Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Hardy Thomas Tessa d'Urberville
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- urodze-zycie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porucznik Wedelmann zbliżył się do swego dowódcy, zahamował tuż przed nim i nie zsiadłszy jeszcze ze swego motocykla zaprodukował coś w rodzaju salutowania.Pułkownik odpowiedział niemal uroczyście.Potem odezwał się: - Dzień dobry, panie poruczniku.Mam nadzieję, że przebył pan szczęśliwie tę noc.- Dzień dobry, panie pułkowniku.- Niech! pan odstawi na bok swój grat, panie poruczniku, i dotrzyma mi trochę towarzystwa.Wedelmann oparł motocykl o ścianę pobliskiego domu.Potem podszedł znowu do pułkownika Luschkego i stanął obok niego w milczeniu.- Mamy jeszcze niejedno do omówienia, panie Wedelmann.Na razie nie to jednak, co pan ma na myśli.Jak pan ocenia sytuację?- Panie pułkowniku, miałem dotychczas niewiele sposobności.- Wiem o tym, ale mimo to pytam pana.Wedelmann zmusił się do skupienia i zaczął patrzeć na zapchaną szosę.- Początki paniki - powiedział.- Jeżeli nieprzyjaciel w najbliższych dwóch, trzech godzinach dotrze do naszej nowej linii obrony, wszystko może się zawalić.Luschke skinął głową.- Nasze baterie - powiedział - cofają się, i to skokami po dziesięć kilometrów.Dotychczas wszystko szło jako tako.Żadnych godnych uwagi strat.Żadnych wyjątkowych sukcesów.- Zdaje się, panie pułkowniku, że punkt krytyczny nie został jeszcze osiągnięty.Ataki nocne miały raczej na celu wprowadzenie u nas zamętu.Jak doświadczenie wykazuje, dopiero ataki dzienne mogą doprowadzić do utworzenia decydujących punktów ciężkości.- Jako żołnierz - powiedział Luschke, patrząc na blade niebo brzemienne śniegiem - ma pan swoje zalety.Wedelmann zrozumiał i stał w milczeniu.- Nawiasem mówiąc, otrzymałem niedawno meldunek z pańskiej trzeciej baterii.Wedle tego meldunku doszło tam do styczności z wrogiem, z piechotą, i to w sile całego batalionu.Żadnych strat, za to sukcesy! Podobno kilkunastu tamtych gryzie ziemię.A teraz między nami, Wedelmann, czy sądzi pan, że ten Witterer buja?- Panie pułkowniku, jestem porucznikiem, a pan kapitan Witterer to dowódca mojej baterii.Luschke zwrócił swoją bulwiastą twarz w stronę Wedelmanna, zmrużył oczy i powiedział chłodno: - Panie Wedelmann, pouczenia są mi niepotrzebne.Chcę usłyszeć odpowiedź.- Odpowiedź moja, panie pułkowniku, brzmi: tak!- Dziękuję - powiedział Luschke twardo.- Dodatkowo pozwalam sobie jednak zauważyć.- Dziękuję, panie Wedelmann.Tylko żadnych arii operowych! Znam dostatecznie dobrze cały ten repertuar.Potem pułkownik podniósł lewą rękę i skinął.Czekający u wejścia do chaty adiutant pośpieszył na wezwanie.Luschke powiedział: - Odnaleźć miejsce postoju trzeciej baterii.Domagać się stałej łączności.Przygotować do drogi mój samochód.Rozkaz dla wszystkich kolumn: Natychmiast po przybyciu na nowe stanowisko okopywać się i zorganizować obronę przy wykorzystaniu całej posiadanej broni ręcznej i maszynowej.Poza tym proszę o ostatni radiotelegram z ubiegłej nocy.Adiutant skinął głową i zrobiwszy kilka notatek odszedł.- A my obaj, panie Wedelmann, mamy chyba niejedno do omówienia.Luschke ruszył naprzód w kierunku stojącego przy szosie drewnianego domu.Wedelmann poszedł za nim.Na drzwiach wypisany był grubą kredą znak pułku.Pułkownik przeszedł większą izbę, w której urzędował adiutant z żołnierzami sztabu bojowego.Żołnierze starali się nie widzieć go, Luschke nie lubił bowiem, żeby przerywano pracę i stawano na baczność.Czuł wstręt do pustych form bez względu na powody, które je wywoływały.Potem Luschke wszedł do mniejszego pomieszczenia będącego czymś w rodzaju celi z małym, zakratowanym oknem.Rzucił na kiwający się stół zmiętoszoną czapkę; nikt nie widział go jeszcze nigdy w hełmie.- Proszę nie wyciągać konsekwencji z tego, że nie proponuję, by pan usiadł - powiedział.- Łóżko jest zapluskwione.Krzesło może się lada chwila załamać, a na stole siadam ja sam.- Tak jest, panie pułkowniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Porucznik Wedelmann zbliżył się do swego dowódcy, zahamował tuż przed nim i nie zsiadłszy jeszcze ze swego motocykla zaprodukował coś w rodzaju salutowania.Pułkownik odpowiedział niemal uroczyście.Potem odezwał się: - Dzień dobry, panie poruczniku.Mam nadzieję, że przebył pan szczęśliwie tę noc.- Dzień dobry, panie pułkowniku.- Niech! pan odstawi na bok swój grat, panie poruczniku, i dotrzyma mi trochę towarzystwa.Wedelmann oparł motocykl o ścianę pobliskiego domu.Potem podszedł znowu do pułkownika Luschkego i stanął obok niego w milczeniu.- Mamy jeszcze niejedno do omówienia, panie Wedelmann.Na razie nie to jednak, co pan ma na myśli.Jak pan ocenia sytuację?- Panie pułkowniku, miałem dotychczas niewiele sposobności.- Wiem o tym, ale mimo to pytam pana.Wedelmann zmusił się do skupienia i zaczął patrzeć na zapchaną szosę.- Początki paniki - powiedział.- Jeżeli nieprzyjaciel w najbliższych dwóch, trzech godzinach dotrze do naszej nowej linii obrony, wszystko może się zawalić.Luschke skinął głową.- Nasze baterie - powiedział - cofają się, i to skokami po dziesięć kilometrów.Dotychczas wszystko szło jako tako.Żadnych godnych uwagi strat.Żadnych wyjątkowych sukcesów.- Zdaje się, panie pułkowniku, że punkt krytyczny nie został jeszcze osiągnięty.Ataki nocne miały raczej na celu wprowadzenie u nas zamętu.Jak doświadczenie wykazuje, dopiero ataki dzienne mogą doprowadzić do utworzenia decydujących punktów ciężkości.- Jako żołnierz - powiedział Luschke, patrząc na blade niebo brzemienne śniegiem - ma pan swoje zalety.Wedelmann zrozumiał i stał w milczeniu.- Nawiasem mówiąc, otrzymałem niedawno meldunek z pańskiej trzeciej baterii.Wedle tego meldunku doszło tam do styczności z wrogiem, z piechotą, i to w sile całego batalionu.Żadnych strat, za to sukcesy! Podobno kilkunastu tamtych gryzie ziemię.A teraz między nami, Wedelmann, czy sądzi pan, że ten Witterer buja?- Panie pułkowniku, jestem porucznikiem, a pan kapitan Witterer to dowódca mojej baterii.Luschke zwrócił swoją bulwiastą twarz w stronę Wedelmanna, zmrużył oczy i powiedział chłodno: - Panie Wedelmann, pouczenia są mi niepotrzebne.Chcę usłyszeć odpowiedź.- Odpowiedź moja, panie pułkowniku, brzmi: tak!- Dziękuję - powiedział Luschke twardo.- Dodatkowo pozwalam sobie jednak zauważyć.- Dziękuję, panie Wedelmann.Tylko żadnych arii operowych! Znam dostatecznie dobrze cały ten repertuar.Potem pułkownik podniósł lewą rękę i skinął.Czekający u wejścia do chaty adiutant pośpieszył na wezwanie.Luschke powiedział: - Odnaleźć miejsce postoju trzeciej baterii.Domagać się stałej łączności.Przygotować do drogi mój samochód.Rozkaz dla wszystkich kolumn: Natychmiast po przybyciu na nowe stanowisko okopywać się i zorganizować obronę przy wykorzystaniu całej posiadanej broni ręcznej i maszynowej.Poza tym proszę o ostatni radiotelegram z ubiegłej nocy.Adiutant skinął głową i zrobiwszy kilka notatek odszedł.- A my obaj, panie Wedelmann, mamy chyba niejedno do omówienia.Luschke ruszył naprzód w kierunku stojącego przy szosie drewnianego domu.Wedelmann poszedł za nim.Na drzwiach wypisany był grubą kredą znak pułku.Pułkownik przeszedł większą izbę, w której urzędował adiutant z żołnierzami sztabu bojowego.Żołnierze starali się nie widzieć go, Luschke nie lubił bowiem, żeby przerywano pracę i stawano na baczność.Czuł wstręt do pustych form bez względu na powody, które je wywoływały.Potem Luschke wszedł do mniejszego pomieszczenia będącego czymś w rodzaju celi z małym, zakratowanym oknem.Rzucił na kiwający się stół zmiętoszoną czapkę; nikt nie widział go jeszcze nigdy w hełmie.- Proszę nie wyciągać konsekwencji z tego, że nie proponuję, by pan usiadł - powiedział.- Łóżko jest zapluskwione.Krzesło może się lada chwila załamać, a na stole siadam ja sam.- Tak jest, panie pułkowniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]