraz z bratem.Odgarnęła ich od siebie ze złością.- Ani mi się waż przeciwić, bo cię wygonię na cztery wiatry!.- krzyknęła wytrząchając pięściami.Ale Szymek już się nie uklęknął, matczyne słowa śmignęły go kiej biczem; że zakipiał, wyprostował sięhardo i rodowa Paczesiów zawziętość buchnęła mu do głowy; postąpił na izbę i rzekł straszniespokojnie, bodąc ją rozgorzałymi ślepiami:- Dawajcie pieniądze a prędko!.czekał już ni prosił nie będę!- Nie dam! - wrzasnęła rozjuszona oglądając się za czym do ręki.- To sam se je znajdę!Skoczył do skrzynki kiej ryś, jednym szarpnięciem oderwał wieko i zaczął z niej wywalać na podłogęobleczenia.Rzuciła się z wrzaskiem do obrony, próbowała go tylko zrazu odciągnąć, ale że ani na kroknie ustępował, wczepiła mu rękę w kudły, a drugą zaczęła bić po twarzy i głowie, kopać w zajdy ikrzyczeć wniebogłosy.Oganiał się jeszcze kiej od muchy uprzykrzonej, nie przestając szukać pieniędzy,jaże dostawszy gdziesik w słabiznę, otrząchnął się z taką złością, że padła na izbę jak długa, ale w tenmig się zerwała i chyciwszy pogrzebacz runęła znowu na niego.Nie chciał tej bitki z matką, to się jenoobraniał jeszcze, jak mógł, usiłując jej odebrać żelazo.Wrzask napełnił izbę.Jędrek, zanosząc się odpłaczu, biegał dookoła nich i skamlał żałośliwie:- Matulu, laboga!.Matulu!.Jagna, wszedłszy właśnie na to, rzuciła się ich rozbrajać, ale na darmo, bo co Szymek się uchylił i wbok uskoczył, matka dopadała go znowu kiej ta suka rozjuszona i prała, kaj popadło, że jużrozwścieczony z bólu oddawać zaczął.Sczepili się kiej psy i taczając się po izbie, tłukli się o ściany isprzęty ze strasznym wrzaskiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl