[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz nadeszła pora na zrealizowanie następnej części jego nowego planu ­wskazanie siedzącym okrakiem na płocie, którędy mają z niego zejść.Czas.Tak mało czasu.A mimo to nie potrafił się po­wstrzymać od uśmiechu.Byli tacy, obecnie już martwi, którzy kiedyś powiadali: “Kiedy Niall się uśmiecha, wkrótce skoczy komuś do gardła”.- Altara i Murandy - powiedział Carridinowi ­niech nęka je plaga Zaprzysięgłych Smokowi.Komnata przypominała pałacową bawialnię - sklepiony sufit ozdobiony sztukateriami, przednie dywany na posadzce wyłożonej białymi płytkami, zdobnie rzeźbione panele na ścia­nach - a jednak daleko jej było do prawdziwego pałacowego wnętrza.W rzeczy samej, jej wnętrze zdziwiłoby niejednego przypadkowego gościa.Mesaana, szeleszcząc suknią z szarego jedwabiu, krążyła wokół stolika intarsjowanego lazurytem i za­bawiała się układaniem z kostek domina skomplikowanej wie­ży, w której każde kolejne piętro było większe od poprzednie­go.Szczyciła się, że robi to wyłącznie w oparciu o swoją wiedzę o naprężeniach i dźwigniach; ani źdźbła Mocy.Ułożyła już dziewiąte piętro.Tak naprawdę, to nie tyle chodziło jej o zabawę, co raczej unikała rozmowy ze swą towarzyszką.Semirhage siedziała na krześle z wysokim oparciem i czerwonym obiciem.Szyła; dłu­gie, szczupłe palce wykonywały zręcznie miniaturowe szwy splatające się w misterny labirynt drobnych kwiatków.Zawsze była zaskoczona, widząc tę kobietę przy zajęciach tak.pro­zaicznych.Czarna suknia mocno kontrastowała z obiciem krzesła.Nawet Demandred nie odważyłby się powiedzieć Se­mirhage prosto w oczy, że tak często wkłada czerń, ponieważ Lanfear lubuje się w bieli.Mesaana po raz tysięczny usiłowała dociec, dlaczego czuje się skrępowana w obecności tej kobiety.Mesaana znała własne siły i słabości, zarówno jeśli szło o Jedyną Moc, jak i w innych kwestiach.Na wielu polach bez trudu potrafiłaby dorównać Semirhage, jeśli zaś chodzi o talenty, którymi operowała mniej sprawnie, to kompensowała je zdolnościami, których brakowa­ło z kolei Semirhage.Nie o to jednak chodziło.Semirhage rozkoszowała się okrucieństwem, znajdowała najczystszą przyje­mność w zadawaniu udręki, ale z pewnością i nie na tym polegał problem.Mesaana potrafiła być w razie konieczności okrutna i nie dbała o to, co Semirhage robiła drugim.Musiał zatem istnieć jeszcze powód, ale ona nie potrafiła się go doszukać.Zirytowana położyła kolejną kostkę i w tym momencie cała wieża runęła z hałasem, rozsypując się po podłodze.Gniewnie cmoknąwszy językiem, odwróciła się od stołu, krzyżując ręce na piersiach.- Gdzie jest Demandred? Minęło siedemnaście dni, od­kąd odwiedził Shayol Ghul, a zwlekał do dzisiaj z poinformo­waniem nas o wieściach, a na dodatek jeszcze każe teraz na siebie czekać.Sama w tym czasie dwukrotnie odwiedziła Szczelinę Za­głady, wykonała ten szarpiący nerwy spacer pod kamiennymi kłami, które ocierały się o jej włosy.Po to tylko, by spotkać tam dziwnego, nazbyt wysokiego Myrddraala, który nie chciał niczego powiedzieć.Szyb był, z całą pewnością, ale Wielki Władca nie reagował.Za każdym razem nie zabawiła tam dłu­go.Przedtem uważała, że niczego się nie boi, a w każdym razie na pewno nie spojrzenia Półczłowieka, a jednak dwukrot­ne milczące, bezokie wejrzenie Myrddraala zmusiło ją do odejścia.Pamiętała, jak szła coraz szybciej, tylko dzięki nie­złomnej woli nie zaczynając biec.Gdyby przenoszenie w tym miejscu nie było niezawodnym sposobem spotkania własnej śmierci, zniszczyłaby natychmiast tego potwora, albo przynaj­mniej całą drogę powrotną Podróżowała.- Gdzie on jest?Semirhage podniosła oczy znad robótki - nigdy nie mru­gające czarne oczy osadzone w gładkiej, opalonej twarzy ­po czym odłożyła swoje hafty i wstała z gracją.- Przybędzie w swoim czasie - odparła spokojnie.Za­wsze była spokojna, nigdy też nie brakowało jej wdzięku.­Jak nie chcesz czekać, to sobie idź.Mesaana mimo woli uniosła się na palce, ale i tak nadal musiała zadzierać głowę.Semirhage przewyższała wzrostem większość mężczyzn, aczkolwiek miała tak doskonałe propor­cje, że nie zauważało się tego, dopóki nie stanęła przy tobie i nie spojrzała na ciebie z góry.- Iść sobie? A właśnie, że odejdę.A on może.Rzecz jasna, ostrzeżenia nie było.Jak zawsze, gdy przeno­sił mężczyzna.W powietrzu pojawiła się jaskrawa pionowa linia, która zaczęła się rozszerzać i po chwili gotowa brama obróciła się w taki sposób, by Demandred mógł przez nią przejść, jednocześnie kłaniając się im obu.Tego dnia był odzia­ny wyłącznie w ciemne szarości, z odrobiną jasnej koronki przy szyi.Łatwo się dostosowywał do mód i tkanin tego Wieku.Jego orli profil był niemalże przystojny, aczkolwiek nie do tego stopnia, by serce kobiety zabiło szybciej na jego widok.Pod pewnymi względami takie “prawie” albo “nie całkiem” towarzyszyły Demandredowi przez całe życie.Miał pecha, bo urodził się jeden dzień później niż Lews Therin Telamon; Te­lamon został Smokiem, a tymczasem on, wtedy jeszcze jako Barid Bel Medar, przez całe lata prawie dorównywał osiągnię­ciom Lewsa Therina i nie całkiem jego sławie.Gdyby nie Lews Therin, byłby najbardziej znaną postacią tamtego Wieku.Czy stałby tu dzisiaj, gdyby to jemu pozwolono wtedy dowodzić, a nie temu człowiekowi, którego uważał za intelektualnie gor­szego od siebie, temu durniowi ostrożnemu do przesady, któ­remu zbyt często dopisywało szczęście? Teraz były to próżne spekulacje, aczkolwiek Mesaanie zdarzało się już wcześniej nad tym zastanawiać.Nie, liczyło się to, że Demandred gardził Smokiem, a teraz, kiedy się Odrodził, przeniósł nań w całości swoją pogardę na jego obecne wcielenie.- Dlaczego.?Demandred podniósł rękę- Zaczekajmy, aż będą tu wszyscy, Mesaano, to nie będę się musiał powtarzać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl