Pokrewne
- Strona Główna
- Alistair Maclean Szatanski Wirus poprawiony v 1 (2)
- Alistair Maclean Szatanski Wirus 2 z 2
- Rushdie Salman Szatanskie wersety
- Alistair Maclean Szatanski Wirus (2)
- Alistair Maclean Szatanski Wirus
- Biblia Szatana Pl
- TIJ2
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka
- Walka O Polske
- Sznaper Adam Akademia cudow (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- urodze-zycie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ale czemu nie odchodzi on już dzisiaj? — zapytał profesor.— Nie wiem.Może będzie skrobał jeszcze jakieś drzwi.Niepokoją go zapewne jedyne, do których nie miał dostępu: drzwi w pokoju pana Gąsowskiego, gdyż ojciec pani zamyka je na noc na klucz, a we dnie nie opuszcza swojej pracowni.Panie profesorze! Czy nie mógłby pan w tej chwili wywołać pana Gąsowskiego?— Po co?— Indywiduum jest w domu.Skoro ujrzy, że pan Gąsowski niespodziewanie opuścił swój pokój, skorzysta z dobrej sposobności.Pomóżmy mu! Niech się przekona, że i tam też nic nie znajdzie!— Tak, tak… — mruknął profesor.— Rewolwer w ręce matematyka sam nie wie, kiedy wystrzeli.Wandziu, spróbuj wywabić ojca z jaskini!Długie rozprawy, prowadzone przez otwarte okno, zdołały wreszcie przekonać matematyka, że powinien zwiedzić słoneczny boży świat, który pociemniał cokolwiek, skoro się na nim ukazała groźna chmura czarno malowanej brody.— Panno Wando! — szepnął Adaś.— Niech pani teraz przemknie się do domu przez kuchnię i niech pani stara się dojrzeć, co zrobi malarz? My będziemy stali tutaj, aby nas miał na oku.Wanda pobiegła dookoła przez ścieżki.— Czemu przeszkadzacie mi w pracy? — zagrzmiał matematyk.— Co się stało?— Właściwie to nic, proszę pana — zaczął mówić Adaś wesoło.— Rozmawiamy sobie z panem profesorem o tajemniczych właściwościach liczb.— O, o! — zdumiał się radośnie matematyk.— O cóż idzie?— Czemu na przykład liczbie siedem przypisuje się przedziwne właściwości?Matematyk pogładził brodę i mówił z lubością:— Jest to od najdawniejszych czasów liczba święta.Już Egipcjanie zwrócili na to uwagę.Siedem znali planet i siedem lat tworzyło u nich okres.Uchodziła za liczbę szczęśliwą i przynoszącą szczęście.Świeczniki wschodnich ludów byty siedmioramienne.Siedem razy błogosławiono i siedem razy zaklinano.Wyliczano siedem cudów świata.Żydzi gadali o siedmiu diabłach, a Grecy poświęcili siódemkę Apollinowi i mieli siedmiu mędrców.Średniowiecze znało “siedem jędz”, a Pismo święte mówi o siedmiu braciach śpiących.Tydzień ma dni siedem.Głowa ma w sobie siedem otworów…— Ja mam osiem! — zawołał Adaś.— Niedługo jednak ósmy otwór zagoi się i przestanę być fenomenem.— Siedem grzechów śmiertelnych — wyliczał matematyk.— Siedem…— Nasz dziadek miał siedem córek — przerwał mu pan profesor.— A wszystkie pono podobne były do grzechów śmiertelnych.Co cię tak zaniepokoiło, Piotrze?Adaś , z którego twarzy znikł niefrasobliwy uśmiech, przysłonił ręką oczy, chroniąc je przed blaskiem słońca i wpatrywał się uparcie w tę stronę, w której park łączył się z rzadkim lasem, odgrodzony od niego dość wysokim parkanem.Człowiek jakiś przesadził ów parkan i potykając się na nierównościach gruntu biegł szybko.Jeszcze chwila, a zapadnie między drzewa.— Malarz! — krzyknął Adaś.— Ale dlaczego ucieka?Nie czekając, aż dwaj bracia odkrzykną mu słowami zdumienia pobiegł ku dworowi, wołając z daleka:— Panno Wando! Panno Wando!— Jestem! — odezwała się dziewczyna z głębi domu.— Gdzie on? — pytał Adaś zdyszany.— Nie wiem… Tu go nie było! Więc to on… Uciekł… Nie wchodził z pewnością do pokoju ojca?— Z wszelką pewnością.Słyszałam jego kroki, ale zdawało mi się, że schodził z góry.— Z góry? Przecie na górze… Ach, głupcze! — wrzasnął niespodziewanie.Ponieważ z dwóch osób, wiodących ten zdyszany dialog, jedna tylko była rodzaju męskiego, przeto nie ulegało wątpliwości, że Adaś nazwał głupcem samego siebie.— Głupcze! Głupcze! — powtarzał z gorącym uporem i pobiegł.A panna Wanda za nim.Wpadł do swojej izdebki i z rezygnacją oparł się o ścianę: porządnie złożone papiery były porozrzucane we wszystkie kąty, szafa na oścież otwarta.Adaś , oszołomiony, rozjaśnił się na jeden moment bladym uśmiechem nadziei.Jak żbik skoczył w stronę stolika, w którego szufladzie ukrył starannie owinięty w papier zbutwiały i żółty pamiętnik księdza Koszyczka.Papiery znikły.Adaś spojrzał na dziewczynę zrozpaczonym wzrokiem.Blady był i cały dygotał.— Wart jestem stu batów — rzekł głucho.— Bij mnie, kto w Boga wierzy!Panna Wanda pomyślała, że wierzy w Boga, ale za nic na świecie nie uderzyłaby biednego Adasia.VIII.Umarli piszą listyOn wiedział, że ja coś wiem — mówił Adaś na radzie gabinetowej pod przewodnictwem pana profesora.— Wywnioskował, że jakichkolwiek wieści należy szukać w moim pokoju.Ja pragnąłem schwytać Tatarzyna, a Tatarzyn był mądrzejszy.Panie profesorze! Jestem niepocieszony…Rada gabinetowa, w której udział brała poza nimi tylko Wandzia, uchwaliła dwoma głosami, aby się jednak dał pocieszyć, nic bowiem groźnego się nie stało.Spokojnie rozważywszy nie było powodu do niepokojów.Napastliwa szajka przeczytała łapczywie opowieść księdza Koszyczka i nie będzie mądrzejsza, niż była przedtem.Dowie się, oczywiście, że “francuska tajemnica” została powierzona drzwiom z domku ogrodnika, lecz gdzie są te drzwi? Tego nie wiedza obie strony.Ta będzie na wierzchu, co je zdoła odnaleźć.Gdyby fałszywy malarz nie był zabrał rękopisu, rada gabinetowa rozporządzałaby dowolnym czasem na poszukiwania, podczas gdy tamci tłukliby się w ciemności.Teraz należy się śpieszyć, aby nie dać się ubiec.Byłoby lekkomyślnością liczenie na grubą niedomyślność wrogów: wzmianka o drzwiach w relacji księdza jest tak wyraźna, że im się rzuci w oczy.Już ten quasi—malarz dowiódł ogromnego sprytu pogardziwszy stertą książek i papierów i chwyciwszy ten łup, który należało porwać.A porwał go jedynie dlatego, że był starannie owinięty odłożony i ukryty w szufladzie.Tego właśnie Adaś nie mógł sobie przebaczyć.Znał doskonale głęboko mądrą i przenikliwą opowieść wielkiego pisarza amerykańskiego, Edgara Allana Poego, w której wszyscy poszukują ważnego dokumentu, prując meble, zrywając deski podłogi, zaglądając do najciemniejszych zakamarków, podczas gdy dokument sterczał na widoku, tak że należało jedynie sięgnąć ręką, ten bowiem, co go chciał ukryć, wnioskował przemyślnie, że najtrudniej jest znaleźć coś, co nie jest ukryte [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.— Ale czemu nie odchodzi on już dzisiaj? — zapytał profesor.— Nie wiem.Może będzie skrobał jeszcze jakieś drzwi.Niepokoją go zapewne jedyne, do których nie miał dostępu: drzwi w pokoju pana Gąsowskiego, gdyż ojciec pani zamyka je na noc na klucz, a we dnie nie opuszcza swojej pracowni.Panie profesorze! Czy nie mógłby pan w tej chwili wywołać pana Gąsowskiego?— Po co?— Indywiduum jest w domu.Skoro ujrzy, że pan Gąsowski niespodziewanie opuścił swój pokój, skorzysta z dobrej sposobności.Pomóżmy mu! Niech się przekona, że i tam też nic nie znajdzie!— Tak, tak… — mruknął profesor.— Rewolwer w ręce matematyka sam nie wie, kiedy wystrzeli.Wandziu, spróbuj wywabić ojca z jaskini!Długie rozprawy, prowadzone przez otwarte okno, zdołały wreszcie przekonać matematyka, że powinien zwiedzić słoneczny boży świat, który pociemniał cokolwiek, skoro się na nim ukazała groźna chmura czarno malowanej brody.— Panno Wando! — szepnął Adaś.— Niech pani teraz przemknie się do domu przez kuchnię i niech pani stara się dojrzeć, co zrobi malarz? My będziemy stali tutaj, aby nas miał na oku.Wanda pobiegła dookoła przez ścieżki.— Czemu przeszkadzacie mi w pracy? — zagrzmiał matematyk.— Co się stało?— Właściwie to nic, proszę pana — zaczął mówić Adaś wesoło.— Rozmawiamy sobie z panem profesorem o tajemniczych właściwościach liczb.— O, o! — zdumiał się radośnie matematyk.— O cóż idzie?— Czemu na przykład liczbie siedem przypisuje się przedziwne właściwości?Matematyk pogładził brodę i mówił z lubością:— Jest to od najdawniejszych czasów liczba święta.Już Egipcjanie zwrócili na to uwagę.Siedem znali planet i siedem lat tworzyło u nich okres.Uchodziła za liczbę szczęśliwą i przynoszącą szczęście.Świeczniki wschodnich ludów byty siedmioramienne.Siedem razy błogosławiono i siedem razy zaklinano.Wyliczano siedem cudów świata.Żydzi gadali o siedmiu diabłach, a Grecy poświęcili siódemkę Apollinowi i mieli siedmiu mędrców.Średniowiecze znało “siedem jędz”, a Pismo święte mówi o siedmiu braciach śpiących.Tydzień ma dni siedem.Głowa ma w sobie siedem otworów…— Ja mam osiem! — zawołał Adaś.— Niedługo jednak ósmy otwór zagoi się i przestanę być fenomenem.— Siedem grzechów śmiertelnych — wyliczał matematyk.— Siedem…— Nasz dziadek miał siedem córek — przerwał mu pan profesor.— A wszystkie pono podobne były do grzechów śmiertelnych.Co cię tak zaniepokoiło, Piotrze?Adaś , z którego twarzy znikł niefrasobliwy uśmiech, przysłonił ręką oczy, chroniąc je przed blaskiem słońca i wpatrywał się uparcie w tę stronę, w której park łączył się z rzadkim lasem, odgrodzony od niego dość wysokim parkanem.Człowiek jakiś przesadził ów parkan i potykając się na nierównościach gruntu biegł szybko.Jeszcze chwila, a zapadnie między drzewa.— Malarz! — krzyknął Adaś.— Ale dlaczego ucieka?Nie czekając, aż dwaj bracia odkrzykną mu słowami zdumienia pobiegł ku dworowi, wołając z daleka:— Panno Wando! Panno Wando!— Jestem! — odezwała się dziewczyna z głębi domu.— Gdzie on? — pytał Adaś zdyszany.— Nie wiem… Tu go nie było! Więc to on… Uciekł… Nie wchodził z pewnością do pokoju ojca?— Z wszelką pewnością.Słyszałam jego kroki, ale zdawało mi się, że schodził z góry.— Z góry? Przecie na górze… Ach, głupcze! — wrzasnął niespodziewanie.Ponieważ z dwóch osób, wiodących ten zdyszany dialog, jedna tylko była rodzaju męskiego, przeto nie ulegało wątpliwości, że Adaś nazwał głupcem samego siebie.— Głupcze! Głupcze! — powtarzał z gorącym uporem i pobiegł.A panna Wanda za nim.Wpadł do swojej izdebki i z rezygnacją oparł się o ścianę: porządnie złożone papiery były porozrzucane we wszystkie kąty, szafa na oścież otwarta.Adaś , oszołomiony, rozjaśnił się na jeden moment bladym uśmiechem nadziei.Jak żbik skoczył w stronę stolika, w którego szufladzie ukrył starannie owinięty w papier zbutwiały i żółty pamiętnik księdza Koszyczka.Papiery znikły.Adaś spojrzał na dziewczynę zrozpaczonym wzrokiem.Blady był i cały dygotał.— Wart jestem stu batów — rzekł głucho.— Bij mnie, kto w Boga wierzy!Panna Wanda pomyślała, że wierzy w Boga, ale za nic na świecie nie uderzyłaby biednego Adasia.VIII.Umarli piszą listyOn wiedział, że ja coś wiem — mówił Adaś na radzie gabinetowej pod przewodnictwem pana profesora.— Wywnioskował, że jakichkolwiek wieści należy szukać w moim pokoju.Ja pragnąłem schwytać Tatarzyna, a Tatarzyn był mądrzejszy.Panie profesorze! Jestem niepocieszony…Rada gabinetowa, w której udział brała poza nimi tylko Wandzia, uchwaliła dwoma głosami, aby się jednak dał pocieszyć, nic bowiem groźnego się nie stało.Spokojnie rozważywszy nie było powodu do niepokojów.Napastliwa szajka przeczytała łapczywie opowieść księdza Koszyczka i nie będzie mądrzejsza, niż była przedtem.Dowie się, oczywiście, że “francuska tajemnica” została powierzona drzwiom z domku ogrodnika, lecz gdzie są te drzwi? Tego nie wiedza obie strony.Ta będzie na wierzchu, co je zdoła odnaleźć.Gdyby fałszywy malarz nie był zabrał rękopisu, rada gabinetowa rozporządzałaby dowolnym czasem na poszukiwania, podczas gdy tamci tłukliby się w ciemności.Teraz należy się śpieszyć, aby nie dać się ubiec.Byłoby lekkomyślnością liczenie na grubą niedomyślność wrogów: wzmianka o drzwiach w relacji księdza jest tak wyraźna, że im się rzuci w oczy.Już ten quasi—malarz dowiódł ogromnego sprytu pogardziwszy stertą książek i papierów i chwyciwszy ten łup, który należało porwać.A porwał go jedynie dlatego, że był starannie owinięty odłożony i ukryty w szufladzie.Tego właśnie Adaś nie mógł sobie przebaczyć.Znał doskonale głęboko mądrą i przenikliwą opowieść wielkiego pisarza amerykańskiego, Edgara Allana Poego, w której wszyscy poszukują ważnego dokumentu, prując meble, zrywając deski podłogi, zaglądając do najciemniejszych zakamarków, podczas gdy dokument sterczał na widoku, tak że należało jedynie sięgnąć ręką, ten bowiem, co go chciał ukryć, wnioskował przemyślnie, że najtrudniej jest znaleźć coś, co nie jest ukryte [ Pobierz całość w formacie PDF ]