Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- Adobe.Illustrator.PL.Podrecznik.uzytkownika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wrobelek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy wszystkich innych zaletach skład pozostawiony mi obecnie do dyspozycji jest za mały i byłbym niezwykle wdzięczny, gdyby pan kapitan.- To oczywiście da się zrobić - powiedział Schulz nie bez serdeczności i wyraźnie rad, że jego potworne podejrzenie nie sprawdziło się.- To oczywiście można zrobić.Jeżeli sprawa tak wygląda, to miło mi oświadczyć panu, że mam zamiar spełnić tę koleżeńską prośbę.- Najserdeczniejsze dzięki, panie kapitanie.- Nie będziemy tracić na próżno czasu.W zasięgu mojej władzy pracuje się szybko i gruntownie.Załatwimy więc pańskie podanie jeszcze dzisiaj.Powiedzmy, za dwie godziny będę mógł przysłać po skrzynie.- Ależ oczywiście, panie kapitanie.Jeżeli pan kapitan pozwoli, to chciałbym wypowiedzieć jeszcze jedną prośbę o charakterze specjalnym.- Proszę.- Jako bezpośrednio podporządkowany Naczelnemu Dowództwu, spełniam do pewnego stopnia tajne polecenie służbowe.Byłbym panu kapitanowi bardzo zobowiązany, gdyby moja placówka służbowa pozostawała pod opieką komendy garnizonu, a równocześnie nie była tutaj oficjalnie zarejestrowana.Rozumie pan chyba, panie kapitanie, że chodzi tu wyłącznie o tajemnicę służbową.- Zobaczymy, co się da zrobić - powiedział Schulz protekcjonalnie.- Ostatecznie nie jestem potworem.A tajne zlecenie służbowe to rzecz święta.- Serdeczne dzięki, panie kapitanie.Schulz machnął ręką.- Niech mi pan jeszcze nie dziękuje, płatniku Brahm.Musimy najpierw zobaczyć, czy przechowywanie pańskich skrzyń w obrębie komendy garnizonu w ogóle się opłaci.- Opłaci się, panie kapitanie.- Bardzo by mnie to cieszyło.Brak mi jeszcze ciągle instrukcji - powiedział wysoki, barczysty Amerykanin siedzący na krześle - jak się mam zachowywać jako morderca.- Niech pan nie mówi głupstw, James - powiedział kapitan stojący za dużym stołem.Nie było w jego słowach wyrzutu, zachowywał się tak, jak gdyby chodziło o żart, którego nie uważał za zbyt szczęśliwy.- Jakże to jest? - pytał z uporem James.- Czy generał Eisenhower powiedział: "zabijajcie Niemców!" czy też nie powiedział?Kapitan Ted Boernes z CIC[1], szef sekcji amerykańskiego kontrwywiadu, niski, szczupły jegomość o delikatnych rękach, w okularach bez oprawy, potrząsnął wielką głową z pewną niechęcią.- Niechże pan da spokój z tymi prymitywnymi hasłami wojennymi, James.- Bądź co bądź chodzi o wypowiedź, a raczej o instrukcję, za którą jest odpowiedzialny nie byle kto, lecz sam naczelny dowódca alianckich sił zbrojnych.A więc jak to jest? Mamy zabijać czy nie?Kapitan Boernes zdjął z namaszczeniem grube okulary i jak gdyby szukając pomocy rozejrzał się po pokoju.Mrużył przy tym oczy i przegubem lewej ręki potarł czoło.Widział doskonale i bez okularów.Przyglądał się swoim współpracownikom zgromadzonym wokół niego w hallu willi pewnego przemysłowca.Twarz miał bez wyrazu; ruchy jego mimo ogromnego zmęczenia były elastyczne.Starał się uświadomić swych kolegów, że jest skłonny do przyjaznego kompromisu.Zebrało się wokół niego ze dwa tuziny mężczyzn w mundurach wojskowych bez odznak.Była to pstra grupka, od której wiało trzymaną na wodzy wrogością.Pochodzili z najróżniejszych zakątków Stanów Zjednoczonych, mieli najróżnorodniejsze zawody, należeli do najrozmaitszych wyznań.Jedną tylko mieli wspólną cechę: wszyscy mówili świetnie po niemiecku.- Zadanie nasze - powiedział kapitan starając się szczerze bagatelizować to, czego nie można było brać na serio - nie ma nic wspólnego z rąbaniem drzewa.Nie jesteśmy mordercami.- Jeżeli - oświadczył James ze sportową niemal dumą - spotkam jakąś świnię hitlerowską, powiedzmy, na gorącym uczynku, zakłuję ją.To jasne, ale generał nie powiedział: "zabijajcie hitlerowców!" Powiedział wyraźnie: "zabijajcie Niemców!"- Nie jesteśmy sędziami, James - rzekł kapitan protestując łagodnym ruchem ręki.- A tym bardziej nie jesteśmy sędziami i egzekutorami wyroków w jednej osobie.James, rozpierany przez nadmiar energii, ale przy tym dobroduszny, wydał parę niezrozumiałych dźwięków, które miały być protestem, ale mogły być tłumaczone dowolnie.Kapitan uznał za wskazane przyjąć je za potwierdzenie swych słów."Ten James - powiedział sobie po namyśle z całym spokojem - to morderca.Trzeba go trzymać na wodzy i używać jedynie przy stosowaniu wzmożonych środków ostrożności, gdyż jest to materiał łatwo eksplodujący".- My wszyscy - powiedział kapitan Boernes, zdecydowany dotrzeć do sedna swoich wywodów - mamy jakiś stosunek do Niemiec.- Zgadza się co do joty - powiedział James.- Mnie na przykład Nabito w Niemczech rodziców pałkami.A brata mego spalili w piecu.O tym, kapitanie, myślę zawsze, kiedy ktoś mówi o Niemcach.Oto jak wygląda mój stosunek do tego świńskiego narodu.- James - powiedział Boernes pobłażliwie karcącym tonem - niechże pan rozróżnia Niemców od hitlerowców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Przy wszystkich innych zaletach skład pozostawiony mi obecnie do dyspozycji jest za mały i byłbym niezwykle wdzięczny, gdyby pan kapitan.- To oczywiście da się zrobić - powiedział Schulz nie bez serdeczności i wyraźnie rad, że jego potworne podejrzenie nie sprawdziło się.- To oczywiście można zrobić.Jeżeli sprawa tak wygląda, to miło mi oświadczyć panu, że mam zamiar spełnić tę koleżeńską prośbę.- Najserdeczniejsze dzięki, panie kapitanie.- Nie będziemy tracić na próżno czasu.W zasięgu mojej władzy pracuje się szybko i gruntownie.Załatwimy więc pańskie podanie jeszcze dzisiaj.Powiedzmy, za dwie godziny będę mógł przysłać po skrzynie.- Ależ oczywiście, panie kapitanie.Jeżeli pan kapitan pozwoli, to chciałbym wypowiedzieć jeszcze jedną prośbę o charakterze specjalnym.- Proszę.- Jako bezpośrednio podporządkowany Naczelnemu Dowództwu, spełniam do pewnego stopnia tajne polecenie służbowe.Byłbym panu kapitanowi bardzo zobowiązany, gdyby moja placówka służbowa pozostawała pod opieką komendy garnizonu, a równocześnie nie była tutaj oficjalnie zarejestrowana.Rozumie pan chyba, panie kapitanie, że chodzi tu wyłącznie o tajemnicę służbową.- Zobaczymy, co się da zrobić - powiedział Schulz protekcjonalnie.- Ostatecznie nie jestem potworem.A tajne zlecenie służbowe to rzecz święta.- Serdeczne dzięki, panie kapitanie.Schulz machnął ręką.- Niech mi pan jeszcze nie dziękuje, płatniku Brahm.Musimy najpierw zobaczyć, czy przechowywanie pańskich skrzyń w obrębie komendy garnizonu w ogóle się opłaci.- Opłaci się, panie kapitanie.- Bardzo by mnie to cieszyło.Brak mi jeszcze ciągle instrukcji - powiedział wysoki, barczysty Amerykanin siedzący na krześle - jak się mam zachowywać jako morderca.- Niech pan nie mówi głupstw, James - powiedział kapitan stojący za dużym stołem.Nie było w jego słowach wyrzutu, zachowywał się tak, jak gdyby chodziło o żart, którego nie uważał za zbyt szczęśliwy.- Jakże to jest? - pytał z uporem James.- Czy generał Eisenhower powiedział: "zabijajcie Niemców!" czy też nie powiedział?Kapitan Ted Boernes z CIC[1], szef sekcji amerykańskiego kontrwywiadu, niski, szczupły jegomość o delikatnych rękach, w okularach bez oprawy, potrząsnął wielką głową z pewną niechęcią.- Niechże pan da spokój z tymi prymitywnymi hasłami wojennymi, James.- Bądź co bądź chodzi o wypowiedź, a raczej o instrukcję, za którą jest odpowiedzialny nie byle kto, lecz sam naczelny dowódca alianckich sił zbrojnych.A więc jak to jest? Mamy zabijać czy nie?Kapitan Boernes zdjął z namaszczeniem grube okulary i jak gdyby szukając pomocy rozejrzał się po pokoju.Mrużył przy tym oczy i przegubem lewej ręki potarł czoło.Widział doskonale i bez okularów.Przyglądał się swoim współpracownikom zgromadzonym wokół niego w hallu willi pewnego przemysłowca.Twarz miał bez wyrazu; ruchy jego mimo ogromnego zmęczenia były elastyczne.Starał się uświadomić swych kolegów, że jest skłonny do przyjaznego kompromisu.Zebrało się wokół niego ze dwa tuziny mężczyzn w mundurach wojskowych bez odznak.Była to pstra grupka, od której wiało trzymaną na wodzy wrogością.Pochodzili z najróżniejszych zakątków Stanów Zjednoczonych, mieli najróżnorodniejsze zawody, należeli do najrozmaitszych wyznań.Jedną tylko mieli wspólną cechę: wszyscy mówili świetnie po niemiecku.- Zadanie nasze - powiedział kapitan starając się szczerze bagatelizować to, czego nie można było brać na serio - nie ma nic wspólnego z rąbaniem drzewa.Nie jesteśmy mordercami.- Jeżeli - oświadczył James ze sportową niemal dumą - spotkam jakąś świnię hitlerowską, powiedzmy, na gorącym uczynku, zakłuję ją.To jasne, ale generał nie powiedział: "zabijajcie hitlerowców!" Powiedział wyraźnie: "zabijajcie Niemców!"- Nie jesteśmy sędziami, James - rzekł kapitan protestując łagodnym ruchem ręki.- A tym bardziej nie jesteśmy sędziami i egzekutorami wyroków w jednej osobie.James, rozpierany przez nadmiar energii, ale przy tym dobroduszny, wydał parę niezrozumiałych dźwięków, które miały być protestem, ale mogły być tłumaczone dowolnie.Kapitan uznał za wskazane przyjąć je za potwierdzenie swych słów."Ten James - powiedział sobie po namyśle z całym spokojem - to morderca.Trzeba go trzymać na wodzy i używać jedynie przy stosowaniu wzmożonych środków ostrożności, gdyż jest to materiał łatwo eksplodujący".- My wszyscy - powiedział kapitan Boernes, zdecydowany dotrzeć do sedna swoich wywodów - mamy jakiś stosunek do Niemiec.- Zgadza się co do joty - powiedział James.- Mnie na przykład Nabito w Niemczech rodziców pałkami.A brata mego spalili w piecu.O tym, kapitanie, myślę zawsze, kiedy ktoś mówi o Niemcach.Oto jak wygląda mój stosunek do tego świńskiego narodu.- James - powiedział Boernes pobłażliwie karcącym tonem - niechże pan rozróżnia Niemców od hitlerowców [ Pobierz całość w formacie PDF ]