[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Angielscy policjanci nie noszą broni.Dla nich w pewnym sensie byłem policjantem, więc nie powinienem mieć pistoletu.Uniosłem lewe ramię i starałem się jak najniżej opuścić głowę, odchylając policzkiem klapę marynarki.Przy trzeciej próbie chwyciłem kolbę zębami, ale mi się wyślizgnęła, gdy chciałem wyciągnąć pistolet z kabury.Czterokrotnie powtórzyłem ten manewr i zrezygnowałem.Wykręcanie szyi w tak nienaturalny sposób jest zawsze męczące, a teraz dochodziły jeszcze skutki uderzenia łomem i w rezultacie piwnica zawirowała wokół mnie w oszałamiającym tempie.Równocześnie poczułem ostry, kłujący ból z prawej strony klatki piersiowej i z przerażeniem zacząłem się zastanawiać, czy nie mam złamanego żebra, które mogło przebić mi płuco.W takim stanie wszystkiego się mogłem spodziewać.Po krótkim odpoczynku z trudem ukląkłem, mocno zgiąłem się w pasie i pochyliłem głowę niemal do podłogisądząc, że pistolet sam wysunie się z kabury pod własnym ciężarem.Nic z tego.Spróbowałem jeszcze raz, lecz zbytgwałtownie szarpnąłem się do przodu i jak długi upadłem na twarz.Kiedy w końcu przestało mi szumieć w głowie, powtórzyłem operację - tym razem pistolet, ostatecznie wysunął się z kabury i grzmotnął o podłogę.Klęcząc spoglądałem nań tęsknie w słabym świetle wypełniającym piwnicę.Człowiek o sadystycznych skłonnościachuznałby to za świetny kawał, gdyby teraz mógł opróżnić pistolet z nabojów i z powrotem włożyć go do kabury.Lecznikt taki szczęśliwie się nié zjawił.Na liczniku była dziewiątka - pełny magazynek.Odwróciłem się klęcząc, związanymi dłońmi podniosłem hanyatti, zwolniłem bezpiecznik i zacząłem przesuwać pistolet za plecami do prawego boku, na ile pozwalało mi nienaturalnie wykręcone lewe ramię.Muszka zahaczała o marynarkę, ale ciągnąłem i szarpałem tak długo, póki nie zobaczyłem, że wystaje na parę centymetrów zza mojego biodra.Skręciłem kolana i pochyliłem się do przodu, aż moje stopy znalazły się jakieś czterdzieści centymetrów przed wylotem lufy.W pierwszej chwili chciałem przestrzelić węzeł krępujący mi kostki, ale tylko w pierwszej chwili.Czegoś takiego mógłby dokonać wyłącznie Buffalo Bill, lecz on widział dobrze na oba oczy i raczej nie urządzał pokazów w półmroku, ze zdrętwiałymi rękami, które miał związane z tyłu Więcej niż pewne, że w ogólnym rozrachunku, moja próba mogłaby ucieszyć jedynie tamtych dwóch londyńskich chirurgów, którzy chcieli amputować mi lewą stopę.Postanowiłem wybrać za cel półmetrowy odcinek czterech skręconych - ze sobą kabli, którymi przywiązano mi nogi do regału.Przymierzyłem się, jak tylko mogłem najlepiej, i pociągnąłem za spust.Wszystko stało się nagle i równocześnie.Ta nienaturalna pozycja, w jakiej trzymałem pistolet, sprawiła, że miałem wrażenie; jakby odrzut złamał mi prawą rękę.Huk wystrzału w zamkniętym pomieszczeniu zdawał się rozrywać bębenki, zagłuszając świst rykoszetu, który zwichrzył mi włosy, kiedy przelatywał tak blisko, dosłownie o centymetr od głowy, że moje kłopoty omal nie skończyły się na zawsze.Poza tym zdarzyło się jeszcze coś - spudłowałem.Po dwóch sekundach znów strzeliłem.Bez chwili wahania.Jeśli bowiem na górze ktoś został na straży i cieszy się bezczynnością, to zaraz tu zejdzie; żeby sprawdzić, kto zakłóca mu spokój w domu.Alé nie tylko tym się kierowałem - gdybym zwlekał zastanawiając się, czy następny rykoszet nie poleci a ten centymetr bliżej, to prawdopodobnie nigdy bym się nie zdecydował pociągnąć za spust.Znowu huk bliskiego wystrzału i tym razem byłem pewien, że mam wybity prawy kciuk, lecz nie bardzo się tym przejąłem.Najważniejsze, że kabel, którym przywiązano mnie do regału, został pięknie rozerwany w samym środku.Buffalo Bill nie zrobiłby tego lepiej.Odwracając się chwyciłem jedną z podpórek regału wprawdzie całymi, lecz niemal bezużytecznymi rękami, podciągnąłem ciało do pionu, oparłem lewy łokieć na najbliższej półce i czekałem nie spuszczając z oka drzwi Każdy, kto teraz wejdzie, by zobaczyć, co się tutaj dzieje, będzie musiał je otworzyć; a mężczyzna o przeciętnym wzroście jest znacznie łatwiejszym celem niż półmetrowy kawałek kabla.Stałem tak na drżących nogach przez całą minutę, wytężając słuch mocno nadwerężony hukiem dwóch wystrzałów.Nic.Zaryzykowałem kilka szybkich podskoków, a kiedy dotarłem na środek piwnicy, spojrzałem w okno na wypadek, gdyby mój strażnik okazał się ostrożny i sprytny.I znowu nic.Jeszcze parę podskoków i byłem przy drzwiach.Łokciem nacisnąłem klamkę Zamknięte na klucz.Odwróciłem się plecami do drzwi, tak długo skrobałem po nich lufą, aż trafiłem na zamek; i pociągnąłem za spust.Po drugim wystrzale drzwi nagle ustąpiły pod moim ciężarem co może wiele powiedzieć o stanie mojego umysłu, bo nawet nie obejrzałem przedtem zawiasów, by sprawdzić, w którą stronę się otwierają do środka czy na zewnątrz.Upadłem jak długi na betonową podłogę korytarzyku znajdującego się za drzwiami.Gdyby ktoś tam wówczas czekał i chciał mi przyłożyć, miał po temu najlepszą okazję.Ale nikt mi nie przyłożył, bo nikogo tam nie było.Oszołomiony i poobijany z trudem się podniosłem, odszukałem kontakt i nacisnąłem go ramieniem.Goła żarówka, która wisiała na końcu krótkiego kabla, jednak się nie zapaliła.Mogła być przepalona albo w ogóle do luftu, lecz moim zdaniem fakt ten oznaczał całkowity brak prądu - w powietrzu bowiem unosiła się woń podstarzałej stęchlizny, co świadczyło, że właściciel opuścił ten dom już dawno.Zniszczone schody prowadziły w ciemność.Wskoczyłem na pierwsze dwa stopnie i zacząłem tańczyć jak nakręcanyŻeby nie upaść błyskawicznie się obróciłem i usiadłem.Wówczas uznałem, że dla własnego bezpieczeństwa rozsądnie zrobię, jeśli jak najniżej utrzymam środek ciężkości W tej pozycji dotarłem do szczytu schodów, przenosząc siedzenie po kolei z jednego stopnia na drugi.Drzwi na górze również były zamknięte na klucz, ale to nie moje drzwi i miałem jeszcze pięć nabojów w magazynkuHanyatti.Zamek ustąpił po pierwszym strzale i wytoczyłem się do hallu.Hall był wysoki, miał nieregularny kształt, a jego ściany pokrywało to, co handlarze nieruchomościami nazywają wykwintną boazerią ręcznie ociosane dębowe belki, czarne i brzydkie, Z lewej i prawej strony zobaczyłem jakieś zamknięte drzwi, w głębi następne ,oszklone ,a obok mnie jeszcze jedne ,które przypuszczalnie prowadziły na zaplecze budynku.Nad głową miałem schody ,a pod nogami nierówny parkiet, pokryty grubą warstwą kurzu; z przeplatającymi się śladami butów.Biegły one od oszklonych drzwi do miejsca, w którym stałem.Najważniejsze, że w hallu nie było nikogo.Teraz już wiedziałem, że jestem sam ,lecz nie wiedziałem, na jak długo chyba zwłoka byłaby głupotą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl