[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Łubiański poprawił ogień i przysiadł na pieńku.- Nic nie było.Trzy domy stały i wojsko.I nic więcej.- A przed wojną? - zainteresowała się Janeczka.- Przed wojną już coś było?- Przed wojną to tu wieś była, rybacka.I nad­leśnictwo.Oba porty też już były.- I cmentarz.- podsunął Pawełek.- A był cmentarz, był.Do tej pory jest, tylko już nie używany.Po tamtych został.Nikt tam nawet nie chodzi, żeby podejrzenie na niego nie padło.- Jakie podejrzenie?Pan Łubiański dołożył do ognia dwa kawałki drewna i zapalił papierosa.Na pytanie jakoś nie od­powiadał.- Ten cmentarz.- zaczęła ostrożnie Janeczka.- Ten cmentarz to pewnie całkiem opuszczo­ny? Może się nawet rozleciał?Pan Łubiański ciągle patrzył w ogień.- Znaczy, chodzi o to, że może się zniszczył - poprawił pośpiesznie Pawełek.- Może go kto roz­kopał?- A co, to już wiecie? - zdziwił się niechętnie pan Łubiański.- To i tam was zaniosło? Ano, była z tym cmentarzem duża awantura.Nieprzyjemna sprawa.Dopiero po dłuższych naleganiach zdecydował się powiedzieć coś więcej.Widać było,że temat jest mu niemiły.- No, co tu gadać, ktoś go właśnie rozkopał parę lat temu i wyszły z tego wielkie nieprzyjemno­ści.Podejrzenie takie padło, że to miejscowi mszczą się na nieboszczykach i groby niszczą.Tak przez złość, przez chuligaństwo, abo co.Przyjezdni nawet skargę zgłosili.- Jacy przyjezdni?- A z NRD.Że to niby nasi tak ich pohańbić chcieli.A to wcale nieprawda, już ja swoje wiem.Potem harcerze wysprzątali, zakopali z powrotem piszczele, do któregoś tam grobu zgarnęli wszystko, porządek zrobili i od tamtych czasów spokój.Nikt ani nogą się tam nie ruszy.Co mają na nas gadać, jeszcze by z tego jakie międzynarodowe komplika­cje wynikły.A ja wiem dobrze, że to oni sami, ci Niemcy.Był taki, co właśnie rozkopywał, złapali go na tympo cichutku, nikt nic nie widział, nikt nie słyszał i już on więcej do nas nie przyjedzie.- A po co rozkopywał?- Tego nikt nie wie.Ale podobno właśnie po to, żeby naszym ludziom, tutejszym, nieprzyjemno­ści narobić.Zdarza się czasem taka ludzka złość.Złapali go, poszedł preczi jest spokój.- I już teraz nikt nie rozkopuje? - upewniła się Janeczka.- Teraz już nie.Jak było, tak zostało.Tam na­wet nikt nie chodzi, bo i drogi nie ma.Dostęp trud­ny, ścieżki zarosły, droga, co kiedyś była, to już dawno przekopana w poprzek,a turyści, co tu na wczasach siedzą, to tylko na plażę i z powrotem.Czasem po alejkach połażą, ale mało i w innych stronach.Więcej tam dzików niż ludzi.Przez dłuższą chwilę Janeczka i Pawełek milcze­li.Dopiero po kilkakrotnym poprawieniu ognia i przykrycia na beczce, po zakrztuszeniu się dymem i uzyskaniu licznych informacjiw kwestii wędzenia, Pawełek wrócił do tematu.- A jak rozkopywali wtedy.No i jakby na przykład ktoś rozkopał teraz.to kto tego pilnuje? Znaczy, kto by pilnował, jakby rozkopywali?- Kto? - zamyślił się pan Łubiański, badając stopień wilgotności podkładanej na ogień kory.- A różni.I WOP, i milicja.A najprędzej to tacy, których nikt nie zna.Nawet byścienie wiedzieli, że ktoś pilnuje.Przyjedzie taki, niby turysta, niby nic, w oko nie wpada, a potem się okazuje, że władza.Albo i nic się nie okazuje, tylko ten kopacz więcej nie wraca.Dużo ja tu widziałem przez te wszystkie lata.- Teraz to już aby się tylko nie zdradzić - po­wiedział z posępną troską Pawełek, przedzierając się przez zarośla w kierunku cmentarza.- Jakby się pan Jonatan połapał, że my wiemy, to nie daj Boże! Sam nas pewno nie pozabija, głupio by mu było, bo u niego mieszkamy, ale musi tamtym po­wiedzieć.A oni mają chyba dosyć rozumu, żeby nas przy życiu nie zostawić!- Pewnie - przyświadczyła Janeczka.- Okazuje się, że nikt nie wie, tylko my.Wszyscy my­ślą, że to stare, i żeby nie Chaber, też byśmy nie wie­dzieli.- A przecież milicjant ma psa!- No to co? Jego pies nie jest myśliwski i poło­wy tego co Chaber nie wywęszy! I on go nie puszcza luzem, tylko trzyma przy sobie.Pawełek rozważał słowa pana Łubiańskiego.Wydostał się już na ścieżkę, po której było łatwiej iść, i mógł więcej uwagi poświęcić gnębiącym go myślom.- Słuchaj, a może tu faktycznie pilnuje jakiś taki, którego nie widać? I my o nim nicnie wiemy.- Chyba głupi jesteś - stwierdziła z niesma­kiem Janeczka, wyplątując się z krzakówi również ruszając dalej po ścieżce.- I co z tego, że go nie widać? Przecież Chaber od razuby powiedział, nie? Ludzie mogą sobie o takim nie wiedzieć, ale my bę­dziemy wiedzieli.- No faktycznie, masz rację.Chabra nie wykantuje.Biegnący w przodzie Chaber poinformował, że na cmentarzu nikogo nie ma.Podążali tam w dzień, żeby raz wreszcie wszystko spokojnie obejrzeć.Do zachodu słońca pozostało jeszcze dużo czasu.- Trzeba policzyć te groby - zadecydowała Janeczka, kiedy dotarli już na cmentarny pagórek i mogli rozejrzeć się wokół.- Policzyć całe i rozko­pane, bo inaczej nam się wszystko pomyli.- Ja bym zapisał.- To zapisz.Czekaj, najpierw policzymy ca­łe.Inwentaryzacja cmentarza okazała się sprawą dość skomplikowaną.Drzewa i krzewy gęsto zaro­sły teren.Groby były stare, niektóre pokrywał mech kożuchem tak grubym,że kamiennych płyt pod nim wcale nie było widać.Najstarsza część zajmowała północne zbocze pagórka, łagodnie nachylone ku morzu, nowsza ciągnęła się w stronę Zalewu.Od strony wschodniej, tam gdzie prawdopodobnie kie­dyś przechodziła droga, teraz widniały gigantyczne wertepy, jakaś chaotyczna plątanina gór i dołów, w ogóle nie do przebycia,, powstała z tego,iż natu­ralne fałdy terenu zostały wzbogacone licznymi okopami.Wszędzie dookoła rosły gęste kępy jeżyn, dzikiego bzu, głogu i innych krzewów, wdzierają­cych się pomiędzy nagrobki.Kilkanaście obramowań pękło, rozsadziły je wyrastające ze środka drze­wa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl