[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała natomiast, że gdyby byli sami, poczułby sięabsolutnie usprawiedliwiony, by zacisnąć te długie palce na jejgardle i wydusić z niej ostatni oddech.Objął ją spojrzeniem. Mój Boże, w co on cię zamienił? Wyczuwam na tobieżądzę.Tylko warstwa pozorów oddzielała cię od nisko urodzonychwieśniaków, z których się wywodzisz, a teraz i ona zniknęła.  W takim razie  odparła Lottie, zwijając uwięzioną dłoń wobolałą pięść  powinien pan natychmiast odejść, by się tym odemnie nie zarazić. Głupia dziewucho  szepnął Radnor, gdy jego oczyzapłonęły zimnym ogniem. W ogóle nie pojmujesz, co utraciłaś.Wiesz, czym byś była beze mnie? Niczym.To ja cię stworzyłem.Ja wydobyłem cię z jelit społeczeństwa i zamierzałem uczynić zciebie istotę pełną stylu i perfekcji.A ty mnie zdradziłaś iodwróciłaś się od swojej rodziny. Nie prosiłam o pana mecenat. Tym bardziej powinnaś paść przede mną na kolana zwdzięczności.Zawdzięczasz mi wszystko, Charlotte.Zawdzięczasz mi życie.Szybko zrozumiała, że dyskusje z tak ewidentnym szaleńcemsą bezcelowe. Być może  powiedziała cicho. Lecz teraz należę dolorda Sydneya.Nie ma pan do mnie żadnych praw.Jego usta wykrzywiły się w złowieszczym grymasie. Moje prawo do ciebie jest silniejsze niż jakieś bzdurneprzysięgi małżeńskie. Czyżby oszukiwał się pan, że można mnie kupić jak coś, cowystawiono w witrynie sklepowej?  zapytała drwiąco. Twoja dusza należy do mnie  szepnął Radnor, zaciskającpalce na jej nadgarstku, aż poczuła, jak wyginają się jej delikatnekości.Do jej oczu napłynęły łzy bólu. Kupiłem ją, zastawiającwłasną.Zainwestowałem w ciebie dziesięć lat życia i otrzymamrekompensatę. Jak? Jestem żoną innego mężczyzny i nic już do pana nieczuję& Ani lęku, ani nienawiści& Tylko obojętność.O jakiejrekompensacie pan mówi?Już myślała, że złamie jej rękę, gdy nagle usłyszaładobiegający zza nich cichy warkot.To był Nick, który szybkostanął między nimi.Wyciągnął ramię, a to, co zrobił, sprawiło, żelord Radnor uwolnił ją z jękiem bólu.Pod wpływem gwałtownościjego ruchu Lottie zatoczyła się do tyłu, lecz Nick złapał ją i przytulił.Instynktownie ukryła twarz na jego ramieniu.Usłyszałagłęboki pomruk jego głosu, gdy przemówił do lorda Radnora: Nie zbliżaj się do niej więcej, bo cię zabiję  stwierdziłrzeczowo. Bezczelna świnia  mruknął Radnor ochryple.Lottie spojrzała na niego, bezpiecznie ukryta w ramionachmęża, i dostrzegła szaropurpurową falę koloru na jego bladejtwarzy.Najwyrazniej widok Lottie w ramionach Nicka stanowiłwięcej, niż mógł znieść.Nick położył dłoń na jej karku i wsunąłpalce pod jej włosy, z rozmysłem prowokując hrabiego. Dobrze więc  szepnął Radnor. Pozostawię cię twemuponiżeniu, Charlotte. Odejdz  powiedział Nick. Natychmiast.Radnor odszedł, trzymając się sztywno niczym uniesionysłusznym gniewem obalony monarcha.Lottie objęła dłonią pulsujący nadgarstek i zauważyła, żeprzyciągają coraz więcej ciekawskich spojrzeń ze strony osóbspacerujących po galerii.Goście wychwycili rozgrywającą się wzaciszu kolumny scenę. Nick&  szepnęła.Przeszedł do akcji, zanim zdołała cokolwiek dodać.Otoczyłją pewnie ramieniem i przywołał gestem służącego, któryprzechodził obok z tacą pustych kieliszków. Ty  mruknął surowo. Podejdz tutaj.Ciemnowłosy lokaj pospiesznie wypełnił rozkaz. Tak, milordzie? Gdzie znajdę jakiś prywatny pokój?Lokaj się zamyślił. Jeśli pójdzie pan dalej tym korytarzem, milordzie, znajdziepan pokój muzyczny, który, jak sądzę, jest obecnie nieużywany. Dobrze.Przynieś tam trochę brandy.Tylko szybko. Tak, milordzie!Oszołomiona Lottie poszła korytarzem za Nickiem.W jejgłowie trwała gonitwa myśli, gdy zostawiali za sobą eleganckiharmider sali balowej.Jej ciało iskrzyło osobliwą gotowością do walki, choć długo oczekiwana konfrontacja z lordem Radnorempozostawiła w niej po sobie mdłości, uniesienie, gniew i ulgę.Jakto możliwe, że czuła aż tyle rzeczy naraz?Pokój muzyczny był słabo oświetlony.Pianino, harfa i kilkainnych instrumentów rzucały długie cienie na ścianę.Nickzamknął drzwi i odwrócił się do Lottie, otaczając ją ramionami.Nigdy nie widziała u niego tak napiętej miny. Nic mi nie jest  powiedziała, a niespotykanie wysoki tonjej głosu sprowokował ją do śmiechu. Naprawdę, nie musiszrobić takiej&  urwała, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.Wiedziała, że Nick podejrzewa, iż postradała zmysły.Niepotrafiłaby mu wyjaśnić tego dzikiego poczucia wolności, które jąwypełniło po tym, jak stawiła czoło swemu największemu lękowi. Przepraszam  powiedziała beztrosko, choć łzy ulgi napłynęły jejdo oczu. Ja tylko& Przez całe życie tak bardzo bałam się lordaRadnora& lecz gdy go dzisiaj zobaczyłam, uświadomiłam sobie,że nie ma już nade mną żadnej władzy.Nic mi nie może zrobić.Nie mam wobec niego żadnych zobowiązań& i nawet nie czuję sięwinna z tego powodu.Ciężar zniknął, tak samo jak strach, i czujęsię z tym tak dziwnie&Gdy się trzęsła, śmiała i ocierała oczy palcami wrękawiczkach, Nick wziął ją w ramiona, by spróbować ją ukoić. Spokojnie& Spokojnie&  szeptał, wodząc dłońmi po jejramionach i plecach. Zaczerpnij głęboko powietrza.Sza,wszystko będzie dobrze. Przycisnął ciepłe wargi do jej czoła,mokrych rzęs i policzków. Jesteś bezpieczna, Lottie.Jesteś moja,jesteś moją żoną, a ja zajmę się tobą.Jesteś bezpieczna.Gdy próbowała mu wytłumaczyć, że się nie boi, szepnął, byzamilkła i oparła się o niego.Zaczęła głęboko oddychać, jakbywłaśnie przebiegła wiele kilometrów bez zatrzymywania się, ioparła głowę na jego torsie.Zdjął rękawiczki i położył ciepłedłonie na jej chłodnej skórze.Jego silne palce ugniatały naprężonemięśnie jej karku i barków.Ktoś zapukał do drzwi. Brandy  powiedział Nick cicho, po czym poprowadził ją do fotela.Usiadła, przysłuchując się pełnym wdzięcznościpodziękowaniom lokaja, gdy Nick obdarzył go monetą za jegowysiłki.Powrócił do niej z tacą, na której stały butelka iszklaneczka.Postawił wszystko na stoliku. Nie potrzebuję tego  oświadczyła z bladym uśmiechem.Zignorował ją, nalał do szklaneczki brandy na jeden palec, poczym zamknął naczynie w dłoniach.Gdy nieco ocieplił trunek,podał go jej. Wypij.Posłusznie wzięła od niego szklaneczkę.Ku jej zdumieniu jejdłonie drżały tak bardzo, że z trudem mogła ją utrzymać.TwarzNicka pociemniała, gdy to dostrzegł.Opadł na kolana przed nią,obejmując jej nogi muskularnymi udami.Nakrył jej palcewłasnymi, uspokoił jej dłonie i pomógł jej zbliżyć brzeg szklankido ust.Upiła łyk i wykrzywiła wargi, gdy brandy oparzyła jejgardło. Jeszcze  mruknął, zmuszając ją, by wzięła kolejny łyk, apotem jeszcze jeden.Jej oczy zaczęły łzawić od aksamitnego ognia. Z tą brandy jest chyba coś nie tak  szepnęła ochryple.W jego oczach błysnęło rozbawienie. Wszystko z nią w porządku.To Fin Bois zdziewięćdziesiątego ósmego. To jakiś kiepski rocznik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl