[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I powiadam: wojacy wynocha.Davaroden zdjął hełm, jakby po to tylko, by mogli sobie obejrzeć jego rozgniewaneoczy.Spojrzał z pretensją w twarz kapitana i skinął na żołnierzy.Odwrócił się jeszcze,wyciągając miecz z pochwy.Podał go Raladanowi. Wez to, panie  rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu. Te twoje noże rozba-wiają mnie do łez.Raladan wziął oręż dla świętego spokoju.Gdy żołnierze opuścili komnatę, natych-miast odłożył miecz na stół. To doskonały żołnierz i przyjaciel  rzekł, patrząc na starca.714  Widzę  padła krótka odpowiedz.Raladan zatknął ręce za pas. Ogromna większość ludzi, których w życiu spotkałem  powiedział Tame-nath  patrzy na Przyjętych jak na dwugłowe byki.Widzę jednak, panie, że ty dotych ludzi nie należysz.Nim zaczniemy rozmowę, chciałbym zapytać: czyś spotkał kie-dy człowieka takiego jak ja? Jeśli tak, to co powiedział? Może coś o Prawach Całości?Mnóstwo czasu oszczędzilibyśmy, gdyby się okazało, że wiesz trochę o Szerni i jejPasmach.Szczególnie dwóch Ciemnych Pasmach. Słyszałem o Prawach Całości, choć nie będę udawał, że wiele z tego rozumiem.Rzeczywiście spotkałem.niezwykłego starca.Nie nazywał siebie Przyjętym, ale my-ślę, że był nim, panie, tak samo jak ty. Podał ci może swe imię? Nie.Zmarszczywszy brwi, dorzucił. To kaleki grajek-gawędziarz.Spotkaliśmy się w jednej z garyjskich tawern.Nosiłdziwny instrument, nigdy takiego nie widziałem.715 Tamenath odchylił się nieco do tyłu. To nie był Przyjęty  powiedział.Przez chwilę patrzył dziwnym wzrokiem. Nie wiem, czy cię to interesuje, panie, ale istota, o której mówisz, jest starajak Szerer.Na przestrzeni wieków pojawiała się wielokrotnie, i zawsze tam, gdziespełniały się wyroki Praw Całości. Kim więc jest ten człowiek. Istota  podkreślił z naciskiem Tamenath. Nikt tego nie wie.ale na pewnonie człowiekiem.Milczeli przez chwilę, każdy zatopiony w swoich myślach. No dobrze, panie.Teraz powiedz mi najpierw, co cię sprowadza do Romogo--Koor.Nienazwany Obszar  wyjaśnił, widząc zdziwienie kapitana. Mówicie o nimZły Kraj. Ty, panie  padła odpowiedz. Mam misję.Polecono mi odnalezć Przyjętegoi poprosić go o pomoc. Pomoc w czym?Raladan wyjaśnił.716 W miarę, jak mówił, starzec coraz szerzej rozchylał pomarszczone powieki.Na-gle  nieoczekiwanie  wybuchnął śmiechem, potężnym jak cała jego postać. Nie, na wszystkie Pasma  rzekł zaraz, jakby zawstydzony.Wybacz mi.Wiemprzecież, że musi kryć się za tym coś więcej.Ale, panie, przyznaję, że pomysł proszeniaczłowieka takiego, jak ja, o pomoc przy budowie fortecy jest hm! hm! niezwykły, co sięzowie! Podobnie  dodał zaraz  jak wykorzystanie do tego celu Porzuconych Przed-miotów.Prawda, że Przedmioty, tak jak wy je rozumiecie, mogą posłużyć choćby dobudowy zamku.Nie pochwalam wynoszenia ich poza granice Obszaru, ale czyniono to,czyni się i chyba czynić będzie, nic na to nie poradzę.Jeśli już jednak służyć mają oneinnym celom niż te, do których zostały powołane, to może istotnie lepiej, by wzniesionoprzy ich pomocy fortecę, niż fikano ucieszne koziołki w powietrzu, jak czynił niegdyśbłazen dartańskiego króla, posługując się (nie uwierzysz, panie!) przepotężnym Pió-rem.Teraz jednak muszę ci powiedzieć, że budowanie zamków nie jest przeznacze-niem Przyjętego, choćby nawet ów zamek odmienić miał losy imperium.Moje zadanieto zrozumienie istoty Pasm Szerni i zgłębianie Praw Całości.Położył rękę na wielkiejksiędze.717  Pojmuję to, panie  rzekł Raladan. Ale wiem też na pewno, że ów zameki Prawa są ze sobą bardzo mocno związane. I ja tak sądzę  przyznał Tamenath. Tylko dlatego wciąż jeszcze rozmawia-my.Wróćmy jednak do imienia Riolathe.Czy mylę się, sądząc, że od niego wszystkobierze początek? To prawda  powiedział Raladan. 51Alida czekała.Jego godność Kiliven, Pierwszy Przedstawiciel Trybunału, zmieniałpowoli swe podejrzenia w pewność.Wiedziała, że trzeba spodziewać się ciosu.Czekała.Bierność była męcząca, ale  teraz  wskazana.Niedługo miało wy-buchnąć powstanie.Gdyby udało się odwlec rozstrzygnięcie aż do chwili tego wybu-chu, kłopoty przestałyby istnieć.Miała nadzieję, że się uda.Nie chciała przedwcześniepodejmować działań o trudnych do przewidzenia skutkach.Kim był ten człowiek? Nie potrafiła jakoś zasięgnąć o nim potrzebnych wiadomości.Dziwne.Armekt nie leżał blisko, ale tak znaczne nazwisko powinno być znane  mniej719 lub bardziej  nawet tu, w Trzeciej Prowincji.Trudno przypuścić, by dla obsadzenia takważnego stanowiska ściągnięto, gdzieś spod armektańskiej Północnej Granicy, jakiegośmagnata-samotnika.Dwory przedstawicielskie w prowincjach orbitowały jednak wo-kół dworu w stolicy.Gdyby Kiliven wywodził się z otoczenia cesarza, wiedziano by tuo nim.Było jednak inaczej.Posłała zaufanych ludzi do Armektu.Ale podróż musiała potrwać.A na miej-scu  trudno, by poszli prosto na obiad do imperatora, by zapytać o jego godnośćB.N.A.Kilivena.Należało działać ostrożnie.Jednak, pomimo wszystko, trwało to zbytdługo.Niecierpliwiła się już.Tego wieczoru chciała położyć się wcześniej.Wygodne apartamenty Trybunału ku-siły.Załatwiła sto spraw, beznadziejnie nudnych.Była zmęczona. Starzejesz się, kochanie  pomyślała.Ale tak naprawdę czuła się młodsza niż kiedykolwiek.Miała władzę, i to władzę tak ogromną, jakiej nie miał chyba nikt w całej prowincji.Kochała władzę i chętnie przyznawała się do tego przed sobą.Któż mógł tutaj z nią720 konkurować? Książę Przedstawiciel? Ten starzec nie potrafił już rządzić nawet własnąsłużbą.Miała go w ręku, bo miała Ganedorra.Oto mądry człowiek, dobry organizatori kandydat na wodza powstania, a po jego zwycięstwie  nawet na władcę Garry.Alenic więcej.By rządzić naprawdę, brakowało mu wyobrazni.Miał ją, miał, oczywiście.Ale za mało.Rozczesała włosy, upięła je starannie, nawet nie patrząc w lustro.Nie mogła jużpozwolić sobie na warkocz.Musiała wyglądać  hm, dostojnie.Zaśmiała się.Władza jej służyła.Nie tylko czuła się młodsza, ale i wyglądała mło-dziej.Lubiła się podobać (a która nie lubiła?).Inna rzecz, że ostatnio nie bardzo miałakomu.Niespodziewanie myśl uciekła w przeszłość, do Aheli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl