[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy wszystkich innych zaletach skład pozostawiony mi obecnie do dyspozycji jest za mały i byłbym niezwykle wdzięcz­ny, gdyby pan kapitan.- To oczywiście da się zrobić - powiedział Schulz nie bez serdeczności i wyraźnie rad, że jego potworne podejrzenie nie sprawdziło się.- To oczywiście można zrobić.Jeżeli sprawa tak wygląda, to miło mi oświadczyć panu, że mam zamiar spełnić tę koleżeńską prośbę.- Najserdeczniejsze dzięki, panie kapitanie.- Nie będziemy tracić na próżno czasu.W zasięgu mojej wła­dzy pracuje się szybko i gruntownie.Załatwimy więc pańskie podanie jeszcze dzisiaj.Powiedzmy, za dwie godziny będę mógł przysłać po skrzynie.- Ależ oczywiście, panie kapitanie.Jeżeli pan kapitan pozwo­li, to chciałbym wypowiedzieć jeszcze jedną prośbę o charakterze specjalnym.- Proszę.- Jako bezpośrednio podporządkowany Naczelnemu Dowódz­twu, spełniam do pewnego stopnia tajne polecenie służbowe.Był­bym panu kapitanowi bardzo zobowiązany, gdyby moja placówka służbowa pozostawała pod opieką komendy garnizonu, a równo­cześnie nie była tutaj oficjalnie zarejestrowana.Rozumie pan chyba, panie kapitanie, że chodzi tu wyłącznie o tajemnicę służ­bową.- Zobaczymy, co się da zrobić - powiedział Schulz protekcjo­nalnie.- Ostatecznie nie jestem potworem.A tajne zlecenie służbowe to rzecz święta.- Serdeczne dzięki, panie kapitanie.Schulz machnął ręką.- Niech mi pan jeszcze nie dziękuje, płatniku Brahm.Musimy najpierw zobaczyć, czy przechowywanie pańskich skrzyń w obrębie komendy garnizonu w ogóle się opłaci.- Opłaci się, panie kapitanie.- Bardzo by mnie to cieszyło.Brak mi jeszcze ciągle instrukcji - powiedział wysoki, bar­czysty Amerykanin siedzący na krześle - jak się mam zacho­wywać jako morderca.- Niech pan nie mówi głupstw, James - powiedział kapitan stojący za dużym stołem.Nie było w jego słowach wyrzutu, za­chowywał się tak, jak gdyby chodziło o żart, którego nie uważał za zbyt szczęśliwy.- Jakże to jest? - pytał z uporem James.- Czy generał Eisenhower powiedział: "zabijajcie Niemców!" czy też nie po­wiedział?Kapitan Ted Boernes z CIC[1], szef sekcji amerykańskiego kontrwywiadu, niski, szczupły jegomość o delikatnych rękach, w okularach bez oprawy, potrząsnął wielką głową z pewną nie­chęcią.- Niechże pan da spokój z tymi prymitywnymi hasłami wojennymi, James.- Bądź co bądź chodzi o wypowiedź, a raczej o instrukcję, za którą jest odpowiedzialny nie byle kto, lecz sam naczelny do­wódca alianckich sił zbrojnych.A więc jak to jest? Mamy zabi­jać czy nie?Kapitan Boernes zdjął z namaszczeniem grube okulary i jak gdyby szukając pomocy rozejrzał się po pokoju.Mrużył przy tym oczy i przegubem lewej ręki potarł czoło.Widział doskonale i bez okularów.Przyglądał się swoim współpracownikom zgromadzonym wokół niego w hallu willi pewnego przemysłowca.Twarz miał bez wy­razu; ruchy jego mimo ogromnego zmęczenia były elastyczne.Starał się uświadomić swych kolegów, że jest skłonny do przy­jaznego kompromisu.Zebrało się wokół niego ze dwa tuziny mężczyzn w mundu­rach wojskowych bez odznak.Była to pstra grupka, od której wiało trzymaną na wodzy wrogością.Pochodzili z najróżniejszych zakątków Stanów Zjednoczonych, mieli najróżnorodniejsze zawo­dy, należeli do najrozmaitszych wyznań.Jedną tylko mieli wspól­ną cechę: wszyscy mówili świetnie po niemiecku.- Zadanie nasze - powiedział kapitan starając się szczerze bagatelizować to, czego nie można było brać na serio - nie ma nic wspólnego z rąbaniem drzewa.Nie jesteśmy mordercami.- Jeżeli - oświadczył James ze sportową niemal dumą - spotkam jakąś świnię hitlerowską, powiedzmy, na gorącym uczyn­ku, zakłuję ją.To jasne, ale generał nie powiedział: "zabijajcie hitlerowców!" Powiedział wyraźnie: "zabijajcie Niemców!"- Nie jesteśmy sędziami, James - rzekł kapitan protestując łagodnym ruchem ręki.- A tym bardziej nie jesteśmy sędziami i egzekutorami wyroków w jednej osobie.James, rozpierany przez nadmiar energii, ale przy tym dobro­duszny, wydał parę niezrozumiałych dźwięków, które miały być protestem, ale mogły być tłumaczone dowolnie.Kapitan uznał za wskazane przyjąć je za potwierdzenie swych słów."Ten Ja­mes - powiedział sobie po namyśle z całym spokojem - to morderca.Trzeba go trzymać na wodzy i używać jedynie przy stosowaniu wzmożonych środków ostrożności, gdyż jest to mate­riał łatwo eksplodujący".- My wszyscy - powiedział kapitan Boernes, zdecydowany dotrzeć do sedna swoich wywodów - mamy jakiś stosunek do Niemiec.- Zgadza się co do joty - powiedział James.- Mnie na przy­kład Nabito w Niemczech rodziców pałkami.A brata mego spalili w piecu.O tym, kapitanie, myślę zawsze, kiedy ktoś mówi o Niemcach.Oto jak wygląda mój stosunek do tego świńskiego narodu.- James - powiedział Boernes pobłażliwie karcącym tonem - niechże pan rozróżnia Niemców od hitlerowców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl