Pokrewne
- Strona Główna
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Christian Jacq Prawo Pustyni
- Zajdel Janusz A Prawo do powrotu
- 'Prawo Turystyczne' R.Walczak
- Prawo Turystyczne R. Walczak (2)
- balzac honoriusz komedia ludzka iv
- mein kampf (pl)
- Crichton Michael Kongo
- adam smit undesnii bayalag
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Jesteś napalony.– Na wypadek gdybyś nie była pewna… –Biorę jej rękę i kładę w tym samym miejscu.–Na samą myśl o tobie jestem twardy.Czuję, że się uśmiecha, chociaż nic nie widzę.Wyobrażam sobie rzęsy okalające zielone oczy,które teraz przybrały pewnie szary odcień.Zsuwam sukienkę z jej ramion i ściągam wdół, aż Kiara zostaje w bieliźnie.– Kolej na ciebie – szepcze i odsuwa się, gdy chcę jej dotknąć.Wyskakuję z ciuchów i zostaję w samychmajtkach, a potem wciągam ją pod koc.– Zimno ci? – pytam, czując lekkie drżenie jejdłoni, gdy przesuwa palce po mojej twarzy, jakbychciała ją zapamiętać.– Nie.Pochylam się i ją całuję.– Daj mi swoje zarazki – żartuję z Brandona ijego definicji francuskiego pocałunku.– Pod warunkiem że ty dasz mi swoje – mówiw moje usta.Rozchyla wargi i nasze języki się splatają – robię się od tego jeszcze twardszy, jeślito w ogóle możliwe.Nasze ciała ocierają się o siebie rytmicznymiruchami przez całą wieczność.Sięgam do jejmajtek, żeby ją poczuć, a w tej samej chwili jej ręce mnie otaczają.– Mam prezerwatywę – mówię, kiedy ściągamjej majtki.Oboje jesteśmy rozgrzani i spoceni i nie mogę już dłużej czekać.– Ja też mam – szepcze w moją szyję.– Ale niewiadomo, czy będziemy mogli jej użyć.– Dlaczego nie?Boję się, że zaraz mi powie, że to pomyłka, żewcale nie chciała, żebym się napalił, że niezasługuję na to, żeby jej zabrać dziewictwo, ale bała mi się to powiedzieć.Kiara chrząka.– Bo to zależy od tego, czy nie jesteś uczulonyna lateks.Lateks? Nikt mnie o to nie pytał.Możedlatego, że inne dziewczyny oczekiwały, że to japomyślę o zabezpieczeniu albo się tym wcale nieprzejmowały.– Chica, nie mam na nic alergii.– To dobrze – mówi i wyjmuje z torebkiprezerwatywę.– Mam ci ją nałożyć?Nie widzi, że unoszę kącik ust.To nie ja jestemdziewicą, a jednak tej nocy tyle rzeczy dzieje siępo raz pierwszy.– A potrafisz?Słyszę, że otwiera opakowanie.– To wyzwanie? – szepcze, pochyla się i mówiprosto w moje usta.– Och, Carlos.Wiesz, żeuwielbiam wyzwania.52.KiaraObudź się, chica.Poruszam się na dźwięk głosu Carlosa.Czujęna nagim ramieniu delikatny dotyk palców.Nasze nogi są splecione, a głowę opieram wzagłębieniu jego ramienia.Na wspomnienietego,corobiliśmykilkagodzintemu,przypływają słodko-gorzkie wspomnienia.Otwieram oczy.Wciąż jest ciemno i leżymyoboje zupełnie nadzy pod kocami.– Cześć – mówię zaspanym i zmęczonymgłosem.– Cześć.Musimy się zbierać.– Dlaczego? Nie możemy tu jeszcze zostać?Chrząka i odsuwa się na drugą stronę, a podkoc wpływa chłodne nocne powietrze.– Zapomniałem, że muszę oddać Aleksowisamochód.– Okej – mówię tępo.– Okej.Wiem, że się boi i żałuje tego, co zrobiliśmy.Wyczuwam to.Nie wiem, dlaczego poczuł towłaśnie teraz, ale wiem, że tak jest.– Ubierz się – mówi bez emocji.Kiedy jesteśmy ubrani, podaje mi marynarkę,ale jej nie chcę.– Mam płaszcz przeciwdeszczowy.– Zostawiłaś go w samochodzie, Kiara.Włóżmarynarkę.Ochroni cię przed deszczem.– Nie potrzebuję jej – mówię i wychodzęprosto na deszcz w samej sukience i z bosymistopami.Potrzebuję jego miłości.I szczerości.Poza tym marynarka to tylko pozorna ochrona.Jest przemoczona do suchej nitki.Pakuje koce do bagażnika samochodu i bąkacoś, że musi je zanieść do pralni.Jedziemypustymi, ciemnymi ulicami w całkowitymmilczeniu.Słychać tylko deszcz uderzający oszybę.Szkoda, że tak bardzo przypomina mi łzy.– Jesteś na mnie zły? – pytam, wciągającpłaszcz przeciwdeszczowy, żeby nie widział, jakmi drżą ramiona.– Nie.– To przestań się zachowywać, jakbyś był.Dlamnie ta noc była idealna.Nie psuj mi tego.Wjeżdża na podjazd i parkuje koło mojegosamochodu.Deszcz leje jeszcze mocniej.– Poczekaj kilka minut, aż trochę przejdzie –mówi, gdy biorę buty i torebkę.– Jak wrócisz do domu, kiedy odstawiszsamochód?– Przenocuję u brata.Patrzę na krople deszczu spływające poprzedniej szybie.Nie mogę tu dłużej siedzieć, bozbiera mi się na płacz.– Nie żałuję tej nocy.Ani trochę.Chciałam,żebyś wiedział.Patrzy prosto na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.– Jesteś napalony.– Na wypadek gdybyś nie była pewna… –Biorę jej rękę i kładę w tym samym miejscu.–Na samą myśl o tobie jestem twardy.Czuję, że się uśmiecha, chociaż nic nie widzę.Wyobrażam sobie rzęsy okalające zielone oczy,które teraz przybrały pewnie szary odcień.Zsuwam sukienkę z jej ramion i ściągam wdół, aż Kiara zostaje w bieliźnie.– Kolej na ciebie – szepcze i odsuwa się, gdy chcę jej dotknąć.Wyskakuję z ciuchów i zostaję w samychmajtkach, a potem wciągam ją pod koc.– Zimno ci? – pytam, czując lekkie drżenie jejdłoni, gdy przesuwa palce po mojej twarzy, jakbychciała ją zapamiętać.– Nie.Pochylam się i ją całuję.– Daj mi swoje zarazki – żartuję z Brandona ijego definicji francuskiego pocałunku.– Pod warunkiem że ty dasz mi swoje – mówiw moje usta.Rozchyla wargi i nasze języki się splatają – robię się od tego jeszcze twardszy, jeślito w ogóle możliwe.Nasze ciała ocierają się o siebie rytmicznymiruchami przez całą wieczność.Sięgam do jejmajtek, żeby ją poczuć, a w tej samej chwili jej ręce mnie otaczają.– Mam prezerwatywę – mówię, kiedy ściągamjej majtki.Oboje jesteśmy rozgrzani i spoceni i nie mogę już dłużej czekać.– Ja też mam – szepcze w moją szyję.– Ale niewiadomo, czy będziemy mogli jej użyć.– Dlaczego nie?Boję się, że zaraz mi powie, że to pomyłka, żewcale nie chciała, żebym się napalił, że niezasługuję na to, żeby jej zabrać dziewictwo, ale bała mi się to powiedzieć.Kiara chrząka.– Bo to zależy od tego, czy nie jesteś uczulonyna lateks.Lateks? Nikt mnie o to nie pytał.Możedlatego, że inne dziewczyny oczekiwały, że to japomyślę o zabezpieczeniu albo się tym wcale nieprzejmowały.– Chica, nie mam na nic alergii.– To dobrze – mówi i wyjmuje z torebkiprezerwatywę.– Mam ci ją nałożyć?Nie widzi, że unoszę kącik ust.To nie ja jestemdziewicą, a jednak tej nocy tyle rzeczy dzieje siępo raz pierwszy.– A potrafisz?Słyszę, że otwiera opakowanie.– To wyzwanie? – szepcze, pochyla się i mówiprosto w moje usta.– Och, Carlos.Wiesz, żeuwielbiam wyzwania.52.KiaraObudź się, chica.Poruszam się na dźwięk głosu Carlosa.Czujęna nagim ramieniu delikatny dotyk palców.Nasze nogi są splecione, a głowę opieram wzagłębieniu jego ramienia.Na wspomnienietego,corobiliśmykilkagodzintemu,przypływają słodko-gorzkie wspomnienia.Otwieram oczy.Wciąż jest ciemno i leżymyoboje zupełnie nadzy pod kocami.– Cześć – mówię zaspanym i zmęczonymgłosem.– Cześć.Musimy się zbierać.– Dlaczego? Nie możemy tu jeszcze zostać?Chrząka i odsuwa się na drugą stronę, a podkoc wpływa chłodne nocne powietrze.– Zapomniałem, że muszę oddać Aleksowisamochód.– Okej – mówię tępo.– Okej.Wiem, że się boi i żałuje tego, co zrobiliśmy.Wyczuwam to.Nie wiem, dlaczego poczuł towłaśnie teraz, ale wiem, że tak jest.– Ubierz się – mówi bez emocji.Kiedy jesteśmy ubrani, podaje mi marynarkę,ale jej nie chcę.– Mam płaszcz przeciwdeszczowy.– Zostawiłaś go w samochodzie, Kiara.Włóżmarynarkę.Ochroni cię przed deszczem.– Nie potrzebuję jej – mówię i wychodzęprosto na deszcz w samej sukience i z bosymistopami.Potrzebuję jego miłości.I szczerości.Poza tym marynarka to tylko pozorna ochrona.Jest przemoczona do suchej nitki.Pakuje koce do bagażnika samochodu i bąkacoś, że musi je zanieść do pralni.Jedziemypustymi, ciemnymi ulicami w całkowitymmilczeniu.Słychać tylko deszcz uderzający oszybę.Szkoda, że tak bardzo przypomina mi łzy.– Jesteś na mnie zły? – pytam, wciągającpłaszcz przeciwdeszczowy, żeby nie widział, jakmi drżą ramiona.– Nie.– To przestań się zachowywać, jakbyś był.Dlamnie ta noc była idealna.Nie psuj mi tego.Wjeżdża na podjazd i parkuje koło mojegosamochodu.Deszcz leje jeszcze mocniej.– Poczekaj kilka minut, aż trochę przejdzie –mówi, gdy biorę buty i torebkę.– Jak wrócisz do domu, kiedy odstawiszsamochód?– Przenocuję u brata.Patrzę na krople deszczu spływające poprzedniej szybie.Nie mogę tu dłużej siedzieć, bozbiera mi się na płacz.– Nie żałuję tej nocy.Ani trochę.Chciałam,żebyś wiedział.Patrzy prosto na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]